środa, 16 grudnia 2015

Book 3 - 23

- Jesteś już tylko moja – non stop powtarzał, obdarowując mnie masą pocałunków w czasie podróży do willi. Byłam już całkowicie rozluźnia i naprawdę szczęśliwa.

Byłam mężatką.

Jasna cholera – poważna sprawa.

- Boże, kocham Cię kobieto – mruknął niskim głosem, przytulając mnie mocno.
- Uwielbiam, gdy to mówisz – przyznałam z uśmiechem.
- Ja też – odparł, patrząc w moje oczy. – Ja pierdole, jesteś moją żoną.
- A ty moim mężem – parsknęłam śmiechem. – Też jeszcze w to nie wierzysz?
- Nie – zaśmiał się, głaszcząc mnie po policzkach. – To zabrzmi tak dennie, ale jestem w cholerę szczęśliwy – i po raz kolejny mnie pocałował. Tym razem nie ważyłam się mu przerwać.

***

Gdy tylko przekroczyłam próg willi wraz z Zayn’em, poczułam, że ten wieczór naprawdę będzie idealny i nic go nie zepsuje.

Chyba, że los naprawdę mnie nienawidził.

Jednak nie chciałam zamartwiać się tym, bo to był mój i Zayn’a dzień. I wieczór zapowiadał się wspaniale. Od samego początku byliśmy w centrum uwagi, masa gości do nas podchodziła i składała gratulacje. Było to trochę onieśmielające i przytłaczające, ale obecność Zayn’a pomagała mi się zrelaksować. Ciągle przyciskał mnie do swojego boku i co chwilę spoglądał na mnie z czułością i troską.
- Gratulacje! – po życzeniach jakiś przyjaciół Zayn’a, dopadła mnie Gab, niemal miażdżąc mnie w niedźwiedzim uścisku.
- Dusisz – powiedziałam, cicho się śmiejąc.
- Przepraszam – uśmiechnęła się przepraszająco i mnie puściła. – Wyglądacie razem tak cudownie! – dodała, klaszcząc.
- Dzięki – uśmiechnęłam się lekko.
- Zostawiam was, całkiem spory wężyk jest za mną… później Cię znajdę! – Gab ucałowała mnie w policzek i pobiegła gdzieś w tłum.
- Misiaczku! – ktoś krzyknął, a na moją twarz wypłynął szczery, ogromny uśmiech.
- David! – odkrzyknęłam i przytuliłam do Davida.
- Moje gratulacje, suczko – szepnął, głaszcząc mnie delikatnie po plecach. – Wyglądasz tak obłędnie, że mój wewnętrzny gej się schował na kilka dobrych chwil.
- Nie, nie, jesteś homo, a nie bi, David – parsknęłam śmiechem, oddalając się od niego, by ponownie stanąć przy Zayn’ie.
- Gratulacje, stary – powiedział do niego. – Dbaj o moją księżniczkę, albo dorwę Cię i naślę na Ciebie tych transów z klubu.
- O czym wy mówicie? – zapytałam ich, nie wiedząc czy się zaśmiać, czy pozostać poważną.
- Powiem Ci kiedy indziej, sam jeszcze tego nie przebolałem – odparł Zayn, wzdychając.
- Zayn po prostu jest bardzo lubiany przez gejów – David wzruszył ramionami. – Spadam, bo blokuję innych. Pogadamy później.

W taki oto sposób rozmawiałam z niemalże całą moją i rodziną Zayn’a, naszymi przyjaciółmi i osobami, których kompletnie nie znałam, lecz Zayn nalegał aby oni pojawili się na przyjęciu. Usta bolały mnie od ciągłego uśmiechu. Najchętniej wypiłabym trochę szampana, gdybym nie była w ciąży. Pozostałam przy opcji, że nie będę spożywać alkoholu, tym bardziej, że nie skonsultowałam tego ze swoim lekarzem prowadzącym.

Po wszystkich gratulacjach usiedliśmy do stołów. Przy naszym siedział David razem z Gab, gdyż byli naszymi świadkami. Nasz stół był pięknie ozdobiony złotymi i białymi dekoracjami, a wazonach tkwiły świeże, cudownie pachnące kwiaty. Wszyscy zawzięcie rozmawiali i zajadali się jedzeniem, które nam podawano. Ja prawie nie mogłam nic przełknąć, oprócz kilku kęsów sałatki greckiej. Również nie mogłam przeboleć tego, że wszyscy mogli się napić, a ja musiałam pocieszyć się sokiem pomarańczowym. Zayn zerkał na mnie co kilka chwil i śmiał się.
- To wcale nie jest zabawne – warknęłam do niego cicho, uderzając go pięścią w udo.
- Jesteśmy małżeństwem od ledwo ponad godziny, a ty już mnie bijesz? – parsknął śmiechem, marszcząc zabawnie brwi.
- Oj, nie dąsaj się – odparłam, całując go krótko. – Kiedy zamierzamy im powiedzieć?
- Kiedy tylko będziesz tego chciała – szepnął, muskając ustami czubek mojego nosa. Pokiwałam głową, kładąc głowę na jego ramieniu. – Nie jesteś głodna?
- Nie – mruknęłam. – Zjadłam dziś dosyć sporo.
- Czyżbyś już miała zachcianki? – uśmiechnął się szelmowsko.
- To jeszcze za wcześnie – zaśmiałam się.
- O czym rozmawiacie gołąbeczki? – spytał wesoło David, popijając szampana z kieliszka.
- O niczym szczególnym – rzekłam, spoglądając na niego.
- Wiecie, jeśli chcecie iść w ustronne miejsce, na górze jest multum sypialni i…
- Mamy czas – odparłam, lekko się rumieniąc.
- Jeśli chcesz, możemy ulotnić się na górę – wyszeptał mi do ucha Zayn. – Bardzo interesuje mnie to, co masz pod tą koronkową sukienką – odparł, przebiegając dłonią wzdłuż mojej nogi i zatrzymał ją niedaleko ku mojemu zwieńczeniu ud. Wyprostowałam się, udając, że Zayn nie próbuje mnie podniecić.
- Przestań – syknęłam, posyłając sztuczne uśmiechy do innych, którzy się właśnie w tym momencie na mnie patrzyli. – Bo resztę naszego wesela skończymy na górze.
- Mi to nie przeszkadza – uśmiechnął się do mnie figlarnie. – Bo w cholerę Cię chcę.
- Uwaga! – raptownie David wstał z krzesła, krzycząc na całą salę, która automatycznie ucichła. Spojrzałam na niego zaciekawiona. – Wiem, że kilka osób tutaj chciało coś powiedzieć naszej młodej parze, więc… pozwolę sobie, że zacznę.

