wtorek, 23 czerwca 2015

Book2 - 20

- Serio? Nawet tutaj musicie się pożerać? – usłyszałam głos David’a, przez który oderwałam się od całowania ust Zayn’a i spojrzałam w jego stronę. David stał z jakimś chłopakiem, który z bananem na twarzy patrzył na mojego przyjaciela. Oboje ubrani byli w granatowe obcisłe garnitury, podkreślające ich mięśnie i dobrze zbudowane sylwetki. – Mogłabyś uspokoić tą swoją zachłanną cipkę mała i poczekać do końca.
- I kto to mówi? – zaśmiałam się. – Czyżbym w końcu miała zaszczyt poznać tego sławnego Bruce’a?
- We własnej osobie, kocie – Bruce puścił mi oko. Gdybym nie przebywała z gejami na co dzień, pewnie by mnie to strapiło, ale przez zachowanie David’a byłam do takiego czegoś przyzwyczajona. – Słyszałem o Tobie wiele i przynajmniej raz David nie kłamał.
- W jakiej sprawie?
- Że masz naprawdę smakowity biust – wraz z Davidem się zaśmiali, a ja spojrzałam na nich z politowaniem.
- Uważaj Bruce, bo poczujesz na sobie złość Malika – odparł David i ponownie ryknął śmiechem.
- Boże, jak on się schlał – westchnęłam głośno, dostrzegając w końcu, że podpierał się ręką o ramię Bruce’a i ledwo trzymał się na nogach. – David, wynająłeś pokój?
- Może tak, może nie – parsknął śmiechem, a Bruce mu zawtórował.
- Pytam się poważnie David! – jęknęłam zdesperowana.
- Tak, wynająłem – odpowiedział w końcu i w jednej chwili zbladł. To mnie zaniepokoiło. – Dlaczego wirujesz, Clairy? – wybełkotał i raptownie padł w ramiona Bruce’a.
- Jasna cholera! – podbiegłam do chłopaka David’a i pomogłam mu go utrzymać, bo Bruce również na najtrzeźwiejszego nie wyglądał. – Musimy go zanieść do pokoju, Bruce. Gdzie ma klucze od apartamentu?
- Są w recepcji, ja je przyniosę – zaoferował się Zayn, biegnąc z powrotem do budynku.
- Żeś się załatwił, kolego – warknęłam robiąc wszystko, by nie opuścić David’a na ziemię. – Może go połóżmy?
- Dobry pomysł – mruknął Bruce i powoli ułożyliśmy go na ziemi.
- Co on do cholery takiego wypił? – zapytałam go, a Bruce wzruszył ramionami.
- Trochę whiskey, ze mną pół wódki, dużo szampana…
- No to życzę mu miłego poranka – wywróciłam oczami, spoglądając na niego z dezaprobatą. Przez chwilę poczułam się jak matka, która nie dopilnowała swojego syna.

Jakie miałam szczęście, że David nigdy nie miałbyś moim dzieckiem.

- Jak się dzisiaj bawiłaś? – zapytał mnie.
- Dobrze – mruknęłam, ziewając krótko.
- Serio? – parsknął. – Według mnie to było chujowe.
- No dobra, było do dupy – zaśmiałam się.
- Ile jesteś… Uważaj! – wydarł się raptem, a ja nie zdążyłam nawet zareagować.

Sekundę później czułam jak moje plecy piękną niemiłosiernie i ból narastał z kolejnymi chwilami. Krzyknęłam głośno, zginając się w pół.

- Ty kurwo! – Bruce ruszył prawdopodobnie za sprawcą, a ja upadłam na kolana, zanosząc się gorzkimi łzami. Bałam się jakkolwiek ruszyć bo wiedziałam, że będzie boleć jeszcze bardziej. Moim ciałem co chwilę wstrząsał dreszcz przez płyn, który wyżerał moją skórę.
- Clairy! – usłyszałam kolejny wrzask. Odetchnęłam z ulgą widząc, że w naszą stronę biegnie Zayn, ale ból nie był ani grama mniejszy. – Kurwa, Twoje plecy! – stanął nade mną i czułam, jak jego wzrok badał moje zranione miejsce. – Co tu się stało?!
- Nnie wiem Zayn, ale to tak bboli – jąkałam się.
- Musimy jechać na pogotowie – powiedział, a jego głos zdradzał, że był lekko spanikowany. Widziałam Zayn’a złego, słodkiego, uroczego, wkurwionego, zagubionego, ale nie takiego.
- Nie, proszę, nie chce – pokręciłam głową, zanosząc się szlochem. Ból był niemiłosierny.
- Nie ma mowy – odparł twardo, delikatnie dotykając moich pleców. Zaskowyczałam, gdy tylko jego palce spoczęły na mojej skórze. – Mój Boże, Clairy, co ja mam zrobić? – zapytał sam siebie. – Gdzie jest w ogóle Bruce?
- Pobiegł za sprawcą – wysapałam.
- Clairy, połóż się delikatnie na ziemi, proszę – wyszeptał Zayn nerwowo. Powoli opadłam na niezraniony bok. Czułam się tak, jakby ktoś wbijał mi dziesiątki noży w plecy. – Muszę Cię podnieść, a to zaboli maleńka – powiedział i chwycił mnie tak, jak zawsze miał w zwyczaju. Pierwszy raz nie przyniosło mi to przyjemności. Jęknęłam głośno, gdy mnie uniósł do góry. Próbował nie dotykać rękoma moich pleców, ale samo naciąganie się skóry bolało jak cholera. – Przepraszam skarbie, naprawdę przepraszam… - szepnął w moje włosy i szybkim krokiem zaczął przemierzać przez parking wprost do limuzyny. W tamtej chwili nawet nie myślałam o tym, że zostawiliśmy David’a samego, nieprzytomnego na chodniku.
- Słabo mi, Zayn – wyszeptałam z trudem. Obraz przed moimi oczami się zamazywał, a moje powieki stawały się ciężkie.
- Clairy, nawet nie waż się tracić przytomności! – krzyknął cicho, ale było już za późno. Nim posadził mnie na tyłach pojazdu, straciłam przytomność.

