czwartek, 17 września 2015

Book3 - 10

~ Zayn’s P.O.V  ~

- Kpisz sobie? – spytałem, niemalże dławiąc się ze złości. – Mów mi natychmiast co wy planujecie.
- Ja? – parsknęła śmiechem. – To McTyler ją sobie upatrzył, ja mam tą dziwkę w dupie.
- Zmuszasz mnie do poważnych kroków, Chachi – warknąłem. – Wylatujesz z hotelu.
- Co?! – krzyknęła, otwierając szeroko usta ze zdziwienia. – Nie możesz!
- Mogę, bo jestem właścicielem – uśmiechnąłem się zwycięsko.
- Ty jebana szujo… - syknęła. – Doskonale wiesz, że nie mam gdzie się podziać!
- Już mnie to w tej chwili nie obchodzi. Masz dzień na spakowanie swoich rzeczy i nie chcę Cię więcej widzieć na oczy.
- Dobra, wszystko powiem – odparła poważnie.
- To niczego nie zmieni.
- Mam to w dupie – prychnęła. – McTyler upatrzył sobie Watson na BAFTA. Od tamtej pory się mu spodobała i zapragnął ją mieć.
- Skąd się znacie?
- Przyszedł któregoś pięknego dnia do hotelu i mi się chłopczyna wyżalił – zaśmiała się gorzko. – Clairy miała by szczęście, koleś zajebiście bzyka.
- Mniejsza z tym – westchnąłem.
- A ja powiedziałam mu, że Cię bardzo dobrze znam i zaproponował układ.
- Jaki?
- Oboje będziemy wam niszczyć związek, dopóki nie zerwiecie, ja dostanę od niego kasę, a on Clairy.
- Jesteście popieprzeni – fuknąłem i spojrzałem na swoich ochroniarzy. – Panowie, zawieźcie Pannę May do hotelu, skończyłem z nią rozmawiać.
- I radzę Ci teraz iść do The Five Fields, teraz za pewne jedzą ze sobą romantyczny obiad – dodała z krzywym uśmiechem. – Chyba, że Ci na niej nie zależy i ja…
- Skończ – powiedziałem stanowczo, a ona się zamknęła. – Panowie, zróbcie co wam kazałem.
- Tak jest – odparli równo.
- A ja idę ratować swój związek, znowu – westchnąłem i opuściłem restaurację.

~ Clairy’s P.O.V ~

- I jak Ci smakowało jedzenie? – zapytał mnie Jackson, gdy kelner przyszedł zabrać rachunek i napiwek.
- Było bardzo dobre, dziękuję, że mnie tutaj przyprowadziłeś – powiedziałam z lekkim uśmiechem. Jackson wydawał się zupełnie innym człowiekiem. Nie był tym, którego opisywali na papierach policyjnych. Lecz to też musiałam wziąć pod uwagę.
- I co teraz zrobisz? – ponownie spytał.
- Cóż… Wrócę do David’a po moją psinę i wracam do domu – odparłam.
- Do niego? – zdziwił się, a ja niewzruszona skinęłam głową. A co on do cholery myślał? Że może pojadę do niego?
- Nie mam wyboru, tam mieszkam – rzekłam.
- Zawsze możesz przyjechać do hotelu, w którym jestem. Mam wolny pokój…
- Nie, dzięki, poradzę sobie – parsknęłam śmiechem, choć coś w środku mówiło mi, że nie od tak mi o tym mówił.
- Powinnam już jechać, zaraz jest osiemnasta – powiedziałam, wstając z krzesła. – Dziękuję Ci za obiad…
- Clairy?! – usłyszałam za swoimi plecami jak ktoś woła mnie. Doskonale znałam ten głos.
- Malik – westchnął zirytowany McTyler.
- Co się dzieje, Zayn? – zapytałam, gdy ciężko oddychający Zayn stanął obok naszego stolika. – Chachi odprawiła Cię z kwitkiem?
- Zapytaj tego skurwiela – syknął Zayn, wskazując na Jackson’a. Blondyn zamarł, patrząc na Zayn’a.
- O czym ty mówisz? – zapytałam Zayn’a, marszcząc brwi w konsternacji.
- On i Chachi są w jebanej zmowie – wycharczał, a ja spojrzałam na Jackson’a, który tylko spoglądał na Malika zawistnym wzrokiem. – Powiedziała mi.
- Nie wierzę… - szepnęłam, patrząc na nich obu.
- To uwierz. Twój wspólnik oznaczył Cię jako cel do zdobycia – rzekł poważnie Zayn. – Przy okazji pozbywając się i mnie.
- On mówi prawdę, Jackson? – spytałam blondyna ze ściśniętym gardłem. Z niewiadomego powodu byłam bliska łez.
- Clairy, to nie jest tak… - zaczął, ale ja za dobrze znałam tą kwestię, aby się na nią nabrać.
- Więc ten cały projekt to bujda? Chciałeś mnie po prostu zdobyć wiedząc, że mam narzeczonego? – powiedziałam słabo. Jackson spuścił głowę. – Nigdy więcej do mnie nie dzwoń. Jesteś zwykłą, kłamliwą szują.
- Pierdolona Chachi, zawsze wszystko wszystkim powie – zaśmiał się cynicznie Jackson, a po moim ciele przebiegł zimny pot.
- Clairy, idziemy stąd – mruknął do mnie Zayn, a ja skinęłam głową i ruszyłam do wyjścia.
- Jeszcze z Tobą nie skończyłem Watson! – krzyknął za mną McTyler, ale go zignorowałam i razem z Zayn’em opuściłam lokal, kierując się na parking
- Clairy…
- Nawet nie zaczynaj – przerwałam mu ostro, wsiadając do samochodu od strony kierowcy. Zayn niechętnie usiadł na miejscu pasażera. – Musimy jeszcze podjechać do David’a po Scarleth – odparłam cicho.
- W porządku – powiedział Zayn, wbijając swój wzrok w deskę rozdzielczą. Tak minęła nam cała droga do domu David’a : w ciszy i niezręczności. Nienawidziłam tych momentów. Zayn doskonale wiedział, że to jego wina. Gdyby nie jego „wybryk” nie doszłoby do tego całego zamieszania, ani tym bardziej do spotkania z tym chujem. Jednak… jest dobre w tej sytuacji to, że Jackson pokazał swoją prawdziwą twarz.

Ale nie ukrywałam faktu, że byłam chorobliwie zła na Zayn’a. Musiał się jeszcze trochę pomęczyć, a ja mogłam na to popatrzeć z małym, ironicznym uśmieszkiem.

Za swoje błędy się płaci, Zayn’ie Maliku. Niezależnie od sytuacji.