O skurwesyn.

- Poznałem moją małą Clairy dobry czas temu, gdy zaczęła pracować u swojego ojca. Nasza znajomość zaczęła się od tego, że dostałem od Clairy za to, że wylałem kawę na jej ważne projekty – zaśmiałam się na tamto wspomnienie. – Od tamtej pory jesteśmy nierozłączni… Jako jedyna zaakceptowała w pełni moje zachowanie, mojego geja, którego już się nie wstydzę. Nazywam Clairy swoim misiaczkiem, bo zawsze zachowywała się jak mały, słodki miś… Co nie znaczy, że nie potrafiła być suką – wszyscy się zaśmiali. – Poznanie Zayn’a… mogłem porównać do tego uczucia, gdy spotyka się swojego crusha… o mało co nie dostałem ataku serca na jego widok. Mówiąc grzecznie, wzbudzał niejednokrotnie we mnie fantazje…
- David, oszczędź sobie – westchnął Zayn, na co goście się zaśmiali.
- Omijając ten temat… Gdy Clairy i Zayn się poznali, od razu wiedziałem, że zmieni moją maleńką Clairy w kobietę.
- Boże, David – jęknęłam zdesperowana, chowając twarz w dłoniach. – Nienawidzę Cię idioto.
- Po prostu wiedziałem, że ona i Malik będą ze sobą na stałe… Jak zwykle się nie myliłem i życzę im wytrwałości – zakończył i przy brawach usiadł z powrotem na swoje miejsce.
- Już nigdy więcej nie pozwolę Ci dojść do głosu – burknęłam do niego. Czułam jak moją twarz rozpalał rumieniec.
- Też Cię kocham, Clairy – puścił mi oczko.
- To jest chyba ten moment, co? – spytał mnie Zayn. Niepewnie skinęłam głową. – Mam powiedzieć to za naszą dwójkę?
- Dobrze by było – powiedziałam cicho.
- Nie denerwuj się, tylko ładnie uśmiechaj – Zayn cmoknął mnie w skroń i wstał. Czułam jego zdenerwowanie.
- Na początku chciałbym wam bardzo podziękować, że zebraliśmy się w tak licznym gronie – zaczął Zayn, uśmiechając się lekko. – Jest to dla mnie i Clairy bardzo szczególny dzień. Ja… Nigdy nie powiedziałbym, że ożenię się z tak piękną kobietą, która zaakceptuje prawdziwego mnie – tutaj się na mnie spojrzał. Doskonale wiedziałam o czym mówi. – Gdy tylko ją poznałem, wiedziałem, że to nie będzie przelotne uczucie, które miewałem naprawdę wiele razy. Clairy otworzyła mój umysł na miłość, która według mnie nie istniała. Jednak to się zmieniło po tym, gdy pierwszy raz na nią spojrzałem… Zostałem nią totalnie otumaniony i nie wyobrażałem sobie, że mogłaby być z kimkolwiek innym, niż właśnie ze mną. Nawet nie wiecie jaką ulgę odczułem, gdy poczuła do mnie to samo – zaśmiał się. Sala słuchała go jak zaczarowana, nikt nie ważył mu się przerwać. – Mieliśmy wzloty i upadki, to się zdarza każdemu, lecz… w większości to była moja wina. Byłem na siebie wściekły, że nie mogłem postąpić inaczej. Wtedy zdałem sobie, że kochałem tą kobietę piekielnie mocno i chciałbym spędzić z nią resztę życia. W dzień, w który miałem się oświadczyć Clairy, została ona oblana kwasem. Los niezbyt mi sprzyjał – parsknął ironicznie. – Dokładnie miesiąc temu, pierwszego marca spytałem ją o rękę, a ona się zgodziła. Nadal nie wierzę, że została ona moją żoną. Życie płatało mi różne figle, w dodatku media nie dawały mi spokoju… Chciałem aby Clairy tego uniknęła. Poniekąd jestem jej własnym bodyguardem - zaśmiałam się. – Lecz dążę do tego, że jako pierwsi dowiecie się, że razem z Clairy spodziewamy się pierwszego dziecka – uśmiechnęłam się na widok tych wszystkich zaskoczonych min. Obok mnie siedząca Gab opuściła nawet kieliszek z winem na podłogę. Popatrzyłam na nią rozbawiona.
- To dlatego nie mogłaś pić alkoholu! – powiedziała głośno.
- Ups? – zachichotałam, ponownie przenosząc wzrok na Zayn’a.
- Pragnęliśmy zachować tą informację do dnia ślubu. Nie chciałem stresować Clairy, bo teraz jej zdrowie i malucha jest najważniejsze. Teraz muszę rozdzielić miłość na dwie osóbki, ale chyba z tym nie będzie problemu – Zayn pogłaskał mnie delikatnie po policzku, po czym pocałował w czubek głowy. – Bawcie się dobrze i mam nadzieję, że przynajmniej połowa z was dotrwa do jutrzejszego dnia – Zayn usiadł i odetchnął. – Niby jestem cholernym biznesmanem, a do kurwy nędzy nienawidzę przemawiać.
- Za to Cię właśnie kocham – mruknęłam, składając czuły pocałunek na jego ustach.
- Będziesz musiała pomóc mi w rozluźnieniu się – szepnął, muskając ustami skrawek mojej odsłoniętej szyi.
- Przed nami cały wieczór.