~ Zayn’s P.O.V ~

To był najgorszy moment w moim życiu. Zobaczenie Clairy zwijającej się z bólu, z poparzonymi przez kwas plecami było tak okropne, jak kiedyś wieść, że mój ojciec nie żyje. Kto mógł być tak podły, żeby oblać kwasem Clairy?! Wiedziałem tylko, że skurwiel pożałuje tego, jak go tylko dopadnę. Jednak moje podejrzenia od razu spadły na Carmen. Może i przyjaźniliśmy się przez długi szmat czasu, ale odkąd pojawiła się Clairy, nie mogła jej znieść. No i moje odrzucenie musiało ją nieźle boleć. Musiałem z nią o tym porozmawiać.
- Co się dzieje z Clairy, doktorze? – zapytałem doktora Jenksa, gdy tylko opuścił salę, w której leżała moja ukochana. Była nieprzytomna już dobre kilka godzin. To mnie martwiło najbardziej. Nie chciałem, by groziło jej coś poważnego, a to wszystko było wyłącznie moją winą. Gdybym nie zostawił jej samej z Brucem, na pewno nie doszłoby do tego wydarzenia.
- Panna Watson jest w stanie stabilnym, Panie Malik – odparł, spoglądając na mnie.
- Co z jej plecami? – dopytywałem się dalej.
- Nie wyglądają najlepiej, lecz też nie najgorzej. Widziałem gorsze przypadki, a ten jest jednym z lżejszych. Rano zabierzemy Clairy na zbadanie rany i jej odkażenie oraz zabandażowanie. Blizny zostaną, ale niewielkie, a z czasem mogą nawet zniknąć.
- Mogę do niej wejść?
- Jest nieprzytomna, Panie Malik…
- Proszę – przerwałem mu ostro. Lekarz westchnął i przepuścił mnie, bym mógł wejść do Sali. Tak też zrobiłem. Clairy leżała na niewielkim łóżku, przyczepiona do różnych przyrządów. Clairy była nieruchoma. Nawet nie chciałem sobie wyobrażać, jaki ból czuła w tej chwili. Czemu zawsze co jest złe, musi spotykać akurat ją? – Maleńka… - szepnąłem, podchodząc do łóżka i siadłem na małym krzesełku, stojącym tuż obok niego. Chwyciłem jej drobną dłoń. Była lodowata. – Przepraszam Cię, gdybym tylko wiedział, jak to się skończy… Cholera, jakim ja idiotą jestem – podniosłem jej dłoń i pocałowałem miejsce, w które nie były wbite żadne igły. – Nigdy nie myślałem, że zobaczę Cię w szpitalu, nieświadomą i w takim stanie… Obiecuję Ci, że znajdę sprawcę i sam osobiście dopilnuję by trafił do pierdolonego pierdla – warknąłem. Odpowiedziała mi głucha cisza. To chyba najbardziej bolało. Ponownie poczułem się samotny. - Ten dzień miał się skończyć inaczej, wiesz? Mieliśmy pojechać do domu, kochać się dopóki nie skończą nam się siły. Następnego dnia miałem spędzić z Tobą cały dzień, potem… - sięgnąłem dłonią do swojej kieszeni i wyjąłem z niego małe, czerwone satynowe pudełeczko. – Miałem Cię poprosić o rękę. Nawet nie wiesz jak bardzo się tym stresowałem przez cały tydzień. To nie do pomyślenia, co? Ja Zayn Malik chce Ci się oświadczyć. Ciekawość mnie zżera czy przyjęłabyś pierścionek i uszczęśliwiłabyś mnie na resztę mojego marnego życia…
- Panie Malik? – oderwałem swój wzrok od bladej twarzy Clairy i spojrzałem w stronę wejścia do Sali. Stał tam Doktor Jenks.
- Tak, Panie Doktorze? – spytałem, chowając dyskretnie pudełko z powrotem do swojej kieszeni.
- Na korytarzu czeka jakaś kobieta i twierdzi, że Pana zna – odparł zmieszany.
- Ruda? – skinął głową. – W porządku, zajmę się nią.
- Tylko bez żadnych problemów, Panie Malik. To jest szpital – powiedział poważnie.
- Nic z tych rzeczy, doktorze – posłałem mu blady i mały uśmiech, po czym wstałem z krzesła. Złożyłem na ustach Clairy czuły pocałunek i wyszedłem z Sali. Carmen stała na końcu korytarza, ubrana już w normalne ubrania. Ja niestety nie zdążyłem się przebrać, a bardzo chciałem pozbyć się tego pieprzonego garnituru i założyć zwykły dres. – Co ty tu robisz? – warknąłem do Carmen, przechodząc przez cały korytarz. Gdy mnie zobaczyła, na jej twarzy pojawił się ironiczny uśmiech.
- Czyżby znowu nasza Clairy coś sobie zrobiła? – zapytała z drwiną, a we mnie się aż zagotowało.
- Komuś najwyraźniej dopisuje dobry humor – parsknąłem ironicznie. – Czego tutaj szukasz? Nie przypominam sobie, abym do Ciebie dzwonił?
- A to już nie wolno przyjechać do swojej przyszłej przyrodniej siostry i zapytać się o jej stan? – zaśmiała się gorzko.
- Nie jest z nią dobrze, a teraz możesz już sobie iść – warknąłem.
- Coś ty taki zgryźliwy, Zayn? Jak możesz mnie tak traktować po tylu rzeczach, które dla Ciebie zrobiłam? – fuknęła.
- Mogę i póki co proszę Cię normalnie, abyś opuściła szpital inaczej wezwę ochronę – syknąłem, patrząc na nią wściekle.
- Nie widzisz co się z Tobą stało? Jesteś miękki – prychnęła. – Gdzie jest ten Malik…
- Dawnego mnie nie ma już od dawna – przerwałem jej ostro. – I nigdy nie wróci, wbij to do swojego rudej pustej głowy!
- Ale temperamencik Ci został, nie powiem – kontynuuje, cmokając z aprobatą. – Takiego Cię uwielbiałam, stanowczego i nieokiełznanego.
- Przestań żyć przeszłością Carmen – burknąłem. – Wracaj do Oskara i wykorzystuj kolejnego naiwnego dupka do Twoich dominackich zachcianek.
- Oskar przynajmniej traktuje mnie tak, jak zawsze chciałam tego od Ciebie! – krzyknęła cicho.
- Czyli jak? – zaśmiałem się ironicznie.
- Kocha mnie! – to mnie na chwilę przymknęło. Wiedziałem, że Carmen żywiła do mnie większe uczucia, ale nigdy nie sądziłem, że mnie kochała… Nie byłem zdolny do miłości, dopóki na swojej drodze nie spotkałem Clairy. To ona mnie odmieniła, nie Carmen. – Chciałam od Ciebie tylko głupiego uczucia, ale dla Ciebie liczyło się tylko pieprzenie.
- Sama mnie tego nauczyłaś, pamiętasz? Bzykać bez jakichkolwiek uczuć. To przez Ciebie żyłem pod osłoną dominata przez prawie dziesięć lat. Zrobiłaś ze mnie potwora, a gdy Clairy…
- Ciągle ta Clairy i Clairy! Co ona ma, czego ja nie mam?! – warknęła zdenerwowana.
- Nie jest cholerną egoistką i to ona jako jedyna podjęła próbę przywrócenia we mnie uczuć. Gdy to się już udało, teraz ty jak zwykle próbujesz być w centrum uwagi – wycharczałem.
- Ja? – zmarszczyła czoło.
- A kto? Zrozum Carmen bo powiem to raz… – fuknąłem. – Nigdy Cię nie kochałem i nie zamierzam tego robić. Clairy jest tą jedyną i to z nią zamierzam być do końca. To ją kocham, nie Ciebie!
- Jeszcze tego pożałujesz. Byłam najlepszą rzeczą, jaka Ci się przytrafiła…
- Dokładnie, rzeczą. Naprawdę chcesz usłyszeć co naprawdę o Tobie myślę? Byłaś tylko do pieprzenia, gdy nie mogłem znaleźć innej uległej. Byłaś nic nie wartą dziwką, Carmen. Może Oskar Cię odmieni, ale według mnie straciłaś wszystkie uczucia, jakie w sobie masz.
- Jesteś tylko zwykłym chujem, Malik, któremu w życiu się poszczęściło – syknęła. – Zobaczysz, że wszystko co zrobiłeś wcześniej odpłaci się na Tobie kilka razy mocniej i to nie będzie już przyjemne.
- Co się stało w rękę? – zapytałem, ignorując jej wszystkie słowa, a mój wzrok był skupiony na prawej dłoni, którą miała zabandażowaną.
- Nic – wzruszyła ramionami i schowała rękę za siebie.
- To ty oblałaś kwasem Clairy, prawda? – zawarczałem, a ona tylko spuściła wzrok na szpitalną podłogę. – Ty suko…
- Należało się! Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałam, żeby ten pierdolony kwas wylądował też na jej twarzy! Nikt by już jej nie chciał, a w szczególności ty i wróciłbyś do mnie!
- Jesteś chora, Carmen – uświadomiłem to sobie w końcu. Carmen była tak oślepiona zazdrością, że nie zdawała sobie sprawy, co robi. – Mogłaś ją zabić.
- Niech zdycha w piekle, pieprzona szmata! – wydarła się.
- Co tu się dzieje? – znikąd pojawiła się dwójka ochroniarzy.
- Ta kobieta popełniła przestępstwo, Panowie. Przez nią moja dziewczyna leży na Sali – powiedziałem, patrząc niczym rozjuszony byk na Carmen.
- Dlaczego mi to robisz, Zayn?! Nie rozumiesz, że zrobiłam to dla nas?! – krzyknęła, szarpiąc się za włosy. – Ona nie powinna żyć! Wchodzi między naszą dwójkę!
- Panowie, zajmijcie się nią, inaczej sam zgłoszę to na policję i do swoich prawników – syknąłem.
- Spokojnie – odparł jeden z ochroniarzy.
- Sami się nią zajmiemy – dodał drugi z mężczyzn i podszedł do Carmen, wykręcając jej ręce do tyłu. Odsunąłem się od nich, aby ją skuli.
- Nigdy Ci tego nie wybaczę Zayn! Jesteś jebanym dupkiem, któremu nie można ufać! – krzyczała, a ja nadal nie dowiedziałem, że to była ta sama osoba, z którą kiedyś na co dzień rozmawiałem i spędzałem czas. Clairy miała rację. Powinniśmy się trzymać od niej z dala. Tylko ja byłem głuchy na jej prośby.
- Jest Pan na razie wolny, Panie…
- Malik – spojrzałem na ochroniarza. – Zayn Malik.
- O cholera – szepnął cicho pewnie myśląc, że tego nie usłyszałem. – Nic Panu nie zrobiła?
- Nie, nawet mnie nie tknęła – westchnąłem, patrząc zrezygnowany na twarz Carmen. – Do widzenia, Carmen.
- Pierdol się – splunęła i została wyprowadzona przez jednego z nich. Wtedy po raz pierwszy od kilku godzin odetchnąłem z ulgą. Jakby ktoś zdjął ze mnie jeden z mega ciężkich ciężarów.
- Policja skontaktuje się pańskimi prawnikami na dniach, by wyjaśnić te całe zajście – odparł ochroniarz. – I dobrze by było gdyby wprowadził Pan ich w całe zajście.
- I tak zrobię – pokiwałem głową, przeczesując swoje włosy palcami. – Pozwoli Pan, że pójdę. Moja dziewczyna na mnie czeka.
- W porządku – lekko się skłonił i odszedł. Ja również udałem się do Sali Clairy. Nadal była nieprzytomna. W pomieszczeniu był również doktor Jenks.
- Co się stało? – spytałem, marszcząc czoło. Ten dzień już mnie wykończał.
- Tak, dostałem właśnie wstępne badania Clairy… - powiedział, czytając coś na kartce, a później spojrzał na mnie z uśmiechem. To mnie zbiło z pantałyku.
- I co w związku z tym? – dopytywałem się dalej.

