wtorek, 11 sierpnia 2015

Book2 - 21

~ Zayn’s P.O.V ~

- Przepraszam, co? – wydukałem, patrząc oniemiały na doktora Jenksa. – Ciąża?
- Może Pan usiądzie? Zrobił się Pan blady – powiedział, wskazując ręką krzesło.
- Nie, nie… Po prostu zaskoczył mnie Pan – odparłem, zerkając na Clairy. Przecież powiedziałaby mi, że jest w ciąży, prawda? Nie zataiłaby tego przede mną… Chyba.
- Zaskoczyłem pozytywnie czy negatywnie? – zaśmiał się ponuro.

I tu właśnie nie wiedziałem, co odpowiedzieć? Cieszyłem się? Czy byłem zawiedziony? Wcześniej dzieci kojarzyły mi się z ciągłym krzykiem, brudem i brakiem czasu na cokolwiek. Odkąd poznałem Clairy co raz częściej myślałem nad ustatkowaniem się… No i lekko zapragnąłem tego malucha, który z dumą nosiłby moje nazwisko.
- Moment! Clairy brała tabletki antykoncepcyjne – przypomniałem sobie nagle. Twarz Jenksa wykrzywiła się w dezorientacji.
- Czasami mogą one nie działać, Panie Malik…
- Niech doktor spojrzy jeszcze raz na badania – powiedziałem dobitnie.
- Ale wyniki…
- Proszę je sprawdzić jeszcze raz, doktorze – zażądałem stanowczo. Jenks westchnął i zaczął przerzucać stos kartek, szukając tej odpowiedniej. Gdy ją znalazł, przez chwilę skupił wzrok na niej, skanując pewnie wszystkie wyrazy na niej.
- Jasna cholera! – przeklął głośno. – Przepraszam za mój język, ale… wprowadziłem Pana w błąd. Przeczytałem nie te wyniki co trzeba, ja…
- Nic nie szkodzi – przerwałem mu ze słabym uśmiechem. Jednak poczułem coś dziwnego w środku… tak jakby… zawiedzenie? Kurwa, byłem już kompletnie rozdarty przez swoje bipolarne zachowania. – Oboje jesteśmy zmęczeni.
- Naprawdę przepraszam, nigdy nie wprowadziłem nikogo w błąd – kontynuował, ale ja machnąłem ręką.
- Nawet najlepszym zdarzają się wpadki, doktorze – rzekłem, opierając głowę o ścianę. – Mogę tutaj zostać na noc prawda? Nie chciałbym jej opuszczać…
- Dla Pana zrobimy mały wyjątek – odparł. – Ale rano…
- Zniknę na parę godzin – pokiwałem powoli głową.
- Dobrej nocy, Panie Malik. Proszę mnie wołać, gdy tylko Panna Watson się obudzi – powiedział.
- Wiem – szepnąłem i oparłem się ramionami o łóżko Clairy. Dziewczyna nadal była nieprzytomna. To mnie najbardziej martwiło. Czy to było normalne by przez tyle godzin nie kontaktowała? – Obudź się maleńka – mrucząc, pogłaskałem jej biały jak ściana policzek swoją dłonią.

Zdecydowanie już miałem dosyć tego dnia. Chciałem by on nareszcie się skończył i Clairy wróciła do żywych i do mnie.

Bo jej potrzebowałem.