***

Nigdy tak długo z Zayn’em nie rozmawiałam. Żadne z nas nie ważyło się przerwać ciszy. Ja się non stop bawiłam ze Scarleth, którą ostatnimi czasy zaniedbywałam.
- To co maleńka, idziemy Cię w końcu umyć, co? – parsknęłam śmiechem, gdy jej wzrok spoważniał, jakby mnie rozumiała. Scar nigdy nie lubiła kąpieli. Czasami zastanawiałam się czy w poprzednim życiu nie była kotem. – Wiem, że to uwielbiasz – uśmiechnęłam się złośliwie, biorąc ją na ręce. Westchnęłam głęboko, gdy uświadomiłam sobie, że już nie była taka lekka. Scarleth położyła swoje łapy na moich ramionach, a ja trzymając ją za tułów, zaniosłam do łazienki.
- Co robisz? – zapytał mnie Zayn zatrzymując w połowie drogi, wyglądając zza drzwi od swojego gabinetu.
- Muszę ją wykąpać – oświadczyłam, spoglądając na niego. Nie podejrzewałam, że odezwie się pierwszy.
- Pomóc Ci?
- Jasne – odparłam zakłopotana. Zayn wyszedł z gabinetu i deptał mi po piętach, gdy szliśmy do łazienki. Gdy do niej weszliśmy, Scar od razu zaczęła się szamotać. Westchnęłam zirytowana. – To teraz będzie wojna – burknęłam, z trudem wkładając Scar do wanny. – Przytrzymasz ją? – zwróciłam się do Zayn’a, który skinął głową i chwycił ją w tułowiu. Wzięłam prysznic do swoich rąk i nastawiłam wodę na ciepłą. Scarleth zawyła piskliwie, gdy strumień wody zetknął się z jej sierścią. Zaśmiałam się cicho i poklepałam ją lekko po głowie.
- Po raz kolejny stwierdzę, że jesteście do siebie podobne – odparł Zayn, zerkając na mnie.
- Tak? W czym niby? – zapytałam go cicho.
- Obie jesteście uparte – spojrzałam na niego zdziwiona.
- Czyżby? – parsknęłam.
- A ty w szczególności, gdy chodzi o inne kobiety – uśmiechnął się złośliwie.
- Jesteś bezczelny! – stwierdziłam z oburzeniem. – To nie jest miłe uczucie zobaczyć Twoje i zdjęcie Chachi na głównej stronie The Sun!
- A ty doskonale wiesz, że nie będę zadowolony, gdy dowiem się o Twoim obiedzie z McTylerem! – powiedział podniesionym głosem.
- Gdyby nie ty, do tego by nie doszło!
- Może i tak, ale nie musiałaś lecieć od razu w ramiona Jacksona!
- Ty chyba sobie żartujesz?! – fuknęłam, kładąc prysznic w wannie. – Byłam na Ciebie zła!
- I przy okazji chciałaś zrobić na złość mi!
- Może i co z tego? – zaśmiałam się gorzko. – Jakbyś zauważył, to już jest drugi raz, gdy dowiaduję się o Twoim pseudo spotkaniu biznesowym z Twoją byłą uległą! Mogłeś mi powiedzieć.
- Tak? I potem słuchałbym Cię i Twojego narzekania?!
- Tak? To po cholerę się ze mną zaręczyłeś? – warknęłam.
- Bo Cię kocham? – uniósł zagadkowo brwi do góry.
- Jak mam się z Tobą ożenić, jeśli nie jesteś do końca ze mną szczery? Dlaczego tak bardzo boisz się mówić mi prawdę?! – krzyknęłam.
- Nie boję – zaoponował.
- To czemu się tak zachowujesz?! – wzniosłam ręce do góry, by pokazać swoje zirytowanie.
- Nie lubię o tym mówić – westchnął.
- No nic nowego mi nie powiedziałeś – wywróciłam oczami, powracając do mycia Scarleth. Psina tylko nas obserwowała, cała mokra i z dużymi oczami. Jej wzrok mówił : „zachowujecie się jak rozpuszczone dzieci!”. Zayn podniósł się z klęczek. Już miałam nadzieję, że opuścił łazienkę, lecz po niecałej minucie poczułam, jak coś mokrego pokrywa moje włosy i plecy. Krzyknęłam przez zimną temperaturę wody i poderwałam się do góry patrząc na Zayn’a, który miał na twarzy wymalowany szeroki uśmiech. – Co ty robisz do cholery?!
- Ostudzam Twój temperament – odparł, ponownie nalewając do dużego plastikowego kubka wodę.
- O nie nie nie… - fuknęłam, kierując prysznic prosto na niego. Zayn zesztywniał i popatrzył na mnie z politowaniem. – Sam zacząłeś – wzruszyłam ramionami. W jednej chwili Zayn podszedł do mnie w dwóch dużych susach i nakierował siłą prysznic na mnie. Pisnęłam, próbując jakoś powstrzymać wodę, która tryskała w moją twarz i resztę ciała. – Ty idioto! – uderzałam w nim pięściami. – Jestem przez Ciebie cała mokra!
- Patrz, ja też – powiedział ironicznie, wkładając prysznic pod moją koszulkę.
- Przestań! – zaśmiałam się głośno, szamocząc w jego ramionach, nieudolnie próbując się uwolnić. – Proszę!
- Powinnaś mnie wysłuchać, nim zaczęłaś wyciągać pochopne wnioski – stwierdził, wyjmując prysznic i rzucił go do wanny, po czym mocno przyciągnął mnie do siebie. Mokre materiały naszych koszulek przylepiły się do siebie. – Na drugi raz zadzwoń do mnie, a nie czytasz wszystko na The Sun.
- Nienawidzę, gdy widzę Twoje byłe uległe przy Tobie – powiedziałam.
- Wiem – rzekł, głaszcząc mnie delikatnie po policzku. – A mi się nie podoba, że przy Tobie kręcą się takie typy jak McTyler.
- Już nie będzie – odparłam.
- A tylko on spróbuje się do Ciebie zbliżyć, to z jego twarzy nie zostanie nic.
- Spokojnie, mój furiacie – zaśmiałam się krótko.
- Teraz, za tą Twoją niewyparzoną buzię, mam ochotę tak Cię… - nie zdążył dokończyć, bo Scarleth głośno szczeknęła, zwracając na siebie uwagę. Wlepiła w nas swoje duże, czarne oczka i wyczekiwała grzecznie, aż do niej wróćmy.
- To jest złota psina – uśmiechnęłam się słodko do niej, a ona wesoło zamerdała ogonem. – Muszę pomyśleć, aby niedługo znaleźć dla niej jakiegoś psa…
- Nie mów, że chcesz szczeniaki – Zayn popatrzył na mnie z politowaniem.
- A będzie ich przynajmniej pięć lub więcej – odparłam, a on jęknął z dezaprobatą. Zaśmiałam się cicho i cmoknęłam w podbródek.
- Chociaż… tyle psów ucieszyłoby nasze przyszłe dziecko – powiedział, a ja przez chwilę zamarłam.
- Dziecko? – powtórzyłam.
- Tak, dziecko – parsknął śmiechem, widząc moją minę.
- Przed chwilą byliśmy pokłóceni, nie odzywaliśmy się do siebie, miałam ochotę roztrzaskać Ci twarz, a ty teraz mówisz mi, że chcesz dziecko?
- Czemu nie? – uśmiechnął się lekko i przyciągnął moją twarz do swojej.
- Zayn…
- Nah, żadnych słów – szepnął w moje wargi, przedzierając się między nie swoim językiem.

~ Jackson’s P.O.V ~

- Miałaś siedzieć cicho, suko! – wydarłem się na Chachi, która z miną zbitego szczeniaka przyszła do mnie. Była to ostatnia osoba, z którą chciałem się widzieć. – Co ty tu robisz? – zapytałem, a po chwili zauważyłem u jej boku walizkę. – Czyżby Malik wyrzucił Cię z hotelu? – zaśmiałem się z pogardą.
- Tak i to przez Ciebie, tępy chuju! – krzyknęła, wskazując na mnie palcem. – Teraz przez Ciebie i Twoją psychiczną manię Watson nie mam gdzie mieszkać!
- Byłaś w tylu burdelach, wracaj do któregoś – wzruszyłem ramionami, podchodząc do swojego barku z alkoholem. Po kryjomu wyjąłem z niego pistolet i butelkę whiskey. Napiłem się z trunku z gwinta i chwyciłem broń. Zauważyłem, że Chachi wybałuszyła na mnie oczy.
- Co ty zamierzasz zrobić, Jackson? – spytała mnie drżącym głosem.
- Myślałem, że mogę Ci ufać, wiesz? Ale ty jesteś tylko dziwką i aby dostać kasę zrobisz wszystko – prychnąłem, celując w Chachi.
- Nie, Jackson… Nie, proszę… Przepraszam - wyszeptała jękliwie.
- Teraz przepraszasz?! – wrzasnąłem rozwścieczony. Chachi zadrżała i zaczęła się cofać do tyłu. – Wyjawiłaś Malikowi prawdę i zniszczyłaś moje jakiekolwiek szanse na zdobycie Watson.
- I tak byś nie miał szans z Malikiem! Miałaby Cię głęboko w dupie! – wykrzyczała. 

Adrenalina, która buzowała w moich żyłach spowodowała, że nacisnąłem spust. Kula wylądowała w nadmuchanej klatce piersiowej Chachi. Dziewczyna zachłystując się powietrzem upadła na podłogę, a jej ubrania zalewały krwią. Zaśmiałem się ironicznie i rzuciłem broń na łóżko. Podszedłem do swojego bagażu i wyjąłem z samego dna nóż. Gdy spojrzałem na Chachi, ta już miała zamknięte oczy, a jej klatka się nie unosiła. Uśmiechnąłem się szeroko i stawiając małe kroki w jej stronę, obracałem nóż w swojej dłoni. Musiałem się jakoś pozbyć ciała, lecz od razu personel by to zauważył.

- Widzisz, Chachi? Tak się kończy igranie ze mną. 


Book3 - 9

- Zayn? – krzyknęłam pytająco, gdy następnego dnia po powrocie z kolejnych przymiarek sukni nie zastałam go ani w salonie, ani w kuchni.
- Pana Malika nie ma – znikąd wyłonił się Leo. – Jest na spotkaniu biznesowym, wyjechał może z pół godziny temu.
- Mówił kiedy wróci?
- Koło czwartej – powiedział.
- Ehm… w porządku, dziękuję Ci, Leo – uśmiechnęłam się do niego życzliwie.
- Gdyby Panienka coś chciała, jestem tam gdzie zawsze – Leo ukłonił się szarmancko i poszedł w głąb willi. Kładąc torebkę na wyspie kuchennej poszłam do salonu, aby paść na kanapę. – Clarisso? – odwróciłam głowę w kierunku Leo, który szedł w moją stronę z teczką w dłoni. – Pan Malik kazał mi to Pani dać. Są to informacje na temat Jackson’a McTyler’a.
- Dzięki – odparłam ciesząc się w duchu, że miałam zajęcie na następną godzinę.
- Już Pani nie przeszkadzam – Leo poprawiając swoją marynarkę ponownie zostawił mnie samą. Rozwiązałam biały sznureczek, który otaczał brązowawą teczkę. Nie należała ona to najcieńszych. Jackson musiał już nie raz napytać sobie biedy w prasie. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie, obładowana papierami.

Wiele z nich mówiła o Jackson’ie jako złym człowieku : problemu z alkoholem w młodości, niejednokrotne bójki, był również posądzony o posiadanie narkotyków, ale ten wniosek po jakimś czasie oddalono. Nie zabrakło również wiele sensacji z jego życia miłosnego. Co rusz pokazywał się z nową kobietą na galach, przyjęciach dobroczynnych lub brunch’ach. Najbardziej opisywany był związek jego i Emily Lopez. Po wyszukaniu jej zdjęć w necie stwierdziłam, że była najpiękniejsza ze wszystkich jego kobiet. No i wytrzymała z Jacksonem najdłużej z jego partnerek. Byli ze sobą ponad rok. Zaręczyli się w 2014 roku, a zaledwie dwa miesiące później znaleziono Emily martwą w domu McTyler’a w Nowym Jorku. Z policyjnych papierów dało się wyczytać, że Jackson był pierwszym i jedynym podejrzanym w tej sprawie, gdyż na miejscu zbrodni zostały tylko znalezione jego odciski palców. Jednak sprawę raptem umorzono i zakwalifikowany do „nierozwiązanych”.