***

Nigdy nie sądziłam, że wytrzymam na szpilkach przez tyle godzin, wliczając w to tańczenie i chodzenie po Sali, aby porozmawiać z gośćmi. Cieszyłam się, że Zayn powiedział wszystkim o ciąży. Ja nie byłabym w stanie. Byłam wdzięczna Zayn’owi, że zrobił to za mnie.
Wesele przebiegało bezproblemowo. Wszystko było tak, jak tego chciałam. Goście bardzo dobrze się bawili, na parkiecie nie brakowało par i co chwilę ktoś chciał zrobić sobie z nami zdjęcie. Miałam tylko nadzieję, że nie pojawią się one w mediach na drugi dzień.
- Chodźcie ze mną – powiedział do nas David, kierując się w stronę parkietu. Spojrzałam na Zayn’a, który się tylko uśmiechnął i chwycił za rękę, po czym oboje wolnym krokiem poszliśmy za Davidem. Zayn bez przerwy obejmował mnie w talii, czasami skradając pojedynczy pocałunek. Kochałam go takiego.

Kochałam go całego.

Raptownie band, który stał w kącie Sali, zaczął grać Thinking Out Loud, Eda Sheerana. Była to moja i Zayn’a ulubiona piosenka. Kiedyś nawet wspominałam mu, że bardzo chciałam aby ten utwór grał podczas naszego pierwszego tańca…

- Czas na nasz debiut, kochanie – oznajmił, zakręcając mnie, a potem przyciągnął do siebie. Towarzyszył nam grom gwizdów i śmiechów. Moja koordynacja ruchowa nie była najlepsza, tylko po pijanemu jeszcze potrafiłam tańczyć. Zayn jednak sprawiał, że wszystko stawało się łatwiejsze. – Jak się Pani bawi, Panno Malik? – spytał cicho, a na dźwięk swojego nowego nazwiska szeroko się uśmiechnęłam.
- Lepiej być nie mogło, Panie Malik – odparłam.
- Wyglądasz naprawdę pięknie – rzekł, oglądając z dokładnością moją twarz. – Nigdy nie byłem bardziej szczęśliwy, jak właśnie teraz.
- Uwierz mi, ja też – uśmiechnęłam się przez łzy, które zaczęły napływać do moich oczu.
- Hej, dlaczego płaczesz? – Zayn się zaśmiał, ścierając kciukiem prawej dłoni moje łzy i uważał, aby nie zepsuć mojego makijażu.
- Po prostu… - przez dobry moment zabrakło mi słów. – Kocham Cię, Zayn.
- Och, maleńka – westchnął, biorąc moje usta w swoje posiadanie. Nie zwracałam uwagi na brawa, na gości, i na to, co mnie otaczało. Jego dotyk ust powodował, że zapominałam o Bożym świecie. Ten mężczyzna powodował, że wszystko co było szare i bez wyrazu, robiło się kolorowe, piękne i prawdziwe. Szczęście rozpierało mnie i nie mogłam przestać się uśmiechać. – Ja Ciebie też kocham – mruknął w moje wargi, podnosząc mnie i kręcąc się ze mną. Zaśmiałam się, obwiązując rękoma jego szyję. - Nie chcę Cię puszczać do końca życia.
- Więc, nie rób tego – powiedziałam, patrząc w jego miodowe oczy. Uwielbiałam je. Były wyjątkowe i mogłam z nich odczytać niemalże wszystko.
- Nie zamierzam – odparł i po raz tysięczny tego wieczoru pocałował mnie.

Ostatnie kilka miesięcy było totalnym chaosem. Poznanie Zayn’a, jego propozycja, walka z Carmen i Chachi, nachalny Jackson, wypadek, oblanie mnie kwasem… pierwsze „Kocham Cię” z ust Zayn’a, oświadczyny i na samym końcu wesele. Niby tylko w bajkach bohaterowie żyją „długo i szczęśliwie”. Jednak to samo sprawdziło się u nas.


I miało być tak do samego końca. 


KONIEC CZĘŚCI 3

Book 3 - 22

To już dziś.

Od samego rana z podnieceniem chodziłam po apartamencie wyczekując swojej świty. Nie widziałam Zayn’a od dnia wieczoru kawalerskiego i już bardzo za nim tęskniłam. Z tego co mówił mi David, będzie on przygotowywał się u niego w domu.

Jebane tradycje.