- Zostanie Pan ojcem. 


Book2 - 19

- Jak myślisz, będą tam kamery? – spytałam go, nerwowo skubiąc skrawek złotego materiału, który okalał moje nogi. Siedzieliśmy z Zayn’em w aucie od ponad dziesięciu minut, trzymając się za ręce, a delikatnie gładząc kciukiem moje palce w geście uspokojenia.
- Na pewno – odparł, zerkając na mnie ciepłym wzrokiem. – Nie powiesz mi, że stresujesz się aparatów? – uśmiechnął się lekko. Nie odpowiedziałam mu, a tylko wzruszyłam ramionami. – Nie wierzę…
- To uwierz. Może przy Tobie jestem seksualnym potworem…
- Seksualny potwór? – uniósł rozbawiony jedną brew do góry.
- Sam mnie tak nazwałeś – powiedziałam, tym razem nie powstrzymując uśmiechu.
- No tak, mój seksualny potworku – mruknął, pochylając się i złożył słodki pocałunek na moich ustach. Moje serce zakołatało mocniej, a przez ciało przebiegły dreszcze. – Chodź do mnie – dodał po chwili, owijając mnie rękoma w talii. Podwinęłam sukienkę do góry tak, by przypadkiem jej nie porwać i siadłam na jego kolanach.
- Ubrudzę Cię – szepnęłam zauważając, że w kącikach ust i na górnej wardze miał moją czerwoną szminkę.
- Trudno – Zayn położył dłonie na moich pośladkach i ściskał przyjemnie, lekko całując usta. Kochałam takiego Zayn’a. Owszem, jego wersja dominata równie mocno mnie pociągała, ale która dziewczyna nie chciała mieć słodkiego chłopaka, który by zrobiłby wszystko, byś była tylko szczęśliwa? Taki był właśnie Zayn’a. Na początku był inny. Czułam dumę, że go choć trochę odmieniłam, ale nadal czekałam, aż jego prawdziwe oblicze ujrzy światło dzienne. To w końcu musiało się stać. – Chciałabyś mi towarzyszyć na przyjęciu zorganizowanym przez moją matkę i siostrę w ten piątek?
- Chyba nawet zostałam zaproszona? – odparłam pytająco przypominając sobie dzień, w którym jego matka złożyła nam nagłą wizytę. Wydawało mi się, że było to tak dawno, a minęło… z półtorej tygodnia?
- No tak – uśmiechnął się lekko, cmokając delikatnie muskając moją szyję ustami. Odchyliłam głowę do tyłu, dając mu większe pole do popisu. – Chciałbym Cię o czymś uprzedzić.
- O czym? – spytałam.
- Carmen też tam będzie – oznajmił. W jednej chwili zesztywniałam i spojrzałam na niego.
- Żartujesz? – parsknęłam ironicznie.
- Sam się wczoraj o tym dowiedziałem od matki i nie jestem tym zadowolony.
- A myślisz, że ja jestem? Czy na każdym kroku będzie nam ona towarzyszyć? – burknęłam.
- Jesteś zazdrosna – stwierdził z zadziornym uśmiechem.
- A jakbyś ty się czuł, gdyby ciągle uganiali się za mną jacyś mężczyźni? – uniosłam zagadkowo brwi do góry. Zayn zacisnął usta i zmarszczył czoło w konsternacji. Odpowiedź była jasna. – No widzisz, tak samo mam ja – dodałam, dotykając dłonią jego chropowatego zarostu.
- Carmen nigdy nie była dla mnie ważna, Clairy – szepnął, patrząc na mnie… smutno?
- Hej, dlaczego masz taki wzrok? – zapytałam go.
- Bo mam wrażenie, że nadal mi w pełni nie ufasz – powiedział, przyglądając mi się zagadkowo. Gdy już chciałam mu odpowiedzieć, z niewiadomego powodu nie odezwałam się.

Czy ja naprawdę nie ufałam Zayn’owi do końca?

- Zayn…
- Nie, Clairy, rozumiem Cię – przerwał mi. – Nie zasłużyłem sobie na takie szybkie zaufanie… Nie po tym, jak ukrywałem przed Tobą tyle rzeczy.
- Zapomnij o tym, Zayn. Nie chcę wspominać tamtego czasu – mruknęłam.
- Chcę byś mi ufała w stu procentach – ciągnął dalej.
- Ufam Ci – odparłam.
- Ale nie całkowicie – stwierdził pewnie.
- Skąd możesz to wiedzieć Zayn? – westchnęłam.
- Widzę to po Twoim zachowaniu. Chwilami myślę, że Cię przytłaczam swoją obecnością – powiedział.
- Ty mnie? – zdziwiłam się. – Zayn, to ja muszę się martwić, by żadna kobieta nie zajęła mojego miejsca. Mieć Cię przy boku to najlepsza rzecz, jaka mnie w życiu spotkała. Poza Tobą, Gab i Davidem… nie mam już nikogo.
- Przykro mi – szepnął.
- Mi też – uśmiechnęłam się smutno. – Nie chcę byś patrzył na mnie jak na ofiarę z rozbitej rodziny zadufanych bogaczy… - Zayn przerwał mi nagłym pocałunkiem, który zaparł mi dech w piersiach. Przylgnęłam do niego mocniej.
- Nigdy tak na Ciebie nie patrzyłem i nie zamierzam – zaoponował, delikatnie pociągając zębami za moją dolną wargę. Jęknęłam cicho. – Nie jęcz maleńka, po rozkaże Leo zawieść nas z powrotem do domu – zawarczał. Zaśmiałam się pod nosem.
- Nie narzekałbyś – rzekłam.
- Nie – potwierdził z zadziornym uśmiechem. – Gdybym nie obiecał Twojemu przyjacielowi, że przyjdziemy to jak myślisz : nie zawróciłbym?
- Oj zrobiłbyś to – wybuchłam śmiechem.

***

Cudem po wyjściu z auta udało nam się uniknąć blasku fleszy i ciekawskich kamer, po czym przedostaliśmy się do środka One Hyde Park. W tym hotelu nie byłam od czasu feralnego dnia, gdy włamano się do mojego apartamentu. No i od tamtego dnia już nie patrzę na to miejsce z ogromnym podziwem.
- Rozluźnij się – szepnął mi na ucho Zayn’a, zaciskając palce wokół talii. Faktycznie, byłam bardzo spięta. W Sali „balowej”, która mieściła się na parterze hotelu roiło się z trzysta osób. Większość spojrzeń była skierowana na nas. Nie wiedziałam, gdzie mam podziać wzrok. 

Gdzie nie spojrzałam, tam spotykałam się z ciekawskim wzrokiem lub takim, który by mnie zabił, gdyby miało ono takie zdolności. Dostawałam takie znaki szczególnie z damskiej części, która miała wlepiony swoje zachłanne oczy w Zayn’a. Nie dziwiłam im się : Zayn był bardzo przystojny i urodziwy, a że wybrał akurat mnie… Sam podjął taką decyzję. No i przede wszystkim pierwszy raz pokazywaliśmy się w otoczeniu jako „para”. Już widziałam te nagłówki gazet jutrzejszego dnia : „Zayn Malik przestał być nareszcie kawalerem!”, „Kim jest tajemnicza blondynka?!”. Czy byłam gotowa na takiego rodzaju rozgłos?
- Próbuję – odparłam, patrząc na niego. Przynajmniej on patrzył na mnie normalnie i z ciepłem.
- Wiesz, że jesteś najpiękniejszą kobietą na tej Sali? – zagadnął, bym nie zwracała na nikogo uwagi.
- Tutaj oprócz mnie jest ze sto kobiet, Zayn. To niemożliwe – parsknęłam śmiechem.
- Uwierz w swoje względy i atuty – odparł, głaszcząc mój policzek. Przez ten gest zarumieniłam się. – Jesteś urocza, gdy się zawstydzasz.
- Uwielbiasz się ze mną drażnić, prawda?
- Kocham – uśmiechnął się szerzej i pocałował czule. Na plecach poczułam gromiące spojrzenia innych, zawistnych kobiet, za pewne chcąc być na moim miejscu.