Odłożyłam papiery na stolik, kompletnie nie wiedząc co o tym myśleć. Co jeśli była to prawda? Pracowałam z mordercą i jakimś psychopatą? Lecz jednak coś mówiło mi, że to kłamstwo. Przecież ktoś mógł go wrobić, zemścić się… Cokolwiek! W co miałam wierzyć?
- Jasna cholera! – pisnęłam, gdy niespodziewanie mój telefon zadzwonił. Spojrzałam na wyświetlacz i wywróciłam zirytowana oczami. – David, czy ty chcesz abym ja dostała zawału?!
- Mam w dupie Twój zawał, lepiej wejdź na główną The Sun – odparł poważnym tonem.
- Coś się stało? – spytałam, wolną ręką otwierając klapę laptopa i po kilku kliknięciach czekałam, aż wyświetli mi się strona tego szmatławca.
- Sama zobaczysz – prychnął. – Na Twoim miejscu szykowałbym giwerę.
- Boże, przerażasz mnie, David – parsknęłam śmiechem, ale po tym co zobaczyłam chwilę później, już nie było mi do śmiechu.
Główna strona The Sun była niemalże obsypana zdjęciami Zayn’a i Chachi sprzed kilku minut. Szli razem do jakiejś restauracji wraz z dwójką innych mężczyzn. Poczułam nieprzyjemne ukłucia w serce i złość.
- Clairy?
- On mnie znowu okłamał David… - wyszeptałam drżącym głosem, patrząc jak Chachi lampi się na Zayn’a, gdy on próbuje uniknąć fleszy aparatów. – Ja…
- Clarisso, weź Scarleth i przyjedź do mnie – odparł. – Podejrzewam, że paparazzi już gdzieś czatują więc lepiej się streszczaj.
- Niedługo będę – rozłączyłam się i przez chwilę patrzyłam na fotografie. – I jak mamy być małżeństwem, jeśli nie jesteś wobec mnie szczery?

***

- Wina? – zapytał mnie David, a ja pokręciłam głową obserwując jak Scarleth bawi się zabawkami, które dał jej mój przyjaciel. David mieszkał na obrzeżach miasta, w sporawym domu jednorodzinnym. Urządzony był w jego stylu : dużo kolorów i błysku.
- Nie wierzę, że zrobił to drugi raz – szepnęłam. – Najpierw Carmen, teraz Chachi? Nie rozumiem go.
- Malik ewidentnie chce sobie zrujnować życie – stwierdził z westchnięciem David. – Ale wydaje mi się, że tutaj sporo namieszała Chachi.
- Czemu tak myślisz?
- Przecież dostałaś karteczkę z groźbą, tak?
- No… tak – powiedziałam niepewnie.
- No właśnie! I ten tajemniczy ktoś podpisał się literą C. Carmen nie mogła Ci tego wysłać, bo zamknięci w wariatkowie nic nie mogą robić, tylko siedzą w izolatce. Masz rozwiązanie całej zagadki.
- Że niby Chachi podrzuciła mi ten liścik? Jaki miało by to sens?
- Taki, że po tym, co dzisiaj zobaczyłaś na The Sun, odejdziesz od Zayn’a, a on będzie tylko dla niej – odparł. Jego słowa… wydawały się takie sensowne. I wszystko pasowało do reszty.
- Co za suka – prychnęłam. – Ale to również nie oczyszcza Zayn’a z tego, że się z nią spotkał. Wiedział doskonale co będzie, jak się o tym dowiem. Tego nie mogę zrozumieć.
- Zayn Malik zawsze był pogmatwany, misiaczku i to Cię w nim urzekło – stwierdził, siadając obok mnie.
- Teraz nie jestem pewna, czy on potrafi być wobec mnie… szczery – mruknęłam, patrząc na David’a smutno. – Nie wiem czy dobrze zrobiłam zgadzając się na ten ślub tak szybko…
- Miłość nie wybiera, Clairy, nic innego Ci nie powiem, bo nie wiem co mam mówić – odparł szczerze. – Powinnaś postawić mu ultimatum, albo zagroź, że odejdziesz. To może go ocuci.
- A było już tak dobrze – westchnęłam, a w moim gardle pojawiła się duża gula, której nie mogłam przełknąć. – Czemu on zawsze musi wszystko zepsuć? – spytałam David’a, łamiącym się głosem.
- Och, nie płacz Clairy – jęknął David, przyciągając mnie do siebie. Wtuliłam się w jego klatkę. – Gdy tylko go spotkam, to skurwielowi odetnę tego zajebanego pytona pomiędzy jego nogami i może wtedy nauczy się szacunku do Ciebie.
- Spokojnie, David – mruknęłam słabo. – Odpłacę się mu pięknym za nadobne – powiedziałam, raptownie wpadając na pomysł.
- Co masz na myśli? – zmarszczył brwi. Oderwałam się od niego i wzięłam swój telefon do ręki, po czym wybrałam numer Jackson’a McTyler’a. – O nie nie, koleżanko! Nie zrobisz tego!
- A właśnie, że zrobię – wstałam z kanapy i zadzwoniłam. Słuchawka została podniesiona zaledwie po półtorej sygnału.
- Clairy? – spytał zdziwiony.
- Hej Jackson… Twoja propozycja z obiadem nadal jest aktualna? – spojrzałam na David’a, któremu oczu groźnie pociemniały. Pokazałam mu środkowy palec. – Bo chętnie skorzystałabym z tej propozycji.
- Gdzie i kiedy Clarisso? – wyczułam, że się uśmiecha.
- Nawet zaraz.

***

- Źle robisz misiaczku, naprawdę źle! – krzyczał David, gdy byłam w drodze do centrum Londynu. Miałam włączonego go na głośniku i co raz bardziej denerwował mnie jego głos.
- Opiekuj się Scarleth, okay? Później po nią przyjadę – odparłam, ignorując jego wcześniejsze zdanie.
- Unikasz tematu!
- Och David, to tylko obiad, nic groźnego – westchnęłam.
- Robisz to, bo jesteś zła na Zayn’a – burknął. – Zachowujesz się jak dziecko!
- Ja? To on się z nią spotkał i zachowuje tak, jakby niczego nie zrobił!
- Oboje jesteście popieprzeni! A ty popełniasz błąd! Jackson to niebezpieczny człowiek!
- Skończ już David – warknęłam zirytowana, kończąc naszą rozmowę.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że David mówił prawdę.

***

- Pięknie wyglądasz – odparł Jackson, gdy zaparkowałam na parkingu obok restauracji The Five Fields, w której razem z Jacksonem się umówiliśmy.
- Normalnie – parsknęłam śmiechem, zamykając swoje auto. – Dziękuję, że zgodziłeś się na spotkanie.
- Cała przyjemność po mojej stronie – uśmiechnął się szelmowsko i nadstawił dla mnie rękę. Ujęłam ją z lekkim uśmiechem i poszliśmy do lokalu.
- Nie potrzeba tutaj rezerwacji? – spytałam go, rozglądając się po budynku. Był on przytulny i jego ciepłe kolory powodowały, że czułam się całkiem komfortowo.
- Nie, to jest zaleta tej restauracji – rzekł i odsunął dla mnie krzesło, gdy wybraliśmy stolik, w głębi lokalu.
- Dzięki – ponownie się uśmiechnęłam i obserwuję go, dopóki nie siada naprzeciwko mnie.
- Więc, Twój projekt…
- Nie mówmy o tym – przerwałam mu w połowie zdania.
- To w jakim celu się tutaj spotkaliśmy? – zdziwił się, przeglądając menu kątem oka.
- Tak… po prostu – westchnęłam. – Miałam ciężki dzień, chciałam się odstresować – odparłam.
- Czyżby powodem Twojego stresu był Malik?
- Może – mruknęłam niechętnie.
- Pokłóciliście się? – dopytywał się dalej.
- Tak… jakby. On jest bezmyślny w tym, co robi – burknęłam.
- Dzień dobry – naszą rozmowę przerwała nam kelnerka. – Co podać?

~ Zayn’s P.O.V ~

- Nie wiem po co nalegałaś na to spotkanie – warknąłem, spoglądając na Rosalie chłodno. Dziewczyna jakby nic sobie z tego nie robiąc, uśmiechnęła się.
- Po prostu lubię się z Tobą droczyć – zachichotała, a ja westchnąłem wkurzony, patrząc na swoich ochroniarzy z politowaniem. – I chcę Cię ostrzec.
- Tak? – parsknąłem ironicznie. – Przed czym Chachi?
- Nie nazywaj mnie tak, wystarczy, że robi to Twoja nadęta narzeczona – syknęła. – Lepiej jej pilnuj, nim McTyler się do niej dobierze. Ma specyficzny urok i każda do niego lgnie.
- Clairy nie jest łatwa, tak jak ty, Rose – powiedziałem. – Po co tak naprawdę chciałaś ze mną rozmawiać?
- Że Jackson ma wobec Twojej Clairy bardzo duże plany na przyszłość – zaśmiała się nisko. – On sobie jej nie odpuści, dopóki… nie pozbędzie się Ciebie.
- Co masz na myśli? – zapytałem ją.
- Nie udawaj głupiego, Zayni – wywróciła teatralnie oczami. – Doskonale wiesz, że projekt Jackson’a i Watson…
- Skąd o nim wiesz? – przerwałem jej ostro, a jej oczy zrobiły się wielkie.
- Cholera – syknęła i gdy chciała wstać, stanowczo jej to uniemożliwiłem.
- Coś przede mną ukrywasz, May i to mi się nie podoba – splunąłem.
- Nie jesteś już moim Panem i nie będę Ci nic mówiła – prychnęła.
- To wtedy porozmawiamy zupełnie inaczej – zagroziłem. – Najpierw przychodzisz do biura i mówisz mojej narzeczonej, że poroniłaś przeze mnie, a nawet nie byłaś ze mną w ciąży, potem wysyłasz głupie liściki z groźbami…
- To nie byłam ja – tym razem to ona weszła mi w słowo. – To Jackson, nie ja.
- Jesteście razem w zmowie? – zapytałem, lecz mi nie odpowiedziała. – Pytam Cię o coś! – krzyknąłem, waląc pięścią w stół.
- Spokojnie, szefie – upomniał mnie Kab.
- Albo powiesz mi prawdę, mała suko, albo wylądujesz razem z McTyler’em w pace, w jednej pierdolonej celi – wycharczałem.
- Okay, okay! Powiem Ci! – uniosła ręce w poddańczym geście.
- Ale? – zaśmiałem się gorzko.