- Kochana! – usłyszałam głośny krzyk, a ja z uśmiechem wyszłam z sypialni. W salonie czekały na mnie Gab razem z Brayley, Ashley i Kendrą. Same zaoferowały, że pomogą mi z makijażem i fryzurą. Kochane.
- A co to za sińce pod oczami!? – zapytała Ashley, udając złą.
- Mało spałam – odparłam z lekkim uśmiechem. – Chcecie kawy albo coś do jedzenia?
- Zaraz powiem kuchni aby coś dobrego nam zrobili – powiedziała Gab, wychodząc z apartamentu
- Więc, tutaj mieszkał Zayn? – zapytała Brayley, rozglądając się po pomieszczeniu.
- To w końcu jego hotel – powiedziałam i nie wiem czemu, byłam lekko zawstydzona. Nadal nie mogłam pogodzić się z tym, że Zayn posiadał tak ogromny majątek. Onieśmielało mnie to.
- Fakt, zapomniałam – zachichotała Brayley, siadając na wysokim barowym krześle. – Jak się czujesz?
- Jestem zestresowana – przyznałam sztywnym głosem. – Boję się, że pomylę słowa przysięga, albo potknę się o suknię lub…
- Oddychaj – zaśmiała się Kendra. – Wszystko będzie dobrze, przerabialiście to – dziewczyna delikatnie pogłaskała mnie po ramieniu.
- Zawsze tak przeżywam – uśmiechnęłam się nerwowo. – I jeszcze ta… - ugryzłam się w język, nim poinformowałam je o ciąży. – Eghm… Znaczy się jeszcze ten wypadek i w ogóle… Totalne szaleństwo.
- Media spekulowały co Ci się stało… Doczytałam się nawet HIV – a – wywróciła oczami. – Głupie pojeby.
- Szukają sensacji i tyle – wzruszyłam ramionami.
- Kto ma Twoją suknię? – zapytała mnie Ashley.
- Gab, później po nią pojedzie – powiedziałam.
- Randy był Tobą zachwycony! Dzwonił do nas dzień po waszym spotkaniu i ciągle o Tobie mówił – odparła rozbawiona Brayley.
- Randy jest wspaniały – rzekłam.
- Zayn mówił Ci, gdzie Cię zabiera w podróż poślubną? – spytała mnie Kendra.
- Nie, to niespodzianka – odparłam.
- Po Twojej minie sądzę, że Ci się to wcale nie podoba – wszystkie trzy parsknęły śmiechem.
- Bo lubię zawsze wszystko wiedzieć – powiedziałam. – Zresztą, pewnie i tak dopiero pojedziemy po mojej kontroli, bo jeszcze jestem pod opieką lekarza.
- Zobaczysz, niedługo będziesz śmigać.
- I nie tylko – poruszałam zabawnie brwiami. – Dobra, co planujecie ze mną zrobić?

***

~ Zayn’s P.O.V ~

Dosłownie, srałem pod siebie ze strachu i stresu.

Co jeśli Clairy zmieni zdanie? Co jeśli… mnie do kurwy nędzy zostawi?

- Przestań za dużo myśleć, Malik – westchnął rozdrażniony David. Nie tylko on miał dosyć mojego zachowania. Jawaad i Jack patrzyli na mnie krzywo, dopóki nie przyszedł czas aby się szykować. – Bo kurwa okresu dostaniesz.
- Żebyś wiedział, że tak się właśnie czuje – westchnąłem, sięgając po swój garnitur, który leżał na fotelu. Wziąłem głęboki wdech, gdy na niego spojrzałem.
- Stary, masz minę jakbyś miał zaraz rodzić – zaśmiał się Jawaad. Posłałem mu ostre spojrzenie i ściągnąłem z siebie koszulkę.
- Wowo, szefie, poczekaj aż wyjdę – David wstał z kanapy. – Nie chcę żeby mi stanął czy coś.
- Nie musiałeś mi tego mówić David – wywróciłem oczami. – Wiem, że działam na kobiety i mężczyzn odurzająco, ale…
- Stop, bo zaraz naprawdę mi stanie – powiedział i wyszedł z salonu. Zaśmiałem się i popatrzyłem na pozostałych, którzy się krzywili jakby zjedli kilogram cytryny.
- Jak ty do cholery z nim wytrzymujesz? – odparł Jawaad. – Zaraz się porzygam, a nie robiłem tego od dnia wieczoru kawalerskiego.
- Nie krępuj się – parsknąłem śmiechem, narzucając na swoje ramiona białą koszulę i zapiąłem ja po samą szyję.
- Denerwujesz się – rzekł Jack, stwierdzając fakt.
- Jak cholera – przyznałem bez bicia. – Kurwa, muszę napić.
- To później, będziesz miał alkoholu w bród – odparł i spojrzał na zegarek. – Radzę Ci się pośpieszyć, bo masz z czterdzieści minut do wyjazdu.
- Luz – pokiwałem głową, chodź w środku wariowałem jakbym miał padakę.

Chciałem to już wszystko mieć za sobą.

***

~ Clairy’s P.O.V ~

- Kurwa, nie zaciskaj tak mocno! – niemal krzyknęłam i się zaśmiałam. Gab toczyła walkę z moim gorsetem, który obie wybrałyśmy w Victoria’s Secret na moją noc poślubną. – Moje żebra się jeszcze nie zagoiły!
- Już – westchnęła głęboko, odsuwając się i obejrzała mnie w całości. – No no, Malik będzie zachwycony.
- Jeśli będzie mnie tak samo szarpał przy zdejmowaniu, to go chyba zabiję – powiedziałam. – Okay, teraz suknia – wskazałam głową na moją kreację ślubną. Byłam po prostu zakochana w tej sukience. Dopasowana, koronkowa, z megaśnie długim trenem… Ideał sukni każdej kobiety.
- Gotowa? – zapytała mnie Gab, a ja sztywno pokiwałam głową. – Rozluźnij się, wychodzisz za mąż, a masz minę jakbyś miała puścić hafta.
- Denerwuję się, Gab, to normalne – westchnęłam. Gdy Gab nadstawiła dla mnie suknię, zgrabnie w nią weszłam. Na szczęście mój brzuch nadal był płaski i niewzdęty.
- Nawet Cię nie zapięłam, a już wyglądasz cudownie – odparła ze śmiechem, a ja odpowiedziałam jej tym samym. – Randy Cię postarał.
- Tak… Wybrał dla mnie naprawdę piękne suknie… A ta jest po prostu zjawiskowa – powiedziałam obserwując swoje odbicie w lustrze. Osoba ta wyglądała delikatnie, skromnie i z klasą. Nigdy nie sądziłabym, że mogłabym tak wyglądał, bo cóż… Na twarzy mam wypisaną „perfidną sukę”.