Jebcie się, Zayn jest już tylko mój.

- Więc, co my będziemy robić przez te następne kilka godzin? – spytałam z jęknięciem dezaprobaty.
- Pić szampana, tańczyć i czekać na akcję wieczoru.
- O tak, typowo – wywróciłam oczami.
- Tylko czekać na bankietowe jatki – westchnął.
- Może na początek znajdziemy David’a?
- Clarissa? – usłyszałam. Odwróciłam się i ujrzałam… Jacksona McTylera?
- Jackson, miło Cię widzieć – uśmiechnęłam się do niego ciepło . Poczułam jak mięśnie Zayn’a się napinają.

Zluzuj gacie, ogierze.

- Nie wiedziałem, że Cię tutaj spotkam – odparł.
- I vice versa – parsknęłam śmiechem.
- A to jest pewnie Zayn Malik – zwrócił się do Zayn’a i wyciągnął formalnie rękę w jego stronę. – Jackson McTyler…
- Zayn Malik, chłopak Clairy – uścisnął jego rękę i po chwili puścił.
- Chłopak? Clairy nie mówiła, że ma partnera – rzekł lekko zdziwiony. Wyglądał na… zawiedzionego? Dlaczego?
- Wtedy jeszcze nie byliśmy razem – wyjaśniłam.
- Rozumiem – Jackson uśmiechnął się ponuro. – Mam nadzieję, że nasze spotkanie jest nadal aktualne?

Cholera, musiał mówić to przy Zayn’ie?!

- Oczywiście, czekam na telefon – uśmiechnęłam się lekko.
- Opuszczę was, muszę znaleźć swojego ochroniarza. Miłej zabawy życzę.
- I wzajemnie – odpowiedział za nas Zayn sztywnym głosem. Jackson spojrzał na Zayn’a dosyć nieprzyjaźnie i posyłając mi ostatni uśmiech, odszedł od nas.
- To było dosyć…
- Dlaczego nic nie powiedziałaś mi o tym, że jesteście umówieni na spotkanie? – zapytał Zayn, spoglądając na mnie z ciekawością.
- Bo tego dnia też się pokłóciliśmy i o tym zapomniałam – odparłam zgodnie z prawdą. – Poza tym, nie muszę Ci o wszystkim mówić. To w końcu jest mój klient.
- Mogłaś mi powiedzieć – mruknął.
- A ciekawe czy byś wtedy pozwolił mi wziąć udział w tym spotkaniu? – prychnęłam.
- Pozwoliłbym – zmarszczył czoło.
- Ale…? – ciągnęłam dalej.
- Ze mną u boku – dodał.
- No właśnie – wywróciłam oczami. – Proszę, nie rozmawiajmy o tym. Nie chcę, by i ten wieczór skończył się klęską.
- Nie pozwolę na to – odparł i przyciągnął mnie od siebie. Przez chwilę staliśmy przytuleni do siebie, niczym młode dzieciaki. Nikt by nie powiedział, że ja niedługo skończę dwadzieścia, a Zayn dwadzieścia osiem lat. Przy Zayn’ie czułam się jeszcze młodsza, niż w rzeczywistości. – Chodź, pójdziemy się czegoś napić.

Tak wyglądał niemal cały wieczór. Piliśmy szampana kieliszek za kieliszkiem, rozmawialiśmy z ludźmi, którzy znali Zayn’a, który za każdym razem przedstawiał mnie jako swoją partnerkę. Nie powiem, czułam lekką dumę, bo Zayn nigdy nie miał partnerek na stałe i doskonale wiedziałam, że niektórzy byli zaskoczeni, że owy Zayn Malik – milioner ( kiedyś i dominat ) ma kobietę.
- Zayn Malik, nie wierzę, że te wszystkie plotki okazały się prawdą! – powiedział mężczyzna, który podszedł do nas rozbawiony, trzymając w dłoni kieliszek wina. Był ubrany w drogi garnitur od Gucciego i włosy miał ulizane do tyłu. Nie był on szczególnie urodziwy, ale również do najbrzydszych nie należał. Miał duże, niebieskie oczy, gęste brwi i pełne wiśniowe usta. Po budowie ciała mogłam stwierdzić, że był masywny i sporo czasu spędził na siłowni.
- W nich też jest krzta prawdy, Oskarze – odparł Zayn, spoglądając na mnie z uśmiechem. – Pozwól, że przedstawię Ci…
- Clarissa Watson – przerwał mu Oskar ze śmiechem. – W końcu miałem kupić od niej Italian Dreamland – dodał. To on miał kupić na początku mój Penthouse?! – Jesteś bardzo zdolną i utalentowaną kobietą, Clarisso.
- Dziękuję – szepnęłam.
- Nigdy nie powiedziałbym, że znajdziesz dziewczynę Malik. Zwłaszcza taką, która z Tobą wytrzyma – uśmiechnął się zadziornie.
- Zdarzają się wyjątki – Zayn wzruszył ramionami. – Clairy też należy do osób stanowczych, więc pasujemy do siebie.
- Z pewnością – Oskar pokiwał głową. – Będę szedł, mam dosyć tego przyjęcia. Podziw dla organizatora, że sprowadził taką śmietankę…
- Oskarze? – do moich uszu dobiegł ten piskliwy głos. Nie musiałam się odwracać by wiedzieć, kim była ta osoba.
- Tylko nie to – jęknęłam pod nosem tak, by usłyszał to tylko Zayn.
- Spokojnie – szepnął mi na ucho.
- Carmen, gdzie byłaś? Szukałem Cię po całej Sali – odparł Oskar, patrząc na Carmen, która stanęła naprzeciwko nas. Carmen… wyglądała dobrze. Może nawet trochę lepiej. Świetnie prezentowała się w czerwonej, dopasowanej sukni, która z przodu eksponowała jej długie, opalone nogi. Swoje rude włosy miała związane w wysokiego, końskiego kuca. Mocny makijaż, który miała na twarzy wyjątkowo ją postarzał, ale zawsze wygląda jak stara zdzira, więc nie robiło mi to zbytniej różnicy.
- Kochanie, byłam na zewnątrz – wykrzywiła swoje czerwone wargi w sztucznym słodkim uśmiechu…

Chwila! Kochanie?!

- Carmen, nie mówiłaś, że masz chłopaka – odezwałam się, patrząc na nią z zainteresowaniem.
- Bo nie było do tego okazji, Clarisso – odpowiedziała.
- Czekajcie, znacie się? – wtrącił się Oskar do naszej wymiany zdań.
- Oj uwierz mi i to bardzo dobrze – parsknęłam ironicznie.
- Clairy – warknął cicho Zayn. Zignorowałam go oczywiście.
- Oskar, polubiłam Cię, więc Ci radzę, uważaj na nią, bo Carmen to perfidna suka, która potrafi zniszczyć wszystko – fuknęłam, posyłając jej lekki uśmiech. Carmen na początku zbladła, a potem zauważyłam, że jak jej twarz tężeje. – Muszę się przewietrzyć – westchnęłam rozdrażniona i szybkim krokiem opuściłam salę pod ciekawskimi spojrzeniami gości.
- Clairy! – poczułam mocny uścisk czyjejś dłoni na swoim nadgarstku.
- Zostaw mnie Zayn – wyrwałam swoją rękę, zatrzymując się. – Chcę pobyć sama!
- Uspokój się – mruknął.
- Wiedziałam, że tak będzie, jeśli ona…
- Zapomnij o niej, maleńka – powiedział, kładąc dłonie na moich nagich ramionach. – Już nigdy nie wejdzie między nas, proszę, uwierz mi – szepnął.
- Jak jeśli wkrótce będzie moją pieprzoną przyrodnią siostrą?! – burknęłam, spuszczając wzrok na swoje buty.
- Ale nigdy nie będziecie prawdziwą rodziną – odparł przenosząc dłonie na moje policzki. – Masz mnie, pamiętasz? Jesteśmy razem i przejdziemy przez to – uśmiechnął się lekko.
- Wiesz co? – spojrzał na mnie pytająco. – Czasami mam wrażenie, że jesteś takim facetem, który jest tylko w filmach. Jesteś zbyt idealny.
- To nie film, Clairy, to życie – jego uśmiech stał się szerzy. – A ty wiesz co?
- Hm? – również już nie powstrzymałam uśmiechu.
- Ja mam natomiast wrażenie, że przywróciłaś moje człowieczeństwo – powiedział, muskając kciukiem moją dolną wargę.
- Zmieniłbyś się, gdyby nie ja? – zapytałam cicho.
- Nie – pokręcił głową. – Żałuję tych wszystkich cholernych rzeczy, które Ci zrobiłem. Patrzyłem na Ciebie jak na… uległą i seks partnerkę, jasna cholera, nie tego chciałem…
- Cśś – uciszyłam go czułym pocałunkiem. Zayn porwał mnie w swoje ramiona i wplątał palce w moje włosy, przeradzając pocałunek w niedbały i bardziej namiętny. Jęknęłam z aprobatą i obwiązałam rękoma jego szyję, szarpiąc go za końcówki włosów.
- Kocham Cię maleńka – wymruczał, nie przestając mnie całować.
- Wiem – sapnęłam. – Jak myślisz, David obrazi się, jeśli opuścimy przyjęcie bez jego wiedzy?
- Mam to w dupie, pragnę się w Tobie zatopić i pieprzyć do upadłego.