- Rzuć Clairy i wróć do mnie.


Book3 - 8

- Jackson McTyler? – powtórzyłam oniemiała, spoglądając zaskoczona to na Leo, to na Davida i o zgrozo : na Zayn’a. Mój narzeczony słysząc tą nowinę, stał się cały spięty, a jego wzrok pociemniał. Zawsze taki był, gdy robił się wkurzony.

Tym razem miał do tego konkretny powód.

- O zajebanym wilku mowa – powiedział David, krzyżując ręce na klatce piersiowej. David również zrobił się poważny, co innego było niezmiernie rzadkie. Bo David… to David. On zachowywał się tak, jakby połknął kilogram tęczy i wypalił masę marihuany.
- Nie uprzedził nas o swojej wizycie Leo, więc powiedz mu aby…
- Wpuść go, Leo – oświadczył zimnym tonem Zayn, na co spojrzała na niego zdziwiona.
- Co? – zapytałam piskliwym głosem. – Co ty zamierzasz zrobić, Zayn?
- Jeśli już przyleciał z Nowego Jorku, to trochę przemówię mu do rozumu, Clairy – odparł, nawet na mnie nie patrząc. – Niech wejdzie.
- Tak, sir – Leo się lekko ukłonił i szybkim krokiem znikł nam z oczu.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł – stwierdziłam cicho, siadając z powrotem na kanapie.
- Przecież go nie zabiję, Clarisso – wywrócił oczami Zayn podwijając rękawy swojej koszuli do łokci. – Mam jeszcze krzty rozumu.
- Po tym wszystkim będę potrzebowała mocnego drinka – westchnęłam długo, na co David się zaśmiał. Zerknęłam na niego. – Będziesz miał okazję zapytać czy lubi kutasy.
- Że co? – Zayn odwrócił głowę w naszą stronę ze znakiem zapytania na twarzy.
- Nie ważne – zaśmiałam się razem z Davidem i spojrzeliśmy w głąb korytarza, po którym dumnie stąpał Jackson McTyler.

Nie zmienił się zbytnio od czasu naszego pierwszego spotkania podczas przyjęcia po BAFTA. Jego blond włosy były w artystycznym nieładzie, zielone oczy świeciły czymś, czego nie mogłam zidentyfikować, a usta były wygięte w lekkim, szelmowskim uśmiechu. Ubrany był w normalne ciuchy : przylegające jeansy, luźna czarna koszulka, skórzane buty oraz płaszcz. McTyler był ucieleśnieniem kobiecych marzeń.

Lecz nie moim. Bo Jackson nie był Zayn’em.

- Widzę, że przyszedłem nie w porę – powiedział miękkim głosem, przyglądając się po kolei każdemu z nas. Oczywiście na samym końcu swoich oględzin wzrok zatrzymał na mnie. – Miło jest Cię widzieć Clarisso.
- Mi Ciebie również Jakcson – wstałam, aby się z nim przywitać. Podanie ręki w tym przypadku byłoby nie na miejscu, ale musiałam to zrobić, aby zachować między nami relacje projektantka – klient. Jednak Jackson chwycił moją rękę i uniósł do swoich ust, składając krótki pocałunek na szczycie dłoni. Niezręcznie się uśmiechnęłam i zabrałam od razu rękę.
- Widziałem was na przyjęciu po BAFTA, ale nie zdążyłem się przywitać – Jackson najpierw podał rękę z Davidem, który puścił mu również zalotnie oczko. Jackson speszony spuścił wzrok, a potem spojrzał na Zayn’a. – Malik – wystawił rękę w jego stronę. Zayn zmierzył go wzrokiem i z opóźnieniem ją uścisnął.
- McTyler, co Cię do nas sprowadza? – zapytał oschle Zayn, opierając się ciałem o zagłówek kanapy.
- Kilka spraw biznesowych i oczywiście projekt Clarissy – uśmiechnął się do mnie ponownie. Przygryzłam nerwowo wargę. – Mówiła mi, że nie może przylecieć do Nowego Jorku…
- Bo niedługo wychodzi za mąż, kolego – odezwał się David, a moje serce w tym samym momencie zamarło. Popatrzyłam na David’a, któremu uśmiech zszedł z twarzy.
- Tak? Moje serdeczne gratulacje – odparł.
- Dziękujemy – rzekł pełnym głosem Zayn. Panował sytuację, na szczęście. – Napijesz się? Wina lub szampana?
- Nie dziękuję, prowadzę – rzekł, kręcąc głową. – Wpadłem tylko ogólnie się przywitać i mam nadzieję, że Clairy da się wyciągnąć na obiad, by omówić nasze plany.
- Zobaczymy, czy czas pozwoli – posłałam mu prawie niezauważalny uśmiech. Nie mogłam przesadzić. Tym bardziej, że tuż obok mnie był Zayn, który pewnie zbiłby Jacksona na kwaśne jabłko.
- Cóż, mam taką nadzieję – powiedział, patrząc na mnie zdecydowanie za długo. Speszona przeniosłam wzrok na swoje nogi. – Nigdy nie stwierdziłbym, że wasza dwójka będzie razem.
- Dlaczego? – zapytał Zayn ostro, zerkając na McTyler’a.
- No bo cóż… - Jackson zaśmiał się nerwowo. – Przecież ty, Zayn Malik, kusiciel kobiet się ustatkował?
- No zobacz, cuda się zdarzają – prychnął David.
- Każdy w końcu musi dorosnąć, prawda Jackson? – spytał go Zayn, jakby nie słysząc słów David’a.
- Prawda – zgodził się z nim blondyn. – Masz szczęście, Malik.
- Ogromne – Zayn spojrzał na mnie czule. Niemal natychmiast poczułam się bardziej komfortowo.
- A ty… Dennis? – Jackson spojrzał na David’a. – Kim jesteś dla Clairy?
- David, przyjacielu… Wiesz, nikt o tym nie wie, ale to jest moja córka – odparł, a ja z trudem powstrzymałam się od tego, aby się nie zaśmiać. – Bycie gejem pod tym względem jest trudne, bo jednak mój przyszły facet nie urodzi dziecka dupą, tak?
- Ehm… No… nie – rzekł zakłopotany Jackson.
- Jakbyś chciał czegoś, albo zmienił orientacje, to wiesz gdzie mnie szukać, maleńki – David posłał mu całusa, a Jackson zbladł. Parsknęłam śmiechem.
- Jak widzisz, David jest bardzo otwartym gejem.
- I tego nie ukrywa – zgodził się ze mną Jackson. – Będę szedł. W Londynie prawdopodobnie spędzę najbliższy tydzień. Jakby coś…
- Będziemy w kontakcie – przerwałam mu..
- W porządku – westchnął. – Miłego dnia wam życzę.
- Tobie też – mruknęłam.
- Cześć przystojniaku – odparł David, oblizując dolną wargę. Jackson wzdrygnął i odwrócił się na pięcie, aby opuścić w pośpiechu willę.
- David, nie musiałeś być taki bezpośredni – zaśmiałam się głośno, nie wierząc w to, że David zaczął startować do Jackson’a. Ten człowiek był niemożliwy.
- Zobaczysz, jeszcze przyjdzie do mnie na kolanach – prychnął David. – A potem będzie mi robił laskę.
- David – jęknęłam obrzydzona wraz z Zayn’em.
- No co? Kutas jest jaki jest, ale dobrym bzykankiem nigdy nie pogardzę!

***

- Akurat dzisiaj musisz mieć te przymiarki? – westchnął sfrustrowany Zayn, nie chcąc abym wstała z łóżka.
- Muszę – parsknęłam śmiechem, próbując zdjąć jego natrętne ręce obwinięte wokół mojej talii. – Zayn!
- Chcę Cię, maleńka – mruknął, ustami wkradając się na moją szyję.
- Później, zaraz będzie David – odparłam. Moje ciało jednak wołało : „No zgódź się, Clairy!”.

Głupi mózg.