Kto mnie znał, doskonale wiedział, jaka jestem.

- Jak myślisz, Zayn też się denerwuje? – spytała mnie, poprawiając materiał sukni lejący się wokół mnie.
- Tak – pokiwałam głową. – Jest strasznym nerwusem. Martwię się, że nabierze wątpliwości i…
- Nawet tak nie mów – przerwała mi ostro. – On naprawdę Cię wybrał, Clairy i to niech dotrze do Twojej pustej głowy. Wybrał Ciebie, a nie inną.
- Wiesz, trudno jest mi pojąć fakt, że nie wybrał lepszej – rzekłam.
- Każdy by chciałby być na miejscu Zayn’a i choć w połowie być obdarzonym przez Ciebie jakimkolwiek uczuciem.
- Zayn… jest specyficzny – odparłam. – Niby normalny, ale też i nienormalny – parsknęłam śmiechem.
- No to pasujesz do niego w cholerę – stwierdziła. – Gotowe – oznajmiła, klaszcząc w dłonie. – Dziewczyny?! – krzyknęła głośno, jednocześnie wołając Ashley, Kendre i Brayley oraz matkę Zayn’a i Waylihę, które przyszły dosyć niedawno. – Patrzcie i podziwiajcie – uśmiechnęła się szeroko, gdy wszystkie weszły do sypialni. Reakcja każdej z nich była niemalże identyczna : oczy o mało co nie wychodziły im na wierzch, a usta przypominały literę „O”. Uśmiechnęłam się lekko.
- Wyglądasz cudnie! – pisnęła Ashley podekscytowana. – Idealnie, tak… klasycznie, ale i seksownie…
- Mój brat ma szczęście – odezwała się cicho Wayliha. Ona również wyglądała pięknie, zresztą jak one wszystkie.
- Jeszcze welon! – przypomniała sobie Ashley, podbiegając do pokrowca leżącego na łóżku. Delikatnie uniosła biały welon z diamentową przypinką. Dziewczyna wpięła ją ostrożnie w moje rozpuszczone włosy. – Teraz jesteś naprawdę gotowa, aby zostać żoną Zayn’a Malika.

~ Zayn’s P.O.V ~

Cholera to było mało powiedziane, jak się czułem, gdy prowadziłem auto, kierując się prosto do kościoła. Mieścił się on na krańcach Londynu, z dala od ludzi i wścibskich paparazzi. Dopilnowałem, aby tego dnia dano mi i Clairy chwilę wytchnienia.

Gdy zaledwie dziesięć minut później ujrzałem niewielki kościół, gula stanęła mi w gardle, której nie mogłem przełknąć.

To było to. Za kilkadziesiąt minut miałem przestać być sam i ożenić się z najpiękniejszą kobietą na świecie.

- Witaj Zayn’ie – przywitał się ze mną formalnie Ojciec Norman. Goście już zbierali się na zewnątrz, rozmawiając ze sobą i wesoło się śmiejąc. Nie mogłem się uśmiechnąć, bo byłem zbyt zestresowany zbliżającą się uroczystością.
- Dzień Dobry Ojcze Normanie – uścisnąłem jego dłoń i zostając zmierzonym wzrokiem przez wszystkich, razem z Davidem, Jawaadem i Jackiem weszliśmy do kościoła. Wnętrze było ładnie przystrojone, a w powietrzu unosiła się woń świeżych kwiatów i pomarańczy. Wszystko było na swoim miejscu, jak tego chciała Clairy.
- Jak się masz? – zapytał.
- Koszmarnie – zaśmiałem się nerwowo.
- Będzie dobrze, Zayn, Bóg jest razem z Toba w tej chwili i dopilnuje, aby wszystko poszło należycie.
- Na to liczę – odparłem z lekką drwiną. Nigdy nie wierzyłem w Boga i rzadko bywałem w kościele. Jego widok zniechęcał mnie i nie lubiłem w nim przebywać.

Cóż, teraz mus to mus.

- Za ile będzie Panna młoda? – zapytał.
- Powinna być za jakieś dwadzieścia minut – powiedział za mnie David.

Czas leciał nie ubłagalnie szybko. Niby wyczekiwałem, aż w końcu zobaczę swoją księżniczkę, ale… kurwa, bałem się najgorszego : że Clairy mnie odrzuci w ostatniej chwili. Nie zniósłbym, gdybym ponownie ja stracił. Ta maleńka dziewczyna zawładnęła moim sercem i zagnieździła się w nim na dobre. Nareszcie znalazłem kogoś, kto mnie rozumiał, kto nie wyciągał pochopnych wniosków na mój temat i był dla mnie podporą. Clairy spełniała wszystkie te warunki i dawała mi jeszcze więcej. Była moim aniołem.

Gdy goście zaczęli zbierać się w kościele, moje serce podskoczyło mi do gardła. Nigdy nie sądziłem, że będę kiedykolwiek się tak stresował. Poniekąd go nie doświadczyłem ani razu : wszystko miałem jak na tacy. Zdobycie Clairy było moim największym wyzwaniem.

Mój największy sukces.

- Clairy już przyjechała! – do moich uszu dotarły podniecone szepty ludzi. Wyprostowałem się i wypchnąłem dumnie pierś do przodu i zerknąłem kątem oka na Jack’a, Davida i Jawaad’a, którzy stali obok mnie, jako moi świadkowie. Byłem naprawdę ciekaw jak prezentowała się Clairy. Nigdy nie byłem tak podekscytowany i zestresowany jednocześnie. Chciałem już wziąć swoją najpiękniejszą kobietę na świecie w ramiona i już więcej nie opuścić.