Book2 - 18

Słysząc jego słowa, serce podeszło mi do gardła ze zdenerwowania. Cholera, nie byłam na to przygotowana psychicznie!. Nie byłam gotowa na jego dominackie wcielenie. Zayn mógł uprzedzić!
- Zayn, ale ja nie wiem… - zaczęłam cicho, dalej nie mając zielonego pojęcia co mu powiedzieć. Zayn zauważył moje zagubienie.
- Chcę abyś poznała tą ciemniejszą stronę – mruknął przybliżając swoją twarz do mojej. – W końcu tyle razy mnie o to prosiłaś… Myślałem, że tego właśnie pragniesz.
- Pragnę, ale nawet nie wiem od czego zacząć… - szepnęłam skrępowana. Wtedy poczułam się jak typowa zawstydzona nastolatka przez starszego od siebie chłopaka.
- Pamiętasz, że możesz mi ufać? – skinęłam głową. – Właśnie. Poprowadzę Cię przez to, wszystko będzie dobrze – uśmiechnął się delikatnie. – Jeśli przesadzę, mów mi natychmiast.
- W porządku – odparłam.
- Od teraz… - Zayn podniósł mój podbródek do góry, bym nie spuszczała z niego wzroku. – Mówisz do mnie wyłącznie Panie, rozumiemy się?
- Tak – powiedziałam.
- Tak, co?
- Tak… Panie?
- Doskonale – uśmiechnął się zadziornie i przyciągnął mnie do siebie. Zachwiałam się na swoich wysokich obcasach i chwyciłam się jego barków. – To jest Twój pierwszy raz, więc zaczniemy od podstaw – i pchnął mnie na łóżko. Opadłam na niego, a moje podbrzusze ścisnęło się przez nieznane mi uczucie… Strach wymieszany z podnieceniem. Tylko tutaj bardziej przeważało nieoczekiwanie. Patrzyłam na niego, gdy on pozbywał się swoich ubrań, nigdy nie spuszczając ze mnie wzroku. – Nawet nie wiesz, jak bardzo mam ochotę sprawdzić co się kryje pod tym gorsetem – wymruczał.
- Nic, co by Pan wcześniej nie widział – uśmiechnęłam się lekko.
- Każdego dnia czuję się jakbym odkrywał Cię na nowo, Clarisso – odparł, zdejmując z siebie koszulę i odsłaniając tym samym swój boski tors. Sam Adonis mógłby mu pozazdrościć. Nawet nie zauważyłam, gdy Zayn pozbył się spodni i w samych bokserkach wchodzi na łóżko, między moje nogi. – Teraz zobaczmy co kryje się pod spodem – Zayn usiadł na moim tułowiu i zaczął odpinać małe klamry gorsetu. Obserwowałam go z otwartymi ustami, wciągając do swoich płuc powietrze, którego przez nadmiar emocji mi brakowało. Gdy ostatnia klamerka została już odpięta, Zayn rozsunął materiał. – Kurwa, jakbym rozpakowywał wymarzony prezent gwiazdkowy.
- Proszę, Za… Panie – poprawiłam się szybko. – Potrzebuję…
- Czego potrzebujesz maleńka? – spytał, schodząc ze mnie tylko na chwilę by zdjąć szpilki ze  stóp oraz stringi wraz z pończochami. Ponownie byłam naga przed Zayn’em, kompletnie oszalała z rozkoszy.
- Dotyku, Panie – szepnęłam drżącym głosem, patrząc na niego. Jego wzrok był pełen namiętności i dominacji. Zayn był w swoim „żywiole”. Zayn uśmiechnął się lekko i zsunął z siebie bokserki, dając mi możliwość obejrzenia jego boskiego i umięśnionego ciała. Dokładnie badałam wzrokiem jego tors i męskie V, które było mocno podkreślone. Z trudem powstrzymywałam swoje zachłanne oczy od przeniesienia spojrzenia na jego męskość, która była twarda, stercząca i gotowa na mnie.
- Dzisiaj… - Zayn z powrotem znalazł się nade mną. Jego penis znalazł się między moimi udami. Cholera, był strasznie podniecony. Malik chwycił moje ręce i umieścił je nad głową. – To będzie prawdziwe pieprzenie – dokończył po chwili i bez zapowiedzi wbił się do mojego wilgotnego środka. Krzyknęłam głośno czując go w sobie naprawdę głęboko. Zayn zatrzymał się na chwilę i dał czas mojej cipce na przystosowanie się do jego wielkości.

A skurwiel był naprawdę wielki.

- Jesteś taka ciasna – jęknął i wziął moje usta w namiętny pocałunek, zaczynając poruszać swoimi biodrami w zabójczym tempie, bez „uroczego” wstępu. Stękania uciekały z moich ust, które były miażdżone przez wargi Zayn’a, a ręce miałam uwięzione w jego sidłach. – Doprowadzasz mnie do obłędu.
- Zayn…

To był mój błąd.

Jego ręka spadła z trzaskiem na mój pośladek, na co z ust wyrwał mi się krzyk. Czy on naprawdę dał mi klapsa? Czy to było moje dziwne i pogmatwane wyobrażenie?
- Jak miałaś mnie nazywać, skarbie? – zapytałam niskim głosem, nie przerywając swoich szybkich i głębokich pchnięć.
- Panem – szepnęłam zduszonym głosem.
- A nie powiedziałaś tak… Czy tak zachowują się grzeczne dziewczynki?
- Nie – wykrzywiłam swoją twarz w grymasie rozkoszy, gdy zaczął robić obszerne koła ciałem, rozpychając mnie penisem na boki.
- Przynajmniej zgadzamy się w jednym – uśmiechnął się szeroko. – Nie ruszaj rękoma – rozkazał, puszczając moje ręce i przeniósł je na piersi. Przyjemnie je uciskał i szczypał mocno sutki, które rosły przez jego zmysłowy dotyk. – Uwielbiam Twoje cycki, Clarisso. Są takie krągłe, duże i idealnie mieszczą się w mojej dłoni – odparł, nacierając biodrami na moją łechtaczkę. Z moich ust wyrwał się krzyk. – Masz nie dochodzić, dopóki Ci na to nie pozwolę, jasne? – pokiwałam głową. – Odpowiedz mi.
- Tak, Panie – mruknęłam, patrząc w jego ciemne tęczówki. Nigdy nie widziałam bardziej urzekających i hipnotyzujących oczu od jego. Nawet spojrzenie Orlando Bloom’a tak na mnie nie działało. Jedynie Zayn tego dokonywał. Jego wzrok chwilami był tak intensywny, że dzięki niemu samemu o mało co nie dochodziłam. No i przez macanie cycków, tak za marginesem.
- Wyglądasz naprawdę wyśmienicie, Clairy – powiedział z chrypą. Jego klatka piersiowa i ramiona pokryła się małą warstwą potu. Mięśnie miał napięte. Wyglądał naprawdę seksownie. Jak taki ktoś jak on mógł być ze mną? Mógł mieć każdą kobietę, dużo lepszą i bardziej perfekcyjną ode mnie. – Jesteś taka gorąca i miękka… Cholera i to w jaki sposób zaciskasz się na moim penisie! – Zayn przyśpieszył, a moje usta otworzyły się szeroko przez prądy, które zaatakowały moje ciało. Mocno objęłam go nogami w pasie i dłonie wplątałam we włosy. Najwyraźniej jemu to nie przeszkadzało. Przyciągnął mnie do siebie tak, że nasze twarze były bardzo blisko siebie i stykaliśmy się czubkami nosów.
- Panie… - westchnęłam głośno, wypychając biodra w jego stronę, które były zachłanne orgazmu.
- Dojdziemy razem, Clairy! – krzyknął. Nie było żadnej taryfy ulgowej. Poruszał się we mnie mocno. Trzask za trzaskiem. Byłam otępiała z podniecenia.
- Proszę… - wyjęczałam, ciągnąc jego włosy. Zayn ryknął, waląc raz, a porządnie w moje biedne wnętrze. Z naszych ust jednocześnie wyrwał się krzyk spełnienia i doszliśmy, wymieniając się swoimi płynami szczytu. Zesztywniałam cała, czując pulsowanie na całym ciele. Zayn miał mocno zaciśnięte oczy, szczytując we mnie obficie. Ja również nie odstępowałam. Czułam, jak moje podniecenie spływa po udach. – Czuję się taka… ożywiona – odparłam z aprobatą, odrywając się od ust Zayn’a i moja głowa opadła na kołdrę.
- A czy ja z Tobą skończyłem? – wydyszał i jego męskość znowu zaczęła we mnie twardnieć.
- O jasna cholera.