- Muszę się w Tobie zatopić – mruczał dalej, zasysając kawałek skóry tuż nad moim obojczykiem. Doskonale wiedział, że było to moje czułe miejsce i bezczelnie to wykorzystywał. – Kiedy masz okres?
- Za dwa lub trzy dni – powiedziałam po chwili zastanowienia. – Ale mam nieregularnie… Mogę dostać nawet dzisiaj…
- Ty sobie chyba ze mnie kpisz – syknął Zayn, raptownie znajdując się nade mną. – Mój kutas zbyt długo Cię nie poczuł, a tu kolejny tydzień?
- Moje ciało wybiera kiedy będę miała okres, nie ja – zaśmiałam się.
- To teraz Cię wypieprzę tak mocno, że będziesz widzieć gwiazdy – warknął przez zaciśnięte zęby i wpił się mocno w moje wargi. Zachłysnęłam się powietrzem przez gwałtowność jego poczynań.
- A jeśli David…
- Więc, musimy się streszczać prawda? – uśmiechnął się złośliwie i jednym ruchem pozbył się mojej tuniki, pozostawiając mnie w bieliźnie. Zayn dokładnie swoim wzrokiem przebadał moje ciało, nie omijając ani milimetra. Zarumieniłam się lekko. – Czas sprawdzić moje ukochane aktywa – rzekł. Jego ręce wsunęły się pod moje plecy i rozpięły stanik, raz na zawsze się go pozbywając. – Moje cycuszki nadal krągłe i duże – szepnął z aprobatą, a ja parsknęłam śmiechem. – Jakim cudem dochowałaś się takich zdobyczy, skarbie.
- Wiesz, dużo mleka i parówek – odparłam.
- Serio? – spojrzał na mnie rozbawiony.
- To naprawdę działa cuda – uśmiechnęłam się szeroko, podwijając jego koszulkę do góry. Zayn na chwilę się podniósł, by się jej pozbyć. Za moment tkwił z powrotem nade mną.
- Idziemy dalej – powiedział podnosząc moje biodra do góry tak, aby moje czułe miejsce natarło na jego wybrzuszenie w spodniach. Lekkie ciepło rozlało się po moim podbrzuszu. Zayn przygryzł dolną wargę i zdjął ze mnie figi. – Tu też jest cudownie – stwierdził i ponownie się wyprostował, aby zrzucić z siebie spodnie i bokserki. – Gdyby nie Twoja przeklęta przymiarka, teraz leżałabyś, a ja pieściłbym Twoją cipkę – odparł szeptem w moje wargi, które pojedynczo pocałował. Zadrżałam przez jego słowa. – Ale ty wolisz coś innego, więc… - Zayn wbił się do mojego wnętrza, a ja jęknęłam głośno, czując przyjemny ból. – Zerżnę Cię, tak kochanie?
- Mój Boże, właśnie tak – stęknęłam, gdy jego biodra zaczęły się ruszać i uderzać o moje pośladki. Nigdy nie czułam się bardziej intensywniej, jak podczas seksu z Zayn’em. Zawsze było mocno, dosadnie i ostro, tym bardziej, że Zayn był mocno podniecony brakiem częstego seksu. Przez zmęczenie i natłok prac oraz zajęć nie mieliśmy na to czasu. Trzeba było to prędko naprawić.
- Jesteś taka ciasna, Clairy – zajęczał Zayn, przyciągając mnie do siebie. Nasze czoła i nosy stykały się ze sobą. Słyszałam jego ciężki oddech. To była muzyka dla moich uszu. – I taka mokra – mruknął z trudem, nie spuszczając wzroku z moich oczu. Zdałam sobie sprawę, że ten seks był zupełnie inny od tego, który miałam z nim na samym początku. Teraz „kochaliśmy się”. Na swój pokręcony i dziwaczny sposób.
- Pocałuj mnie – poprosiłam go łamiącym się głosem. Zayn spełnił moją prośbę bez sprzeciwu. Gorąco połączył nasze usta w jedność, gdy nasze biodra toczyły erotyczny taniec. Wplątałam palce w jego ciemne włosy i całowałam do utraty sił, nie zważając na chwilowy brak oddechu.
- Kocham Cię, Clairy – odparł pomiędzy pocałunkami, a moje serce zakołatało na te słowa, a w podbrzuszu panował istny huragan. Cicho krzyknęłam przez moc orgazmu, który opanował moje ciało. Wygięłam się w łuk i przyjmowałam na siebie ostatnie ciosy Zayn’a, dopóki on nie osiągną szczytu. Wbił się zębami w moją pierś, zastygając w miejscu. Odetchnęłam głęboko, gdy nasze ciała się rozluźniły. – Tego chyba oboje potrzebowaliśmy – stwierdził, cicho dysząc.
- Tak – zgodziłam się z nim.

***

- Więc, to jest najnowszy model sukni od Louis’a Vuitton, dopasowana w ciele, dekolt w serce, kolor jak widać, krwista czerwień – zaprezentowała mi suknię Devone, kobieta która zajmowała się doradzaniem w wyborze sukni. David i Zayn stali tuż obok i również je oglądali. – Podoba Ci się?
- Jest bardzo… piękna – parsknęłam śmiechem, dotykając materiał sukni palcami. – Ale wydaje mi się, że taka kreacja dla dziewiętnastolatki nie będzie zbyt… ekstrawagancka? – popatrzyłam na moich mężczyzn. – Co wy na to?
- Zgadzam się z Tobą – kiwnął głową. – W końcu nie chcemy zrobić z Ciebie starego babska z obwisłym tyłkiem i cyckami.
- No to lecimy dalej – powiedziała Devone, biorąc kolejną płachtę do swoich rąk. – To jest pistacjowa suknia Karla Lagerfelda z 2011 roku. Jest zwiewna, elegancka i pasuje na każdy brunch bądź przyjęcie.
- To nie jest to – stwierdził Zayn, stając obok mnie. Spojrzałam na niego zagadkowo.
- A ty co? Ekspert od mody? – zaśmiałam się. Na twarzy Zayn’a pojawił się nieśmiały uśmiech.
- Wydaje mi się, że szukamy czegoś dopasowanego jak ta pierwsza suknia i zarazem zwiewnego jak ta druga, seksownego i zmysłowego.
- Strzał w dziesiątkę – powiedziałam.
- Już wiem czego Pani szuka – uśmiechnęła się Devone i spod wszystkich sukien wyjęła biały materiał. Na widok całokształtu sukni otworzyłam lekko buzię ze zdziwienia. – Suknia od Christiana Diora z tego roku, również najnowsza kolekcja… Jest bardzo dopasowana jak widać, dużo koronki w górnych partiach ciała, a jej przedłużany stan robi z tej kreacji coś nowoczesnego i na czasie. Jest również dostępna w kolorze czerwonym.
- Prosimy tą czerwień – szepnęłam. Kobieta posłusznie powiesiła czerwony odpowiednik sukni.
- To jest sukienka stworzona dla Ciebie, mami! – klasnął w dłonie podekscytowany David.
- Przymierzamy? – zapytała Devone.
- A jaka jest cena? – spytałam.
- Dziewiętnaście tysięcy funtów.
- O Mój Boże… - westchnęłam, na co Devone się zaśmiała. – Nie wiem czy…
- Cena nie gra roli – odezwał się Zayn, siadając na kanapę.
- Żartujesz? – parsknęłam.
- Chcę byś była moją gwiazdą wieczoru i zmiotła wszystkich innych z czerwonego dywanu – uśmiechnął się szelmowsko. – No dawaj, chcę zobaczyć moją kobietę w tej sukni.
- Idziemy! – Devone wzięła materiał do rąk i zaprowadziłam ją do najbliższego pokoju. – Twój narzeczony ma bardzo dobry gust – stwierdziła, gdy zamknęłam za sobą drzwi do pomieszczenia gospodarczego.

- Tak i zdecydowanie za gruby portfel. 


Book3 - 7

- Ciebie też miło jest widzieć, Clairy – uśmiechnęła się sztucznie moja matka.
- Bez wzajemności – parsknęłam. Zauważyłam, że niektórzy goście patrzyli na nas kątem oka. Nie chciałam aby moja własna matka narobiła mi wstydu w takiej ekskluzywnej restauracji.
- Dlaczego muszę dowiadywać się z mediów, że moja jedyna córka się zaręczyła? – zapytała mnie, spoglądając na Zayn’a, który tak samo jak ja, nie był zachwycony jej widokiem.
- I? – prychnęłam.
- Myślałam, że pochwalisz się, iż usidliłaś takiego kawalera jak Malik – powiedziała.
- Nie powinno Cię to interesować – burknęłam, powoli sącząc wino z kieliszka.
- Jestem Twoją matką, Clairy – odparła. Zadławiłam się winem, próbując powstrzymać ironiczny śmiech.
- Tak? Kiedy sobie o tym przypomniałaś? – zapytałam warkliwie.
- Oj przestań, nadal gniewasz się o tą sprawę z Lukiem? – wywróciła oczami. – Prędzej czy później i tak by Cię zdradził.
- Jesteś bezczelna – fuknęłam. – Wskakujesz do łóżka mojemu byłemu chłopakowi, zdzierasz od ojca kupę kasy…
- Odezwała się ta, która nie ma z tego korzyści – uśmiechnęła się złośliwie.

Zdzira.