A zamierzałem to właśnie robić do końca swoich dni.

Gdy w końcu w kościele nastała niezręczna cisza, wiedziałem, że to był ten moment. Nie spuszczałem wzroku ze swoich dłoni, które nerwowo zaciskałem w pięści. Po kilku minutach do moich uszu doszedł Marsz Mendelsona grany przez organistę. Moje serce przyśpieszyło, gdy zauważyłem Gab, stylistki, które przygotowywały nas do Oscarów oraz Waylihę. Szły do ołtarza powoli i z gracją. Każda z nich miała taką samą sukienkę na sobie i miały spięte włosy w identyczny sposób. W końcu stanęły naprzeciwko nas i posłały mi uśmiechy, ale tego zbytnio już nie zauważyłem, bo przed oczami miałem mojego anioła.

Clairy… wow, naprawdę wyglądała pięknie. Miała na sobie piękną, dopasowaną koronkową suknię, która podkreślała jej smukłe ciało, szczupłą talię, biust oraz krągłe biodra. Włosy miała rozpuszczone i ładnie ułożone na ramionach. Jej oczy świeciły szczęściem, które automatycznie powodowało u mnie to samo. Uśmiechała się lekko, a delikatne rumieńce okalały jej nieskazitelną twarz. Tuż obok niej szedł jej ojciec, który co chwilę zerkał w stronę swojej córki. Im bliżej mnie byli, tym mniejszy stres od odczuwałem. Przy niej stawałem się rozluźniony. Clairy była idealna. Inaczej tego ująć nie mogłem. Nareszcie gdy stanęła tuż przede mną, spojrzałem na jej ojca, który przekazał mi drżącą dłoń Clairy. Ścisnąłem ją czule i posłałem pokrzepiający uśmiech.
- Troszcz się o nią, Malik - rzekł cicho Steve.
- Będę - odparłem pewnie, nie spuszczając wzroku z Clairy. Chciałem zapamiętać każdy szczegół. Steve odszedł od nas, aby usiąść obok matki Carmen w pierwszym rzędzie, a ja przyciągnąłem do siebie swoją ukochaną. - Wyglądasz cudownie, maleńka - szepnąłem jej na ucho. Pięknie pachniała, to mi również nie umknęło.
- Dziękuję - mruknęła.
- Gotowa? - skinęła głową, wplątując palce w moją dłoń. Od razu poczułem, że była ona we właściwym miejscu.
- Zacznijmy - oznajmił ojciec Norman , a ja wraz z Clairy stanęli twarzą do niego. - Jest to wyjątkowy dzień dla Clairy Watson oraz Zayn'a Malika, którzy właśnie dzisiaj, pierwszego kwietnia staną się małżeństwem. Wielu z nas zebrało się tutaj, w domu Bożym, aby patrzeć na ich radość. Pan Bóg również cieszy się, że może być w tym dniu z wami... - patrzyłem na brata z politowaniem, ale udawał, że tego nie zauważa. Nie to, że nie byłem święty... Po prostu w cholerę nie lubiłem kościoła. - Przejdźmy do przysięgi kościelnej. Tradycyjnie zacznie Pan Młody - brat spojrzał na mnie.

No dalej Zayn, już mówiłeś to na próbach.

- Ja Zayn Malik biorę Ciebie Clairy Watson za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci - powiedziałem cicho, lecz na tyle wyraźnie by Clairy mogła mnie usłyszeć. Ledwo mogłem coś z siebie wydusić, tak byłem zdenerwowany.
- Świetnie, Zayn - odparł ojciec. - Teraz ty Clarisso powiedz słowa przysięgi.
- J-ja... - zająknęła się. Wzięła gwałtownie oddech. - Przepraszam, to przez nerwy - uśmiechnęła się nieśmiało.
- Możemy kontynuować? - spytał ją Norman.
- Tak, oczywiście - Clairy na chwilę zamknęła oczy, by później spojrzeć na mnie wzrokiem pełnym czułości i miłości - Ja biorę Ciebie Zayn'ie Maliku za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci - tym razem jej głos był pewniejszy i silniejszy. Uśmiechnąłem się i ona to odwzajemniła. Za jej cudowny uśmiech mogłem oddać wszystko.
- Wspaniale - powiedział brat. - Przedostatnim elementem ceremonii będzie przysięga małżeńska. Kto ma obrączki?
- Ja - odezwał się David, podchodząc do nas i wręczył pudełko bratu.
- Dziękuję... Przejdźmy więc do konkretów – rzekł ojciec. - Zayn'ie, weź proszę Clairy za rękę i wsuń na jej palec pierścionek - według jego poleceń chwyciłem lewą dłoń Clairy i następnie wsunąłem pierścionek. - Wiesz co teraz powiedzieć? - pokiwałem głową.
- Clarisso przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - powiedziałem. Serce w mojej piersi dudniło jak szalone i nie mogłem powstrzymać szerokiego uśmiechu. Po minie Clairy wywnioskowałem, że z całych sił próbowała się nie rozpłakać. Jednak zaszklone oczy ją zdradzały.
- Zrób to samo Clarisso - rzekł Norman. Clairy delikatnie wzięła pierścionek do swoich drżących palców i wsunęła mi go na odpowiedni palec. - Zaynie, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - pod koniec zdania cicho zaszlochała. Chciałem ją mocno przytulić, lecz wiedziałem, że to jeszcze nie był ten moment.
- Nim zakończymy ceremonię, Zayn ma coś do powiedzenia Clairy - odparł Norman. Na twarzy Clairy zauważyłem zdziwienie.
- Co? - spytała cicho Clairy.
- Clairy... - zacząłem. - Wiem, że rzadko mówię Ci takie rzeczy, ale chcę żebyś wiedziała, że mimo tego jak bardzo Cię raniłem, nigdy nie przestałem Cię kochać. Popełniłem wiele błędów, a ty niemal od razu mi je przebaczyłaś. Jesteś kobietą, której każdy może mi zazdrościć. Nie wiem co by teraz było ze mną, gdybym Cię nie poznał i chodził za Tobą jak pies - tutaj się zaśmiałem. - Znaczysz dla mnie strasznie dużo, bez Ciebie czuję się, jakbym tracił cząstkę siebie... Jestem szczęściarzem, że mam Ciebie i będziemy razem do końca - przyciągnąłem ją do siebie, by mieć ją jeszcze bliżej. - Kocham Cię, maleńka i pragnę dla Ciebie wszystkiego co najlepsze. To wszystko... To jest dopiero początek.
- Ja Ciebie też kocham, wariacie - parsknęła śmiechem, nie powstrzymując już łez. Też miałem ochotę się rozpłakać. Byłem naprawdę po raz pierwszy szczęśliwy i nikt nie mógł tego zepsuć.
- To wszystko? - spytał mnie brat, a ja skinąłem twierdząco. - Z wielką przyjemnością mogę ogłosić, że Zayn i Clairy są połączeni więzłem małżeńskim. Zayn, możesz pocałować swoją żonę.
- Z największą przyjemnością - w akompaniamencie braw i gwizdów, połączyłem moja i Clairy usta w jedność.