***

Tej nocy spałam jak małe dziecko : sen miałam twardy i mocny. Obudziłam się rano, gdy zauważyłam iż nie było obok  mnie Zayn’a i Scarleth łasiła się do mnie i ewidentnie prosiła o spacer. Z wielkim trudem i lekkim bólem bioder spowodowanym przez wczorajszy seks zwlekłam się z łóżka. Nałożyłam na siebie bieliznę i zwiewną czerwoną sukienkę bez pleców. Było dosyć parno.
- Chodź maleńka – szepnęłam, głaszcząc moją psinę po głowie i razem zeszłyśmy na dół. W kuchni o dziwo powitała mnie Haley. – Dzień dobry, Haley – przywitałam się z nią wesoło. Kobieta oderwała się od marynowania kurczaka i spojrzała mnie z uśmiechem.
- Dzień Dobry Clairy! Wróciłaś? – spytała, a ja pokiwałam głową. – Już myślałam, że opuściłaś to miejsce na dobre. Nawet nie wiesz jak Zayn cierpiał…
- Domyślam się – przerwałam jej. – Wiesz, gdzie jest Zayn?
- Niestety nie, powiedział mi tylko, że wróci przed trzynastą – uśmiechnęła się lekko.
- W porządku – odparłam. Myślałam, że spędzimy trochę czasu razem, bo w końcu byliśmy rozdzieleni, a on znowu gdzieś znika.
- Chciałabyś śniadanie? – zapytała mnie uprzejmie.
- Jakby nie było problemu – wzruszyłam ramionami.
- Oczywiście, że nie – powiedziała entuzjastycznie i zabrała się do roboty.
- To ja najpierw wyprowadzę Scarleth – oznajmiłam jej i opuściłam kuchnię.

***

Tego dnia również zdałam sobie sprawę, że zapomniałam o przeklętym bankiecie David’a. Jasna cholera, nie miałam nawet sukienki! Rzadko kiedykolwiek zdarzało mi się zapominać o takich rzeczach, bo były one pierwszorzędne i najważniejsze. Odkąd pojawił się Zayn w moim życiu, dla wszystkiego tracę głowę, a dla niego szczególnie. Byłam ciekawa, czy pamiętał o przyjęciu. W końcu David też go zaprosił.
- I co ja teraz założę? – warknęłam sama do siebie, walcząc z wyborem białej sukienki maxi czy niebieskiej do kolan. Nie były one za specjalnie nowe : zazwyczaj kupowałam te kreacje wtedy gdy musiałam. Nie byłam zakupoholiczką.

No dobra, może tylko troszkę.

 - Clairy? – odwróciłam głowę w stronę drzwi. Stał w nich Zayn’a ubrany… normalnie. No i w prawej ręce trzymał dużą torbę.
- Bankiet – odparłam, a on powoli pokiwał głową. – Zapomniałeś, prawda?
- Nie nie, tylko myślałem o czymś innym… Mam coś dla Ciebie, a propos bankietu – Zayn uśmiechnął się lekko i podszedł do mnie.
- Tylko nie mów mi, że wydałeś na mnie jakiekolwiek pieniądze – westchnęłam zirytowana. Doskonale wiedział, że tego nie lubiłam. Najwyraźniej dupek robił mi na złość.
- To jest wydatek w nagłym przypadku – puścił mi oczko i wręczył torbę, którą niechętnie przyjęłam.
- Dziękuję – mruknęłam z uśmiechem i stanęłam na palcach by go czule pocałować.
- Nie ma za co, Panno Watson. Dla Pani wszystko.
- Abyś nie wziął tego w do siebie w dosłownym sensie – zaśmiałam się cicho.
- Za późno – powiedział, cmokając mnie w czubek głowy. – Ubieraj się, nie mamy zbyt wiele czasu.
- Od kiedy się o to martwisz? – spytałam, wkładając dłonie pod jego czarny obcisły sweter.
- Nie masz dosyć po wczoraj? – odparł niskim głosem.
- Porządnie mnie wypieprzyłeś – zgodziłam się z nim. Poczułam jak się rumienię przez słowa, które wypowiedziałam. Zayn uśmiechnął się szerzej na widok moich rumieńców.
- Tak, porządnie Cię wypieprzyłem – powtórzył po mnie i delikatnie przytulił. – Przygotujmy się i miejmy ten pieprzony bankiet za sobą, bym mógł się później Tobą zająć.
- Robisz wszystko aby narobić mi chętki – parsknęłam śmiechem.
- Jeśli będziesz dzielnie czekać, spotka Cię nagroda.
- Och, jaka? – uniosłam zagadkowo brwi robiąc dziubek. Tym razem to Zayn się zaśmiał.
- Z pewnością Ci się spodoba – Zayn musnął moje wargi po raz ostatni i ścisnął moje pośladki.

***

- Jesteś gotowa?! – krzyknął Zayn z salonu, gdy ja poprawiałam każdy najmniejszy detal w swojej sukience od Zayn’a. Nie chciałam wiedzieć ile ona kosztowała, ale pachniała ogromnymi pieniędzmi, od których już nie raz zawróciło mi się w głowie. Suknia była długa i z delikatnego materiału. Jej złotawy odcień teraz idealnie współgrał z moim nowym kolorem włosów, które pozostawiłam rozpuszczone.
- Tak! – odkrzyknęłam. – Chyba… - szepnęłam pod nosem, nakładając na swoje usta lekką warstwę czerwonej szminki i spryskałam się perfumami o jakimś kwiatowym zapachu. Biorąc jeden głębi wdech opuściłam pokój, po cichu schodząc na dół. Zayn stał w salonie z Leo i Ian. Jego ochroniarze prezentowali się równie wykwintnie, ale Zayn przebijał wszystkich pod tym względem. Obłędnie wyglądał w czarnym, dopasowanym garniturze z dwudniowym zarostem i włosami jak po seksie. Zauważyłam też, że na jego prawej dłoni widniał duży sygnet. Zayn nigdy nie nosił przy mnie męskiej biżuterii, ale pasowała mu. Cholera, czy była taka rzecz, która nie była zła dla Malik’a?

Odchrząknęłam wymownie, zwracając na siebie uwagę całej trójki. Reakcje ochroniarzy Zayn’a były takie same : wytrzeszczyli na mnie lekko oczy i otworzyli usta ze zdziwienia. Uśmiechnęłam się lekko i przeniosłam wzrok na Zayn’a. Na jego twarzy widniał zadziorny uśmiech, a oczy rozbłysły ogniem. To spojrzenie mogłam porównać do tego, gdy drapieżnik znalazł swoją ofiarę. Zgadujcie, kto czyją rolę odgrywał.
- Wyglądasz aż nazbyt perfekcyjnie – skomentował, gdy podszedł do mnie i chwycił moją rękę. Przepłynęły przez nią tajemnicze prądy.
- A jaka jest Twoja definicja perfekcyjności?
- Perfekcja? Szczególnie w negliżu – puścił mi w oczko, a ja zapłonęłam rumieńcem. – Mam coś dla Ciebie.
- Jeszcze coś? – westchnęłam rozdrażniona, przez co uśmiechnął się szerzej.
- Jak ja uwielbiam Cię denerwować w tej kwestii – odparł i wyjął z kieszeni swojej marynarki podłużne pudełko. – I ubiegam Twoje pytanie, nie wydałem na to nawet funta – i otworzył wieko przedmiotu. W obity materiał leżał cienki naszyjnik zwieńczony małym „M”.
- To jest piękne Zayn, ale… dlaczego mi to dajesz? – zapytałam szeptem ze względu na to, że niedaleko nas byli Leo i Ian, ale oni byli zajęci rozmawianiem ze sobą.
- Każdy członek mojej rodziny taki posiada – wyjaśnił.
- To dlaczego ty go nie nosisz?
- Ponieważ oddaję Ci swój tak samo, jak oddałem Ci moje serce.