 - Dla Twojej informacji prawie od miesiąca nie pracuję u ojca i nie utrzymuję z nim kontaktu – powiedziałam, wstając od stołu, by być z nią twarzą w twarz.
- Clairy – syknął w moją stronę Zayn, ale pokręciłam głową dając mu niemy znak, że wszystko jest pod kontrolą.
- Czego ty tak właściwie ode mnie chcesz co? – wyszeptałam ostro.
- Niczego – wzruszyła ramionami. – Chyba jako Twoja matka powinnam pogratulować Ci zaręczyn.
- No chyba – prychnęłam, zaciskając swoje dłonie w pięści.
- Jeśli miałaś tyle do powiedzenia, to chyba powinnaś odejść od naszego stolika, Christino – powiedział twardo Zayn, mierząc ją swoim ciemnym wzrokiem. – Jesteśmy na kolacji, a Twoja obecność nie jest nam tutaj potrzebna.
- I to ma być mój przyszły zięć – parsknęła cicho.
- Idź stąd już i wróć do kogoś, z kim jesteś – warknęłam.
- Od kiedy zrobiłaś się taka pyskata, córeczko?
- Po kimś musiałam to odziedziczyć – odparłam zgryźliwie. Mama zmrużyła oczy.
- Radzę Ci się zastanowić, czy dobrze robisz wychodząc za Malika – fuknęła. – Tyle kobiet go miało, a ty? Niczym się nie wyróżniasz, ani wyglądem, ani inteligencją.
- Odezwała się matka, która otwiera nogi przed młodymi chłopakami – splunęłam.
- Przynajmniej mnie chcą – zaśmiała się gorzko.
- Bo Twoje stare cipsko służy tylko do pieprzenia, bo ty nie zasługujesz na miłość – syknęłam.
- Dosyć tego – gdy matka chciała unieść rękę, Zayn ją chwycił i lekko wykręcił do tyłu. Moja matka zastękała i spojrzała na niego. – Co ty do jasnej kurwy robisz?
- Nikt nie będzie podnosił ręki na moją narzeczoną, tym bardziej jej własna, wyrodna matka – zacharczał Zayn, a jego poważna mina przez chwilę mnie przeraziła. – Albo wyjdziesz stąd sama lub wezwę ochronę i wtedy już nie będzie tak miło.
- Nie dotykaj mnie, Malik – syknęła moja matka, wyrywając mu się i gdy posłała mi ostatnie spojrzenie, po czym opuściła lokal.
- Clairy? – dłoń Zayn’a musnęła moją rękę. Popatrzyłam na niego. – Usiądźmy, w porządku? – spytał cicho. Pokiwałam lekko głową i zajęłam swoje miejsce. – Zapomnij o tym.
- Co ona tu robiła?
- Nie wiem Clairy – westchnął Zayn.
- Nie powinna tu być – odparłam. – Nalejesz mi wina? – Zayn skinął głową i wykonał moją prośbę.
- Spędźmy miło wieczór i zakończmy go w należyty sposób – powiedział, a w jego oczach zauważyłam tą tajemniczą iskierkę, którą tak w nim uwielbiałam.
- Proponujesz coś, Malik?
- Ja mam zawsze dużo do zaoferowania, Panno Watson.

***

- Mam nadzieję, że Ci smakowała kolacja – powiedział Zayn, gdy wychodziliśmy z restauracji. Jego ręka czule obejmowała moją talię, a drugą trzymał moją rękę i kciukiem bawił się brylantem mojego pierścionka zaręczynowego.
- Tak, było wspaniale – uśmiechnęłam się do niego i odpowiedział mi tym samym. – Dlaczego nie idziemy do auta? – zapytałam, zdając sobie sprawę, że poszliśmy w przeciwną stronę.
- Mały spacer jeszcze nikomu nie zaszkodził, prawda? – spojrzał na mnie rozbawiony.
- Ostatnio jesteś taki… uśmiechnięty, prawie ciągle się śmiejesz… Co Ci się stało? – parsknęłam śmiechem.
- Dużo się zmieniło… i ja się dzięki temu zmieniłem – odparł, patrząc na rozgwieżdżone niebo.
- Nie byłeś taki – stwierdziłam.
- Zdałem sobie sprawę, że gdy zachowywałem się jak dominat… udzielało się to innym. Stawali się wobec mnie potulni jak baranki, a mi się to podobało… teraz widzę, że to było złe. Powinni być przy mnie rozluźnieni, a nie non stop spięci.
- Też tak się czułam na początku – przyznałam. – Nie wiedziałam jak Cię rozgryźć, więc postanowiłam Ci się nie sprzeciwiać…
- Co Ci również niezbyt wychodziło – przerwał mi ze śmiechem.
- Mój charakter mi na to nie pozwalał – odparłam. – Ale lubię w Tobie tą namiastkę dominata.
- Tak? – spojrzał na mnie zaskoczony.
- Tak – skinęłam głową. – Lubię… jak dominujesz w łóżku – wyznałam mu cicho. Poczułam jak rumieńce wypełniają moją twarz.
- Wiem – puścił mi oczko.
- Skąd? – zmarszczyłam brwi.
- Stąd, że gdy przybieram maskę dominata po prostu więcej się dzieje i wszystko jest intensywniejsze. Rozumiem to.
- Ale kwiatki i serduszka są najlepsze – mruknęłam z zadowoleniem, a on zaśmiał się pod nosem.
- Tak – jego usta musnęły moją skroń.
- Zayn? – szatyn zerknął na mnie pytająco. – Nigdy nie miałeś dziewczyny na stałe?
- Nigdy – pokręcił głową i z powrotem jego twarz stała się poważna i zdystansowana. – Na dobrą sprawę nie zdążyłem jej mieć – dodał z zakłopotaniem.
Zapomniałam, że ta suka Carmen zmieniła go w dominata w bardzo młodym wieku.
- A ty? Miałaś jakiegoś skurwiela przede mną i Lukiem?
- Też nie, byłam zajęta liceum – rzekłam.
- Ty i nauka? Nigdy bym nie powiedział – uśmiechnął się zadziornie. Jego humory zmieniały się tak często jak nastroje kobiecie w ciąży.
- Ojciec postawił mi warunek, bo od zawsze chciałam pracować na stanowisku architekta. Więc, uzyskanie jakiejś tam dobrej średniej nie graniczyło u mnie z cudem.
- Mój piękny kujon – parsknął śmiechem.
- Chwilami zachowujesz się gorzej, niż nastolatek!
- Ja? – wywrócił zabawnie oczami. – To ja mam narzeczoną nastolatkę.
- A jestem dojrzalsza od Ciebie – powiedziałam.
- Może masz dojrzalsze kształty, ale resztę chyba pominęło – naigrywał się ze mną dalej.
- Ale z Ciebie świnia – zaśmiałam się naburmuszona.
- Świnia? – uniósł zagadkowo brwi do góry.
- Tak, świnia! – pisnęłam.
- Czyżby? – niespodziewanie Zayn ukląkł, chwytając moje nogi i przerzucił mnie przez ramię.
- Zayn! – krzyknęłam, śmiejąc się, podpierając się jedną ręką jego pleców by nie spaść, a drugą, by nie było widać mi piersi, bo dekolt kombinezonu do najskromniejszych nie należał.
- Mówiłaś coś?! – odparł, mocno klepiąc mnie w tyłek. Pisnęłam zaskoczona.
- Idiota! – krzyknęłam ponownie, szczypiąc go palcami w pośladek.
- Au? – udał, że go to zabolało, na co zaczęłam się niekontrolowanie śmiać.
- Postaw mnie na ziemi, Zayn! – poprosiłam go między wybuchami śmiechu. Zayn również się śmiejąc spełnił moją prośbę, po czym jego usta zetknęły się z moimi w namiętnym pocałunku. Z mruknięcie zarzuciłam ręce na jego szyję i pogłębiłam pieszczotę, ciesząc się tą uroczą chwilą, bo była ona jedną z najsłodszych momentów, jakie miałam w związku z Zayn’em.