~ Clairy’s P.O.V ~

Wiedziałam, że jak otworzę oczy i się poruszę, zacznę krzyczeć z bólu. I tak było, gdy tylko moje powieki uniosły się. Z moich ust wyrwał się cichy krzyk, gdy lekko się przesunęłam w nie tą stronę, co trzeba.
- Clairy? – usłyszałam czyiś zaspany głos.
- Zayn? – stęknęłam szukając swoją ręką jego dłoni.
- Clairy, obudziłaś się! – powiedział głośniej i poderwał się z krzesła. Był strasznie zmęczony. Pod jego oczami widziałam ogromne sińce. Włosy miał kompletnie roztrzepane i w nieładzie. Gdybym tylko mogła, ułożyłabym je. – Nawet nie wiesz, jakiego stracha mi napędziłaś? Nigdy więcej mi tego nie rób – parsknął, pochylając się i złożył na moich ustach mokry i namiętny pocałunek. Próbując się nie ruszać odwzajemniłam go. Pieszczota ta nie trwała długo, lecz tyle mi wystarczyło, by choć na chwilę zapomnieć o bólu. Zayn był na niego najlepszym lekiem.
- Ile byłam nieprzytomna? – spytałam słabym głosem.
- Całą noc – wyszeptał.
- I przez cały czas tutaj byłeś? – pokiwał głową. – Dlaczego?
- Głupie pytanie –prychnął, wywracając oczami. – Martwiłem się o Ciebie.
- Powinieneś wrócić do domu i trochę się przespać. Przecież nie umieram – parsknęłam ironicznym śmiechem.
- Widzę, że Twoje humorki wracają – westchnął. – Powinnaś o czymś wiedzieć – dodał po chwili, poważnym tonem.
- O czym? – zmarszczyłam czoło.
- Twój lekarz prowadzący wprowadził mnie w taki błąd, że o mało nie zszedłem na zawał…
- Co takiego powiedział?
- Że jesteś w ciąży – zamarłam. – Ale to nieprawda, patrzył nie na te wyniki co trzeba było – powiedział od razu, widząc moją minę.
- Na pewno? – skinął głową. – To dobrze – wypuściłam powietrze ze swoich płuc.
- I to oblanie kwasem… To była Carmen – odparł Zayn, spuszczając wzrok na moje dłonie. Otworzyłam lekko usta ze zdziwienia.
- Dlaczego? – zapytałam oniemiała.
- Zazdrość zasłoniła jej realia, Clairy – wzruszył ramionami. – Przyszła tutaj w nocy, zrobiła jakąś scenę pseudo zazdrości i ochroniarze ją zabrali. Dzisiaj pewnie będą wzywać mnie do złożenia zeznań.
- Nie wiedziałam, że ona jest tak niepoczytalna…
- Ja też – wszedł mi w zdanie. – Czasami naprawdę jestem idiotą. Myślałem, że ona się zmieni, że w jakiś sposób się odkocha…
- Zayn, to jest tak samo jakbym ja lada dzień miała Cię opuścić. To nie jest takie proste – powiedziałam. – Ona jest chora, Zayn. Potrzebuje pomocy psychiatry.
- Wiem – pokiwał głową. – Gdy tylko dowiedziałem się, że to ona… Pierwszy raz ujrzałem jej prawdziwe oblicze Clairy – Zayn spojrzał na mnie. W jego oczach malował się smutek i pełno żalu.
- Proszę Zayn, nie zamartwiaj się tym… Ona była nieobliczalna… - mruknęłam.
- Gdybym był przy Tobie, nic by się takiego nie stało – warknął.
- Co się stało to się nie odstanie – odparłam.
- Po tym wszystkim muszę zabrać Cię na wakacje – zmienił temat, delikatnie się uśmiechając. – Tyle ze mną Ci się przydarza, a ja nawet nie mogę Ci tego wynagrodzić…
- Wystarczy, że jesteś – szepnęłam. Jego uśmiech trochę się powiększył.
- Kocham Cię, Clairy – odparł, cmokając pojedynczo moje czoło.
- Ja Ciebie też – mruknęłam.

***
Resztę dnia, aż do samego wieczora spędziłam sama. Rozkazałam Zayn’owi iść do domu i trochę pospać, bo najlepiej po całonocnym dyżurze tuż przy moim boku nie wyglądał. W mojej głowie cały czas tkwiła wizja mnie z ciążowym brzuchem i Carmen oblewająca mnie kwasem. Na to drugie miałam wytłumaczenie : ona była po prostu chora i do niej nic nie dochodziło.

Gorzej z ciążą.

A co by było gdyby okazało się to prawdą? Wiedziałam, że tabletki nie dają mi stu procentowej gwarancji na to, że nie zajdę w ciążę, ale… Czy Zayn wtedy by mnie chciał? Podjąłby się roli młodego ojca, który kochałby swoje dziecko? Czy porzuciłby mnie i poleciał szukać innej „uległej”, która dałaby mu wszystko, czego by tylko od niej chciał? Odgoniłam od siebie tą myśl najszybciej jak się dało. Kochałam Zayn’a, a on kochał mnie. Owszem, krył przede mną wiele tajemnic, ale starał się być wobec mnie szczery.