Zabrakło mi jakichkolwiek słów, by… opisać to co powiedział. W tym zdaniu tkwiła moc, czułość, miłość… Wszystko co najlepsze. Uśmiechnęłam się delikatnie bo tylko tyle byłam w stanie zrobić.
- Odwróć się – powiedział miękko. Zrobiłam to. Zayn wyjął naszyjnik z pudełka i przełożył go przez moją szyję, zwinnie zapinając. Odwróciłam się z powrotem twarzą do niego i złożyłam lekki pocałunek na jego ustach, by nie ubrudzić go szminką. – Teraz jesteś częścią mojej rodziny, maleńka.
- Brakuje tylko pierścionka i ślubu – zaśmiałam się ironicznie pod nosem. O dziwo jego uśmiech zamienił się w bardziej szelmowski.

- Wszystko w swoim czasie. 




Book2 - 17

Tak jak sobie obiecałam : nie spotykałam się z Zayn’em przez następne trzy dni.

Szczerze? To były najgorsze trzy dni jakie przeżyłam, prócz czas rozłąki z Zayn’em.

Nie potrafiłam nie być z nim. Byliśmy sobie potrzebni niczym dwa magnesy. Boże, ja naprawdę byłam absurdalnie zakochana w tym człowieku i to uczucie wzrastało z każdym kolejnym dniem! Nie mogłam wytrzymać bez niego i to mnie przerażało. Cholera, on naprawdę był mi potrzebny do normalnego funkcjonowania.

W środku samego tygodnia coś we mnie… pękło. Potrzebowałam go : jego namiętnego pocałunku, mocnego przytulenia i tego zawadiackiego uśmiechu, by jakoś normalnie funkcjonować. W samych leginsach, znoszonych trampkach i długim białym swetrze zerwałam się z kanapy u Gab w domu, zabrałam kluczyki ze stolika i pognałam do samochodu. Wpadłam do niego niczym rozjuszony byk i po jego odpaleniu, ruszyłam do samego centrum Londynu. Dotarcie do firmy Zayn’a nie zajęło mi dużo czasu. Zaledwie dziesięć minut później zaparkowałam w swoim miejscu na parkingu i niemal biegiem pokonałam drogę dzielącą mnie od wieżowca.

- Dzień Dobry, Panno Watson – uśmiechnęła się do mnie promiennie sekretarka.
- Hej, Zayn ma jakieś spotkanie? – spytałam z lekką zadyszką spowodowaną przez bieg.
- Moment… - blondynka wystukała coś w swoim laptopie i przez chwilę błądziła wzrokiem po jego ekranie. – Nie, jest teraz wolny, dopiero ma jedno za pół godziny – oznajmiła.
- Dzięki – i poszłam w stronę windy, która o mało co nie zamknęła mi się przed nosem. Nacisnęłam numer piętra, na którym był Zayn i w ciszy czekałam, aż winda zatrzyma się tam, gdzie chciałam. Ludzie po kolei z niej wysiadali, aż na samym końcu zostałam sama. Stąpając z nogi na nogę patrzyłam jak sunę co raz wyżej i wyżej, aż nareszcie zatrzymuję się na ostatnim piętrze. Wyszłam z windy i rzucając krótkie „dzień dobry” pozostałym sekretarkom Zayn’a bez pukania otworzyłam mahoniowe drzwi i przekroczyłam próg jego gabinetu. Zayn był w nim sam, stojąc tyłem do mnie. Oczywiście, odwrócił się, gdy „ktoś” raptownie i bezceremonialnie wbił się do jego biura. Usta  delikatnie otworzył ze zdziwienia na mój widok. Tak… ja też się siebie tutaj nie spodziewałam.
- Clairy – powiedział cicho, ale i tak to usłyszałam.
- Zayn – uśmiechnęłam się lekko i nie wiem dlaczego, miałam ogromną ochotę się popłakać. Dlaczego? Tak cholernie za nim tęskniłam. Zayn odszedł od okna i gdy zaczął się kierować w moim kierunku, wyprzedziłam go i rzuciłam mu się w ramiona, totalnie rozklejając się.
- Och maleńka – wyszeptał, kurczowo mnie do siebie przyciskając i chowając twarz w szyi. – Nawet nie masz pojęcia jaka to ulga jest, gdy w końcu mam Cię w swoich ramionach.
- Tęskniłam za Tobą, idioto – parsknęłam śmiechem, mocząc jego szarą marynarkę swoimi łzami. Ta chwila była warta łez.
- Nie tak bardzo, jak ja – odparł, odsuwając mnie od siebie tylko na kilka centymetrów by wziąć moją twarz w swoje dłonie i namiętnie przylgnąć wargami do moich ust. Z jękiem aprobaty objęłam go w pasie i odwzajemniłam pocałunek, delikatnie dołączając język do całej uroczej pieszczoty. Zayn bawił się nim, co powodowało u mnie szeroki uśmiech na twarzy, który w ciągu tych trzech dni nie pojawił się ani razu. Zayn był moim szczęściem i on powodował, że się uśmiechałam. – Kocham Cię, skarbie. Nie opuszczaj mnie więcej, ja… tak do kurwy nędzy nie potrafię – mruknął między pocałunkami.
- Nigdy – powiedziałam z zapartym tchem i skończyłam pocałunek, nie spuszczając wzroku z jego miodowych tęczówek oczu.
- Wróć do domu… do naszego domu, Clairy – poprosił cicho, a jego oczy błagały mnie o to, bym powiedziała tak. „Nasz dom”. Dlaczego to określenie wydawało mi się takie… na miejscu? – Bez Ciebie to nie to samo.
- Wrócę – pokiwałam głową. Zayn’owi rozbłysły oczy, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. – Ale to nie znaczy, że nie chcę wyjaśnień. Jeśli będzie trzeba, wydobędę je z Ciebie siłą.
- Siłą? Jakoś chciałbym to zobaczyć – odparł przygryzając dolną wargę. No tak : on i te jego nieczyste myśli.
- Serio? Teraz seks gadka? – zaśmiałam się cicho.
- Na nią zawsze jest pora i sama doskonale o tym wiesz – mruknął niskim głosem, który przeszedł po moim ciele, powodując na nim dreszcze. – Więc, Clarisso…
- Nawet nie zaczynaj – przerwałam mu, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu.
- Powiedz mi, maleńka, często o mnie myślałaś? – również parsknął śmiechem, ale potem na powrót na jego twarzy pojawiła się maska powagi.
- Tak często, jak ty o mnie – puściłam mu oczko. Jego wargi delikatnie zadrgały lekko, ale powstrzymał uśmiech.
- Czyli też sobie robiłaś dobrze pod prysznicem? – zapytał sprytnie, a mnie zatkało i zarumieniłam się na całej twarzy. – Tak właśnie myślałem – założył ręce na swojej potężnej piersi i obserwował mnie dociekliwym wzrokiem. – Mam dość obciągania sobie Clairy, potrzebuję Cię.
- Przez ręce działają cuda – uśmiechnęłam się złośliwie.
- Twoje usta są o niebo lepsze.

Czy my naprawdę po trzech dniach niewidzenia się musieliśmy rozmawiać od razu o erotyce?!

No tak : To my.