Czyli tak, jak miały pozostać na zawsze.


Book 3 - 21

~ Zayn’s P.O.V ~

- David już jest! – krzyknęła z salonu Clairy.
- Już idę! – odkrzyknąłem, poprawiając swoje włosy. Dzisiaj wyjątkowo nie chciały się układać i dostawałem kurwicy. Popsikałem się jeszcze dezodorantem i wyszedłem z łazienki. Clairy rozmawiała z David’em, śmiejąc się co chwilę. Szczerze? Mogłem sobie darować ten pieprzony wieczór kawalerski i zostać z moją piękną dziewczyną.
- Gotowy na swój przed ostatni wieczór kawalera?! – wykrzyknął David swoim „gejowskim” głosem. Nie to, że miałem coś do homo, ale po prostu… Jak sobie wyobrażę jak on z innym facetem… Jasna cholera, aż mnie skręciło.
- Jak widać – powiedziałem, podchodząc do Clairy. – Baw się dobrze, maleńka – szepnąłem pochylając się nad nią i obdarowałem jej pełne usta soczystym pocałunkiem. Uśmiechnęła się.
- Ty też – odparła cicho.
- Dobra, dosyć tego i tak jesteśmy spóźnieni! – David poklepał mnie po plecach. Strasznie nie lubiłem tego gesty, ale przełknąłem to i odsunąłem od Clairy.
- Jakbyś się gorzej poczuła, to dzwoń – mruknąłem.
- Poradzę sobie – powiedziała.
- Idziemy! – pośpieszył mnie David, niemal siłą wyciągając mnie z apartamentu.
- Zapytałbym gdzie się tak śpieszysz, ale z jakiegoś powodu boję się o to zapytać – stwierdziłem.
- Zayn Malik się czegoś boi? – parsknął śmiechem. – Zagwarantuję Ci wieczór, jakiego jeszcze nie miałeś.
- Czyli? – spytałem go niepewnie.
- Zabieram Cię do klubu dla homo.

Jasna cholera.

***

- Nie wierzę, że to do cholery robię – warknąłem, zerkając na neonowy szyld klubu. – Miałeś nas zabrać do Bijoux.
- Zmiana planów – wzruszył David ramionami. – Zobaczysz, będziesz się bawił lepiej, niż w normalnym pubie!
- I co mi z tego? Może jeszcze wypiję shota z pępka jakiegoś napalonego geja? – skrzywiłem się.
- Oj oszaleliby, uwierz mi – puścił mi oko.
- Czy to jest bezpieczne? – odezwał się Jack, mój wieloletni przyjaciel z Bradford. Przed tym jak poznałem Clairy, spędzałem z nim sporo czasu w klubach na wyrywaniu łatwych lasek. Mogłem powiedzieć, że to było jego powołanie.
- Sam się teraz nad tym zastanawiam – westchnąłem.
- Och przestańcie Panowie! Chociaż raz w życiu musicie wejść do takiego miejsca! Też mówiłem nie, i co?
- Jesteś gejem? – uniosłem zagadkowo brew.
- To tylko szczegół – machnął ręką.
- Puszczają tutaj przynajmniej Trap? – zapytał Jawaad, mój kuzyn. Nie często z nim rozmawiałem, ale w dzieciństwie spędzaliśmy mnóstwo czasu razem. Pomyślałem, że on powinien być na moim wieczorze kawalerskim.
- Mnóstwo trapu – pokiwał głową i spojrzał gdzieś w bok. – Kuwa.
- Co jest? – zmarszczyłem czoło.
- Paparazzi – odparł.
- Tylko tego brakowało – jęknąłem zdesperowany. – Wchodzimy Panowie.
- Mówisz poważnie? – zapytał Jawaad z kpiną.
- A masz inny wybór? – warknąłem. – Idziemy – pośpieszyłem ich. Bez trudu wtopiliśmy się w tłum i dosyć szybko weszliśmy do klubu.