Albo oczy miałam przesiąknięte pożądaniem.

- Jak się czujesz, Clairy? – przed godziną osiemnastą przyszedł do mnie Doktor Jenks, mój lekarz prowadzący. Lubiłam go. Był najnormalniejszą osobą, jaką poznałam do tej pory.
- Kijowo doktorze – parsknęłam cicho, bawiąc się swoimi palcami.
- Jak Twoje plecy po zabiegu?
- Trochę lepiej – stwierdziłam. – Kiedy stąd wyjdę?
- W najlepszym przypadku jutro rano, gdy Twoje wyniki będą na tyle stabilne, abym mógł Cię z czystym sumieniem wypuścić – uśmiechnął się do mnie słabo.
- Nie dałoby rady wypisać mnie dzisiaj? – zapytałam z nadzieją.
- Gdzie Ci się tak śpieszy? – zaśmiał się cicho.
- Doktorze, ja naprawdę nie lubię szpitali – odparłam szczerze.
- Oczywiście, mógłbym Cię wypisać na własne żądanie, ale byłaś nieprzytomna ponad dwadzieścia godzin…
- Ale teraz jestem, prawda? Doktorze, proszę – szepnęłam.
- Poczekaj, aż przyjdzie Zayn. Samej Cię stąd nie wypuszczę – powiedział stanowczo i opuścił salę. Westchnęłam rozdrażniona.

***
- Hej maleńka – usłyszałam ciche mruknięcie tuż obok mojego łóżka. Otworzyłam oczy. Zayn stał nade mną i przyglądał mi się z przymrużonych powiek. Wyglądał znacznie lepiej. – Przysnęłaś? – pokiwałam głową. – Słyszałem, że chcesz dzisiaj wyjść.
- Gdybym tylko mogła – wzruszyłam ramionami, ziewając.
- Więc Cię zabieram, chcę mieć Cię przy sobie – rzekł, biorąc mnie na ręce.
- Zayn, uważaj na… - krzyknęłam, ale po chwili ucichłam, gdy uświadomiłam sobie, że moje ręce były odłączone od tego całego ustrojstwa, kabli i innych badziewi. I byłam również przebrana w luźne ubrania– Kiedy…?
- Gdy spałaś. Jenks powiedział mi o wszystkim i Cię poparłem – odpowiedział na moje niedokończone pytanie. – Jedziemy do domu skarbie.
To złożeniu kilku podpisów na karcie wypisu u Jenksa i po tym jak powiedział, że życzy mi szybkiego powrotu do zdrowia wyszliśmy ze szpitala, kierując się prosto do domu. Siedzenie w Bentley’u pierwszy raz było nie wygodne. Nie mogłam leżeć na plecach, gdyż nadal chorobliwie mnie bolały, mimo silnych leków przeciwbólowych.
- Zayn?
- Hmm…? – mój chłopak zerknął na mnie, jednocześnie precyzyjnie sunąc autem po drodze w promieniach zachodzącego Londyńskiego słońca.
- Wydaje mi się, że Carmen ma coś wspólnego z włamaniem do apartamentu w One Hyde Park – oświadczyłam. Zayn spoważniał.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Może Carmen była niepoczytalna i tak samo jak teraz, nie wiedziała co robi? A ojciec mógł jej powiedzieć o apartamencie i stąd wiedziała, że go w ogóle mam – mówię słabym głosem, gdyż nadal byłam zmęczona i wyczerpana bólem. Zayn się nie odzywał. Słuchał mnie. –  Tata miał powód do zemsty na nas, bo wiem, że wiedział o nas wcześniej, tylko nie przyjmował tego do siebie. Wiem, że to podłe… ale on taki był. Nieobliczalny.
- Powiem o Twoich domysłach prawnikom. Sprawdzą Twojego ojca jeszcze bardziej i tym razem też Carmen.
- W ogóle… co z nią teraz będzie? Oprócz tego, że będzie w psychiatryku?
- Odpowie za próbę zabójstwa – spojrzał na mnie poważnym wzrokiem. Widziałam, że ciężko było mu o tym mówić. Znał Carmen tyle lat, ufał jej, a ona… Zrobiła taką rzecz na jego oczach.
- Przepraszam Cię, że musisz przez to przechodzić – szepnęłam.
- To nie Twoja wina. To moja łatwowierność tutaj zawiniła, Clairy.
- Widzisz dlaczego na początku Tobie nie chciałam ufać? – spytałam go. – Bałam się, że mnie zranisz, a gdy wtedy Carmen u Ciebie w domu…
- Nie, Clairy – przerwał mi Zayn, zaciskając kurczowo palce na kierownicy. – Nie poruszamy tego tematu, pamiętasz? Nie chcę, abyś żyła przeszłością.
- Wiem, ale… mamy jeszcze tyle spraw do wyjaśnienia – powiedziałam z westchnięciem.
- Postaram się na nie odpowiedzieć, ale Clairy… gdy ostatnim razem to zrobiłem, opuściłaś mnie – rzekł cicho. Jego wzrok zmienił się w ponury. Nie chciałam by taki był.
- Zayn, tym razem tego nie zrobię, obiecuję Ci – odparłam. – Drugi raz tego samego błędu nie popełnię.
- Wtedy poczułem się… oszukany, wiesz? Myślałem, że chciałaś mnie wykorzystać. Pierwszy raz ktoś mnie tak zranił – rzekł łamliwym głosem.
- To wszystko mnie przerosło – dodałam szeptem.
- Wiem – pokiwał głową. – To był ciężki dzień dla nas obojga.
- Co z Rezydencją? – zapytałam go. Jego uścisk na kierownicy wzmocnił się. Cholera, drażliwy temat.
- Co z Rezydencją? – powtórzył moje pytanie. – Przecież nie chciałaś mieć z nią nic wspólnego.
- Pomyślałeś, że będę chciała ją w końcu zobaczyć? – uniosłam zagadkowo brew do góry. Zayn zacisnął usta w wąską linię.
- Nie i nie chcę byś spędzała tam czas – warknął. Nastrój w samochodzie raptownie się zmienił.
- Ale Zayn…
- Nie Clairy! – krzyknął i uderzył z pięści w kierownicę. Podskoczyłam w miejscu delikatnie i to wystarczyło, bym głośno jęknęła z bólu przechodzącego wzdłuż moich pleców.
- Jasna cholera – stęknęłam przez łzy.
- Nic Ci nie jest? – zapytał, zerkając na mnie kątem oka.
- Nie, tylko Twoja pierdolona ex oblała mnie kwasem, świetnie nie? – burknęłam zirytowana.
- Clairy…
- Proszę, bądź cicho – przerwałam mu ostro. Resztę drogi tak jak chciałam, nie odzywał się. I to nawet dobrze, bo nie chciałam po raz kolejny słuchać jego cienkich wymówek. Wolałabym żeby się nie odzywał.