***

- Więc, teraz o co mnie prosisz misiaczku? – zapytał mnie David, gdy wparował do willi dzień później, w wesołym nastroju. – Poza tym, wczoraj chyba dobrze bawiłaś się na randce z Zazą?
- Skąd o tym wiesz? – zdziwiłam się, poprawiając tunikę, która lekko mi się zagięła.
- Strony plotkarskie wczoraj aż huczały! I co Twoja matka robiła w restauracji Gordona Ramsey’a? Czy ją stać na takie luksusy? – prychnął, rozwalając się na kanapie, a Scarleth od razu wskoczyła na jego kolana, zwracając tym na samym na siebie uwagę. – Moja psinka, no! Urosła ona!
- Psy rosną jakbyś nie wiedział, David – parsknęłam, siadając tuż obok niego i Scar. – Nie wiem czemu tam była, z kim była, ale o mało co nie zepsuła mi wieczoru.
- Było aż tak źle? Może jakiś kutas ją źle splądrował lub coś i kobieta zaczęła się wyżywać – wzruszył ramionami David, całując po pysku Scar. – Gdzie Zayn?
- W pracy – westchnęłam. – Wczoraj poświęcił mi cały dzień, a rano powitało go ponad dwieście maili.
- Dobrze, że dziś byłem tylko na trzy godziny – David odetchnął z ulgą. – I po jakiego sprowadziłaś mnie aż tutaj?
- Bo potrzebuję kreacji, misiaczku – uśmiechnęłam się słodko.
- Na co? – ożywił się.
- Dostałam z Zayn’em zaproszenie na Oscary – odparłam.
- Na Oscary?! – wydarł się na cały salon, a Scarleth w tym samym momencie zawyła, jak na psa przystało. – Na pieprzone Oscary?!
- No i chcę dobrze wyglądać przy Zayn’ie, a nie jak jakaś niedorobiona suka, jasne? – klasnęłam w dłonie.
- Nie ma sprawy, kochaneńka, wujek David jeszcze dzisiaj umówi Cię z kilkoma projektantami – uśmiechnął się z dumą. – Będziesz wyglądać najlepiej! Ja już tego dopilnuję!
- Nie wątpię w to – odparł. – I... jest jeszcze jedna sprawa.
- Jaka? Coś się stało? – spytał. – Tylko nie mów mi, że jesteś w ciąży!
- Co? Nie! – niemalże krzyknęłam. – Po prostu, Jackson McTyler, to mnie cholernie martwi. Uczepił się mnie i…
- Bo on Cię od samiutkiego początku podrywał – przerwał mi w połowie zdania. – Jako doświadczony  w tych sprawach powiem Ci, abyś trzymała się od niego z daleka. Słyszałaś, że jest zamieszany w zabójstwo w swojej żony?
- To póki co są plotki – poprawiłam.
- Plotki plotkami, ale i w nich znajdzie się ziarno prawdy – odparł ojcowskim tonem. – Gdybyś się z nim spotkała na mieście, przy paparazzi, nie daliby Ci życia. Za dużo się wokół niego dzieje.
- Tu tylko chodzi o zwykły projekt, David – powiedziałam obojętnie.
- Wiesz, Tobie chodzi o projekt, jemu może o coś znacznie więcej? – zapytał retorycznie. – Gościu może i jest zajebiście przystojny, a mój kutas chętnie zwiedził jego tyłek, ale potem już nie chciałbym mieć z nim do czynienia.
- Gdyby to było takie proste, jak ty to mówisz – prychnęłam. – Chciał, abym przyleciała do Nowego Jorku i pomogła przy budowie tego wieżowca.
- Serio? – pokiwałam głową.
- Ale Zayn mi nie pozwolił, bo też martwi się o te plotki – rzekłam. – A ja nie chcę, aby się martwił.
- Zayn jest zazdrosny o wszystko, co jest płci męskiej, oddycha i… żyje – parsknął śmiechem. – Ale w tym momencie go rozumiem. Jackson może okazać się bardzo cholernie złym typem i chcę byś się z nim nie spotykała.
- Będę zmuszona, bo musimy omówić projekt – odparłam zrezygnowana.
- Poniekąd tu nie ma co do omawiania, bo od samego ten projekt zatwierdził, a prace powinny już trwać, a ty przyjechać zobaczyć efekt końcowy, czyli tak jak za każdym razem to robiłaś – odparł. David miał rację. Po co miałam przyjeżdżać jako pomoc, jeśli wszystko miał dokładnie rozpisane i rozrysowane? – Dobrze mówię?
- Tak – szepnęłam.
- Więc, jeśli się do Ciebie zbliży, wyrwę mu nogi z dupy – powiedział poważnie, a ja na widok jego miny zaśmiałam się krótko. – To nie jest zabawne, Clarisso. Ten facet może być chodzącym kłopotem.
- Jeśli chcesz zapytaj go czy lubi mężczyzn, to może pozwoli Ci się wypieprzyć – parsknęłam śmiechem. – I wtedy da mi spokój.
- Wszystko w przyszłości – poruszał zabawnie brwiami. – Cokolwiek… jutro organizuje małe przyjęcie, chcielibyście z Zayn’em wpaść?
- I skończyłoby się ono tak, jak ostatnio? – zapytałam go. Oczywiście wiedział, że mam na myśli sytuację z Carmen i żrący kwas na moich plecach.
- Nie, to jest zamknięta impreza tylko dla najbliższych… więc jak? – uśmiechnął się szeroko.
- Jeśli Zayn się zgodzi…
- Już o tym wiem – odezwał się nowy głos za moimi plecami. Odwróciłam się. Zayn szedł ku nam pewnym krokiem, a gdy napotkał moje spojrzenie uśmiechnął się zadziornie. – I będziemy.
- Świetnie – ucieszył się David. – Będę się zbierał, zostawię was samych gołąbeczki – mruknął, na co się ponownie zaśmiałam. – Przyjadę być może za jakieś dwie, trzy godziny. Bądź pod telefonem.
- Okay – pocałowałam go w policzek na pożegnanie.
- Ej, bo ten obok będzie zazdrosny – spojrzał ukradkiem na Zayn’a. – Pamiętaj, ja wolę kutasy.
- Wiem – Zayn się skrzywił. Parsknęłam śmiechem i wstałam z kanapy. – Tylko patrz jakieś ładne suknie, a nie chłam.
- Ja chłam?! – pisnął obrażony. – Z tego co wiem sukienka z BAFTA miała później niezły pożytek – uśmiechnął się złośliwie, a ja spaliłam buraka.
- Możesz już iść? – David się zaśmiał i gdy chciał opuścić salon, dołączył do nas raptownie Leo.
- Co się dzieje, Leo? – spytał formalnie Zayn, zdejmując z siebie marynarkę.
- Sir, przed willą czeka Jackson McTyler.



Book3 - 6

Słysząc jego słowa ze zdziwienia otworzyłam lekko usta i miałam ogromne szczęście, że Zayn tego nie widział, bo właśnie wstawał z łóżka. Szybko się opanowałam.
- Tak? To naprawdę świetnie – odparłam z udawanym entuzjazmem, bo w moim mózgu jednak zapaliła się czerwona lampka, która mnie przed czymś ostrzegała. Dlaczego Jacksonowi tak bardzo zależało na spotkaniu ze mną? Teraz można było organizować spotkania przez FaceTime lub Skype. Strasznie nalegał i gdzieś w duchu zaczęłam wierzyć w to, co powiedział mi Zayn.
- Mam nadzieję, że wtedy uda mi się Ciebie wyciągnąć na kolację – powiedział, a w jego głosie usłyszałam tajemniczą nutę. Zakłopotana odpowiedziałam ciche „zobaczymy co da się zrobić” i po pożegnaniu się, jako pierwsza przerwałam połączenie. Zdecydowanie musiałam poczytać w Internecie kim był Jackson. Na dobrą sprawę : gościa w ogóle nie znałam.
- Chcesz coś do jedzenia? – zapytał mnie ciepłym tonem Zayn, przytulając od tyłu i całując w skroń. Od razu zapomniałam o telefonie Jackson’a, przynajmniej na tą chwilę.
- Mogę coś nam zrobić – odparłam, a gdy chciałam wstać, powstrzymał mnie.
- Nie mam lewych rąk, chyba umiem zrobić jajecznicę i tosty – zaśmiał się gardłowo, a na ten dźwięk po moich plecach przebiegł głęboki, rozkoszny dreszcz. – Idź weź prysznic i dołącz do mnie na dole. Nie pozwól na siebie zbyt długo czekać.
- Wtedy dołączysz do mnie? – zapytałam, z lekkim uśmiechem. Zayn go odwzajemnił.
- Wtedy tak szybko nie wyjdziemy – pochylił się nade mną by złożyć czuły pocałunek na moich wargach i wyszedł z pokoju, a ja nie mogąc się powstrzymać, odprowadziłam go wzrokiem, napawając oczy cudownym widokiem jego umięśnionych pleców. Ten mężczyzna był ideałem z każdej strony. Otrząsając swój umysł z przyjemnego amoku, wstałam z trudem z łóżka i podreptałam do łazienki, niemalże od razu wchodząc pod prysznic. Gdy ciepła woda oblewała moje skostniałe ciało, mogłam zacząć jasno myśleć.
Jackson McTyler ewidentnie się do mnie przystawiał. Zauważyłam to podczas naszego pierwszego spotkania na bankiecie z okazji BAFTA. Już wtedy wydawał się zbyt miły. W mojej głowie zabrzmiały słowa Waylihi podczas kolacji w domu Malików : „słyszę codziennie o nim wiele skandali i jest nie ciekawym typem w mediach”. Powoli zaczynałam domyślać się, dlaczego tak domagał się mojego przyjazdu do Nowego Jorku.

Chciał się do mnie dobrać i wywołać kolejny skandal ze mną – w roli głównej.

***

- To dziwne, że David jeszcze się do mnie nie odezwał. O tej porze już zazwyczaj miałam z dziesięć maili – odparłam zaskoczona, gdy przejrzałam swoją skrzynkę odbiorczą, która była pusta.
- Bo poprosiłem go, aby ze wszystkimi pytaniami zwracał się dziś do mojej matki – powiedział Zayn, opadając tuż obok mnie na kanapie, a palcem zamknął mój laptop. Zmarszczyłam brwi.
- Z jakiej to okazji? – zapytałam, odkładając sprzęt na szklany stolik.
- Chcę byś miała dzień wolny od wszystkich i wszystkiego, z wyjątkiem mnie oczywiście – powiedział, uśmiechając się ciepło. – Nie chcę byś wiecznie chodziła zestresowana i staram się zapewnić Ci tą małą oazę spokoju.
- Oazę spokoju, powiadasz? – pokiwał głową. Musiałam Zayn’owi powiedzieć o tym telefonie Jackson’a. Sama nie byłam pewna czy ufać McTyler’owi. Miała do niego zbyt wiele wątpliwości. – Więc, trapi mnie jedna sprawa.
- Co konkretnie? – między jego brwiami pojawiła się zmarszczka. Zawsze tam była, gdy się czymś zamartwiał.
- Chcę byś sprawdził Jackson’a. Przylatuje za kilka dni – oznajmiłam, a jego twarz od razu stężała. Niedobrze.
- Do Londynu? – skinęłam niepewnie głową. – To Ci skurwiel – warknął.
- Ej, spokojnie – wzięłam jego rękę. – Mogę sama coś popatrzeć w necie, ale nie chcę wierzyć plotkom z The Sun.
- Poproszę Leo aby coś załatwił – mruknął, a jego oczy stały się ciemniejsze.
- Zayn…
- Nie chcę aby ten kutas się do Ciebie zbliżał – odparł stanowczo. – Gdy się tu pojawi, na nowo zacznie siać sensację, a ja nie chcę, aby zaczęły powstawać jakieś bezpodstawne plotki na wasz temat.
- Nie dojdzie do tego – rzekłam i wtuliłam się w niego. Z początkowo zesztywniał jeszcze bardziej, lecz później z westchnięciem objął mnie ramionami i wtulił się policzkiem w moją szyję. Wtedy jeszcze nie zdałam sobie sprawy, jak bardzo Jackson McTyler, uprzykrzy mi życie.