- Wiem, czułam – rzekłam, przebiegając palcami po jego torsie. Napiął się od razu.
- Kurwa, pragnę Cię – warknął, zaciskając znienacka palce na moich biodrach. - Nie masz przypadkiem spotkania za pół godziny? – uniosłam pytająco brew.
- Kochanie, gdybym był uparty, już dawno leżałabyś na tej kanapie i pieprzyłbym Twoją ciasną cipkę – mruknął pożądliwym głosem, napierając na mnie biodrami. Cholera, był mega twarda, a ja kurwa, straszliwie mokra. Potrzebowałam natychmiastowego uwolnienia od napięcia seksualnego w moim ciele, ale z myślą, że miałam tylko pół godziny, nawet nie wchodziło to w grę. – Jesteś wilgotna, prawda? Widzę to po Twojej minie i Twoich oczach – Zayn chwycił mnie za nogi i przeniósł wolnym krokiem na kanapę, sadzając mnie na niej, gdy on klęknął między moimi udami.
- Co tty robisz? – zająknęłam się delikatnie. Raptownie zrobiło mi się gorąco i żałowałam, że ubrałam ten cholerny sweter.
- Pomagam Ci się rozluźnić i dać tego, co pragniesz? – odpowiedział pytaniem i chwycił moje leginsy, ściągając je do kostek wraz z białymi figami. – Stringi? Chcesz abym już kompletnie oszalał? – syknął, szybko zdejmując z moich stóp trampek i potem leginsy. Zayn obejrzał mnie dokładnie i uśmiechnął się szelmowsko. – Wyglądasz naprawdę seksownie i ponętnie.
- Zayn, przestań gadać i się mną zajmij – stęknęłam, patrząc na niego spod przymkniętych powiek.
- Wiedziałem, że zatęsknisz za moim językiem – jego uśmiech się powiększył i pociągnął mnie za nogi tak, że moja pupa lekko zwisała z kanapy. Westchnęłam spoglądając jak Zayn zdejmuje z siebie marynarkę i następnie pochyla się w stronę mojej rozpalonej kobiecości, chuchając w nią leciutko. To wystarczyło, abym miała drgawki podniecenia na całym ciele. – Aż trzęsiesz się maleńka – odparł z aprobatą, wkładając dłonie pod mój sweter i obniżył miseczki do dołu, by potem drażnić sutki pociągnięciami. Jęknęłam, wyginając się w lekki łuk. – O tak, ta cipka mnie pragnie – i wtedy złożył mokry pocałunek na mojej łechtaczce.
- O kurwa! – krzyknęłam cicho, napierając na jego twarz.
- Tak za tym tęskniłem – zawarczał, co odbiło się na moim guziczku, który aż bolał z rozpierającej rozkoszy.  
- Zayn, proszę… - ponownie jęknęłam, nie powstrzymując głośnych dźwięków, które się ze mnie wydobywały. Nie byłam w stanie ich w sobie zdusić. Zbyt długo siedziały we mnie i czekały na moment, by w końcu mogły uwolnić się z rykiem. Zayn z cichym śmiechem zaczął ostro lizać moją małą, pociągając mocno za sutki. Wiedziałam, że to długo nie potrwa. I przyjemność zbliżała się do mnie wielkimi krokami. Moje podbrzusze zaciskało się z każdym jego liźnięciem. Mój srom był straszliwie nabrzmiały. Moim ciałem targały konwulsje… Warto było czekać trzy dni na coś tak wielkiego.
- Tak skarbie, krzycz moje imię i wij się pode mną – charknął gardłowo, dodając do mojej słodkiej tortury palce. Odbijały się one o czuły punkt, który był już mocno podniecony. – Dojdź dla mnie – rozkazał, a ja od razu trafiłam do nieba pełnego orgazmu. Zasysając się powietrzem, wrzasnęłam jego imię, mocno ciągnąc go za włosy. Moje nogi przez chwilę były napięte niczym struna, po czym kompletnie wycieńczona rozluźniłam się.
- O mój Boże – sapnęłam, spoglądając na jego twarz. Przyglądał mi się z uśmiechem i po złożeniu małych pocałunków na moim brzuchu, oderwał się ode mnie.
- Tą cipkę mógłbym jeść codziennie – wymruczał. Boże, jak on na mnie patrzył! Znowu pragnęłam, by mnie dotknął.
- A ja potrzebuję seksu, jesteśmy w impasie – uśmiechnęłam się krzywo. Zauważyłam na jego twarzy rozbawienie.
- Da się zrobić – stwierdził. – Dzisiaj tak się Tobą zajmę, maleńka… Nadrobimy to, co zostało nam zabrane – obiecał, a po moim ciele ponownie przeszedł dreszcz oczekiwania na ciąg dalszy.
- No tak, spotkania się ważniejsze – podroczyłam się z nim chwilę, gdy dłoń ściskała jego męskość przez spodnie i przyjemnie ją masowała.
- Kurwa Clairy, przestań – syknął, odciągając od swojego krocza moją nachalną rękę. – Wiem, że pragniesz mojego kutasa maleńka, ale wszystko w swoim czasie. On jest cały Twój.

I ten jego niewyparzony język…

***
- Dzięki Gab, że mogłam się u Ciebie zatrzymać… Nawet nie wiem jak Ci podziękować – odparłam na pożegnanie, gdy stałam już ze swoimi rzeczami i Scarleth w drzwiach wyjściowych, z zamiarem pojechania do Zayn’a. Nie mógł mnie odebrać od Gabrieli, gdyż miał spotkania do dziewiętnastej. W tym czasie miałam okazję przygotować się na to, co zaplanowałam dla niego na dzisiejszy wieczór. Tak, byłam bardzo zachłanna i głodna Zayn’a. Tak jak on mnie. I poczułam to w biurze, gdy miałam jego głowię między nogami.
- Zawsze możesz to wrócić – uśmiechnęła się, delikatnie mnie przytulając. Gab naprawdę była wspaniała. Poniekąd była to moja pierwsza przyjaciółka, odkąd na stałe przeprowadziłam się do Londynu. Zdecydowanie nie zamieniłabym jej na żadną inną. – Jeśli jeszcze raz Malik skrzywdzi Cię w byle jaki sposób obiecuję Ci, że urwę mu jaja – zagroziła, a na widok jej poważnej miny, wybuchłam śmiechem.
- Sama sobie z nim poradzę – odparłam roześmiana. – Jeszcze raz Ci dziękuje.
- Nie ma sprawy – Gab jeszcze na pożegnanie chwilę łasiła się do Scarleth, która odpowiedziała jej tym samym i wyszłyśmy mieszkania Gab. Wpakowałam wszystkie rzeczy do samochodu, który był zaparkowany centralnie przed jej domem, wpuściłam Scarleth do środka na miejsce pasażera i na samym końcu siadłam ja. Jedno pytanie błądziło po mojej głowie.

Kiedy ponownie będę musiała wrócić do Gab?

***

Patrząc z niecierpliwością na zegarek i nerwowo wygładzając swój „strój” czekałam na przybycie Zayn’a. Do jego przyjazdu zostało niespełna dziesięć minut. Spoglądając również na swoje odbicie w lustrze, poprawiałam każdy swój detal, który mi nie pasował. Pamiętam jak dzień po feralnej imprezie poprosił mnie, bym jeszcze kiedyś tak dla niego zatańczyła.

Dostanie taniec i striptiz w jednym. No i powitalny seks. Nie mógł sobie nic lepszego wymarzyć.

Jeszcze raz poprawiłam swój czerwony gorset, który fenomenalnie opinał moje ciało. Nigdy nie sądziłam, że włożę na siebie… takie coś, ale to mi się nawet podobało. A szczególnie te czarne pończochy, które zamierzałam nosić częściej. Nawet żeby podjudzić tym Zayn’a.
- Clairy! Jesteś?! – gdy usłyszałam jego głos, poczułam jak po moim kręgosłupie przechodzi prąd podniecenia.
- Tak, w sypialni! – odkrzyknęłam z trudem i robiłam wszystko, by ukryć, że jestem zdenerwowana. Nigdy nie miałam do czynienia z erotycznym tańcem. Byłam w tym dziewicą. I wielu innych rzeczach związanych z seksem. Może była mała nadzieja, że Zayn „rozdziewiczyłby” mnie w tych kwestiach?
Zaledwie po kilku minutach Zayn wszedł do sypialni, jakby nigdy nic.
- Już myślałem, że nie… O kurwa – i wtedy podniósł na mnie wzrok. Sunął leniwie wzrokiem po mojej twarzy, a potem i ciele, które płonęło żywym ogniem. Oblizując dolną wargę podszedł do mnie wolno, lecz pewnie i położył ręce na moich biodrach. – Zabijasz mnie od środka, Clarisso – wymruczał pożądliwym głosem.
- I vice versa, Zayn – odpowiedziałam cicho, prostując się i wypinając w jego stronę piersi, które już były nabrzmiałe przez same jego spojrzenie.
- Czym sobie zasłużyłem na taki prezent? – spytał, przebiegając palcami po moich pończochach i lekko je pociągając.
- Każdy czasami potrzebuje rozkosznych niespodzianek – stwierdziłam, wsuwając ręce pod płachty marynarki Zayn’a i zgrabnie ją z niego zdjęłam.
- Więc, może ja Pani, Panno Watson również sprawię taką rozkoszną niespodziankę? – uniósł zagadkowo brew.
- Zamieniam się w słuch – przygryzłam dolną wargę.
- Och tak? – zaśmiał się groźnie. W tym samym momencie jego dłoń chwyciła moje włosy i pociągnęła je delikatnie do tyłu. Syknęłam mimo woli i popatrzyłam na niego ze znakiem zapytania. – Masz się nie odzywać, dopóki Ci nie powiem, jasne? – pokiwałam niepewnie głową. – Świetnie, a teraz na kolana i ssij mnie, maleńka.