***
Następnego ranka obudziłam koło południa. Czułam się naprawdę wypoczęta, a leki nareszcie zaczęły działać i moje plecy nie cierpiały już takich katuszy. Zayn’a nie było koło mnie. Trochę mnie ten fakt zasmucił, ale jak widać, wziął sobie moje słowa do serca. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej i w takim samym tempie wstałam z łóżka. Dobrze było w końcu stanąć na swoich nogach.
- Zayn?! – krzyknęłam pytająco dreptając małymi krokami ku drzwiom sypialni. Jednak ktoś mnie wyprzedził. I mój Boże, to nie był Zayn.


Tylko rozwścieczona Carmen z wymierzonym pistoletem prosto we mnie. 


2 komentarze:

  1. O kurnaa.
    Mino Zayna pewnie była niezastąpiona w tamtym momencie, gdy lekarz powiedział o ciąży xd Chociaż sądzę, że byłby świetnym ojcem, ale to taki szczegół ^^
    Carmen powinna iść na karę śmierci za to co robi, robiła i co widzę na końcu rozdziału dalej robi. ;/
    Czy to w samochodzie to była kłótnia? Mam nadzieję, że niee ;c ma być już dobrze ; /
    A końcówka mnie zatkała. Błagam niech to będzie jebany sen!
    Kurde gdzie jest Malik? Czytam dalej i pozdrawiam! ; 3

    OdpowiedzUsuń
  2. o cholera! co za szmata! niech się odpierdoli od nich!!
    leće dalej buźka :*

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest dla mnie zachętą do dalszej pracy! <3