***

- Zaproszenie? – odezwałam się, parskając śmiechem.
- Na co? – zapytał Zayn, a jego głowa wyjrzała zza łazienkowych drzwi.
- Na… - zaczęłam błądzić wzrokiem po tekście. Gdy znalazłam to co chciałam, wytrzeszczyłam oczy. – Oscary? – wydukałam, spoglądając na Zayn’a z niedowierzaniem. Po minie Zayn’a również widziałam, że był zaskoczony.
- Serio? – wyszedł z łazienki z ręcznikiem zawiązanym w pasie i usiadł obok mnie, by przeczytać zaproszenie. – No nieźle – skomentował po chwili ciszy.
- Byłeś już tam? – zapytałam.
- Raz – rzekł, wzruszając ramionami. – Nic nadzwyczajnego.
- Oscary to nic nadzwyczajnego? – zachłysnęłam się powietrzem, a Zayn się zaśmiał. – Pójdzie na Oscary to największe marzenie każdej kobiety.
- Czyli idziemy? – uśmiechnął się krzywo. Pokiwałam głową, uśmiechając się słodko. – Kiedy?
- Za tydzień w Teatrze Dolby – odparłam. – Chwila… to jest w Hollywood.
- Brawo, mój Sherlocku – wywrócił oczami. – Kiedy kupiłaś tą bieliznę? – spytał mnie niższym tonem, przebiegając palcami po moim czerwonym, koronkowym staniku. Zmrużyłam na niego oczy. – Nie przypominam sobie, abym gdzieś wcześniej ją widział.
- Nie musisz o wszystkim widzieć – powiedziałam, zamykając swój laptop. – Podoba Ci się?
- Doskonale wiesz, że tak – uśmiechnął się tajemniczo, powalając mnie na plecy, będąc na górze. – Ale najlepiej wyglądasz bez niej.
- To Ci nowość – parsknęłam śmiechem. – Mógłbyś mnie puścić? Muszę iść się ubrać – odparłam, próbując zrzucić jego ciało z mojego. Jakbym siłowała się z głazem. – Zayn!
- Clairy! – spróbował naśladować ton mojego głosu, na co buchnęłam gromkim śmiechem.

~ Jackson’s P.O.V ~

Pijąc kolejną szklankę Whiskey, oglądałem kolejne zdjęcia Clarissy Watson na stronach plotkarskich. Nie mogłem pojąć, jak taka dziewczyna jak ona mogła być z takim dupkiem jak Malik. Była piękna, mądra, zabawna, a on? Typowy kutas.
- Co ja mam jeszcze zrobić, abyś była moja? – westchnąłem, wypijając zawartość szklanki jednym chłystem. Wiedziałem, że ten chuj chciał ją usidlić przy sobie i dlatego wymigiwała się od przyjazdu do Nowego Jorku. Zaśmiałem się gorzko. Myślała, że sobie tak łatwo odpuszczę? Spojrzałem ukradkiem na zdjęcie Emily. – Widzisz to Emily? Ona robi to samo co ty. Mam nadzieję, że nie jest tak samo bezmyślna jak ty – ponownie się zaśmiałem, rzucając ramkę ze zdjęciem prosto w ścianę. Szkło walało się po całej podłodze. – Och Clairy, wybrałaś jego zamiast mnie. Popełniłaś taki ogromny błąd – prychnąłem, tym razem rozbijając szklankę. Kilka odłamków naczynia wbiło mi się w dłoń. Syknąłem i powoli się ich pozbyłem. – Najwyraźniej nie jesteś rozsądną kobietą, za jaką Ciebie uważałem – sięgnąłem po swoją komórkę zdrową dłonią i wybrałem numer do kogoś, komu równie zależało na zemście.
- Myślałam, że już nie zadzwonisz, Jackson – powiedziała Chachi z udawaną ulgą.
- Uwierzyła w tą bajeczkę o Twojej rzekomej ciąży?
- Chyba tak.
- Chyba? – parsknąłem.
- Clarissy Watson nie da się tak łatwo wykiwać, stary – burknęła.
- Mniejsza z tym – wywróciłem oczami. – Będę za kilka dni w Londynie, a tu póki co rób wszystko, aby media nie dawały spokoju Watson i Malikowi.
- Bez problemu, kochany – i się rozłączyła.
Clarisso Watson – wkrótce Zayn Malik zniknie z naszego życia.

~ Clairy’s P.O.V ~

- Jesteś już gotowa? – zapytał Zayn po raz dziesiąty w ciągu pięciu minut, gdy ja próbowałam zapiąć swój granatowy kombinezon, wyginając swoje ciało w rozmaite strony.
- Mógłbyś na chwilę wejść? – w odpowiedzi Zayn wparował do pokoju. – Pomożesz mi? – spojrzałam na niego błagalnie. Zayn uśmiechnął się i stanął za mną. Uporał się z zamkiem w pół sekundy. – Dzięki – cmoknęłam go w policzek i obejrzałam. Obłędnie wyglądał w dopasowanym garniturze. Człowiek sukcesu.
- Wyglądasz pięknie – skomplementował mnie, oglądając dokładnie moje ciało. – Ten kombinezon zbyt bardzo uwydatnia te moje cuda – dodał, zatrzymując swój zachłanny wzrok na piersiach. Wywróciłam oczami i uniosłam jego podbródek.
- Oczy mam tutaj – zaśmiałam się. – I jestem gotowa.
- Świetnie – musnął moje usta swoimi i chwycił moją dłoń, wplatając w nią swoje palce, po czym wyszliśmy z sypialni.
- Szefie, paparazzi czekają przed bramą wjazdową – oznajmił nam Leo. Westchnęłam rozdrażniona.
- Trudno, poradzimy sobie – powiedział Zayn, przepuszczając mnie pierwszą w drzwiach. Od razu zauważyłam błyski fleszy daleko od nas, ale jednak kutasy z aparatami nie próbowali się kryć ze swoją obecnością. Poczekałam chwilę na Zayn’a, a potem razem poszliśmy do auta. – Udawaj, że ich nie widzisz – szepnął do mnie Zayn, a ja pokiwałam głową. Zayn wyprzedził mnie, by otworzyć drzwi dla mnie od strony pasażera.
- Co Ci się dzisiaj stało? – spytałam rozbawiona, gdy siadł za kierownicą.
- Traktuję Cię tak, jak powinienem to robić od samego początku – odparł, spoglądając na mnie czule i uniósł moją lewą dłoń do góry, by złożyć na niej pocałunek. Uśmiechnęłam się lekko.
- Wystarczyło zamówić pizzę i uszczęśliwiłbyś mnie tak samo – parsknęłam śmiechem.
- Zasługujesz na coś więcej – powiedział, odpalił auto i pojechaliśmy. Tak jak mi mówił, nie patrzyłam na paparazzi i udałam, że piszę coś w telefonie. – Jutro odwiedzi nas mój prawnik i przyniesie Ci wiadomości na temat McTyler’a.
- To dobrze, mam co raz większe wątpliwości co do niego – odparłam szczerze.
- Nie pozwolę na to, aby Cię skrzywdził – rzekł twardo. – Jak będzie trzeba wynajmę ochronę…
- Póki co nie jest mi to potrzebne – stwierdziłam szybko.
- Musisz być taka uparta? – westchnął.
- I vice versa – burknęłam.
- Lubisz się ze mną drażnić, prawda? – uśmiechnął się złośliwie, nie spuszczając wzroku z drogi. – Twoje usta mogłyby robić cos znacznie lepszego.
- Tak w aucie? Cóż za perwersja – odparłam, kładąc dłoń na jego kroczu, które było już na wpół twarde. – I jeszcze prowadzisz, to nie jest zbyt bezpieczne – odparłam, ściskając go pojedynczo i zabrałam rękę.
- Clairy – jęknął zdesperowany, a ja zaśmiałam się pod nosem.
- Bądź cierpliwy, Zayn.

***

- Witamy w restauracji Gordona Ramsey’a, Panie Malik – przywitał nas wysoki i barczysty mężczyzna, podając Zayn’owi rękę, którą mój narzeczony uścisnął krótko. – Zaprowadzę Państwa do stolika.
- Jest taki o jaki prosiłem? – zapytał Zayn, idąc za mężczyzną, a ja tuż obok niego.
- Naturalnie – odparł mężczyzna prowadząc nas prawie przez cały lokal. Było w nim wielu ludzi. Nie ukrywając, restauracje Gordona Ramsey’a były najlepsze, a ceny były dosyć przyzwoite, jak na taki wykwintny lokal. – To tutaj – rzekł, wskazując ręką pięknie ozdobiony stolik. Uśmiechnęłam się szeroko, patrząc na Zayn’a, który również przyglądał mi się, nie ukrywając szelmowskiego uśmieszku. – Za chwilę przyjdzie do Państwa kelner i przyjmie zamówienia. Życzę miłego wieczoru – posłał nam przyjazny uśmiech i odszedł do wejścia restauracji, by przywitać kolejnych gości. Usiedliśmy przy stoliku, a ja nadal nie mogłam napatrzeć się na lokal.
- Tu jest pięknie – stwierdziłam.
- Fakt -  przyznał mi rację. – Myślałem, że będzie mniej ludzi, ale…
- Wiesz, my jako normalna część tego społeczeństwa musimy przyzwyczaić się do ich towarzystwa – odparłam, a on się zaśmiał.
- Uroki bycia normalnym – zadrwił. Kilka minut później przyszedł do nas kelner i wziął nasze zamówienia. Niedługo później na naszym stoliku pojawiła się butelka wina.
- Wino jest odpowiednie? – zapytał mnie Zayn gdy posmakowałam trunku, a ja skinęłam głową.
- Wiesz, że jestem fanką win i szampanów – powiedziałam rozbawiona.
- No tak – uśmiechnął się i wiedziałam, że przypomniał sobie pamiętną imprezę, z której przywiózł mnie do domu, gdy ja nawet tego nie pamiętałam.
- Nie wspominajmy tego – odparłam zawstydzona, a jego uśmiech się powiększył.
- Nie powiedziałabym, że spotkam swoją córkę w takim towarzystwie – usłyszałam głos, którego już od bardzo dawna nie słyszałam. Z pogardą spojrzałam na swoją matkę, która podeszła do naszego stolika.

- A ja nie powiedziałabym, że Cię tu w ogóle spotkam.