Naprawdę, tylu nagich facetów nie widziałem nawet u siebie w hotelu. Wokół mnie kręciło się mnóstwo gejów w różnorodnych strojach ze skóry, w dziwnych czapkach, a nawet jeden z nich trzymał pejcz.

Mój przed ostatni wieczór kawalerski, a ja jestem w klubie dla gejów.

- Muszę się napić – wykrztusiłem oniemiały.
- Nie tylko ty – powiedział Jack, próbując wyminąć nachalnych mężczyzn.
- Jack, ruszasz na jakieś łowy? – zaszydziłem, a on wzniósł oczy ku niebu.
- Jesteś taki w chuj zabawny – fuknął.
- Chodźcie Panowie! – zawołał nas David, który wybił głęboko do przodu.
- Nie ma tu żadnych lesbijek? – zapytał David’a Jawaad. Spojrzałem na niego z politowaniem.
- A ty przypadkiem nie jesteś z tą Katy? – przypomniałem sobie.
- Wale tą sukę, zdradziła mnie z jakimś grubasem z baru – westchnął rozdrażniony.
- Ciężkie życie prawiczka, co? – parsknąłem, a ten uderzył mnie pięścią w ramię.
- Wiesz, wolę czekać na tą jedyną, niż pieprzyć jakąś rozepchaną przez inne kutasy dziwkę – stwierdził, patrząc na mnie wymownie. Jawaad jako jedyny z rodziny wiedział o hotelu i nie był zadowolony, że prowadzę takie miejsce.

No cóż – moje życie, moje błędy.

Nie skomentowałem jego słów, bo poniekąd miał rację. Nie zamierzałem się dziś tym zamartwiać, po prostu chciałem wypić i spędzić normalnie czas w męskim gronie.
David jednak trochę się postarał. Załatwił dla nas lożę VIP, z dala od napastliwych gejów i powalonych przebrań. Alkohol już na nas czekał i z tego byłem najbardziej zadowolony.
- Więc, wypijmy za tego tutaj Malika, który nareszcie został usidlony! – gdy David nalał nam każdemu po kieliszku wódki, wznieśliśmy je do góry i stuknęliśmy się. Ostry smak wódki rozlał się po moim gardle i od razu poczułem się bardziej rozluźniony. – Malik, należycie wykorzystaj ostatnie dni kawalera.

Zamierzałem to zrobić, ale bez wypitego litra wódki nie było to możliwe. Nawet nie przeszkadzali mi nadzy geje i pseudo fanatycy dominactwa. Procenty krążyły w moich żyłach. To było to : upić się do zgonu i niczego nie pamiętać. Choć i tak myślami byłem razem z Clairy, która nie mogła zrobić tego samego co ja.
- Jak ty w ogóle poznałeś Clairy? – zapytał mnie lekko bełkotliwie Jack prawie leżąc na bordowym fotelu w naszej loży.
- Wracałem od matki i zauważyłem ją z zepsutym autem – odparłem.
- Dama w opałach – parsknął śmiechem.
- Tak jakby – wzruszyłem ramionami.
- Z tego co widziałem, niezła z niej sunia – powiedział ze śmiechem. Nie wziąłem do siebie jego słów, bo wiedziałem, że Jack nigdy w życiu nie wziął się za moją dziewczynę.

A jeśli, to by zbierał twarz z betonu.

- Trafiło Ci się Malik – powiedział Jawaad. – Gdy zobaczyłem ją na The Sun po BAFTA… Kurwa, ma taką sukowatą twarz.
- Ma charakter – przyznałem z uśmiechem.
- Chyba nie tylko na co dzień taka jest, co? – zauważyłem, jak Jawaad, David i Jack szeroko się uśmiechają.
- Sami odpowiedzcie sobie na to pytanie – zaśmiałem się, popijając ze szklanki Bourbon wymieszany z Kamikadze.
- David? – usłyszałem za swoimi plecami męski głos. Spojrzałem na Stiller’a, który na czyiś widok wykrzywił twarz w grymasie.
- Odejdź stąd Bruce – warknął.
- Pogadajmy, David – powiedział niemal błagalnym tonem. – Nie chcę by między nami był definitywny koniec…
- Idź z nim porozmawiaj, stary – odparłem, zerkając w jego stronę. David westchnął i uniósł się z fotela, po chwili znikając z Brucem w tłumie. – Idę po Bourbon – oznajmiłem i poszedłem do baru. Starałem się nie zwracać na liżących się facetów, by przypadkiem nie rzucić w ich stronę jakiegoś kąśliwego komentarza. Jeszcze brakowało tego, aby w mediach coś pojawiło się na ten temat. – Jedną butelkę Bourbonu – powiedziałem do barmana, a ten znikł gdzieś na zapleczu. Oparłem się ramionami o stół barowy. Byłem ciekawy co teraz robiła Clairy. Wiedziałem, że chorobliwie się nudziła.

Gdybym ja był razem z nią, miałaby zapewnioną rozrywkę.

Spojrzałem na wyświetlacz swojego iPhona. Było dopiero po pierwszej w nocy, a ja już miałem dosyć.

Malik, robisz się do cholery stary.

- Zayn Malik w klubie dla homo, to Ci nowość – odezwał się obok mnie jakiś głos. Odwróciłem głowę w tamtą stronę. Zszokowany, zachłysnąłem się powietrzem.
- Co ty tu robisz, Carmen? – zapytałem głośno. Na twarzy Carmen pojawił się złośliwy uśmiech.
- Tęskniłeś? – zapytała, przebiegając palcami po moim bicepsie. Odepchnąłem jej rękę.
- Miałem inne problemy na głowie – warknąłem. – Znowu uciekłaś? Bo nie wierzę, że wypuścili taką psycholkę jak ty.
- Auć – zaśmiała się ironicznie. – Co za różnica?
- Taka, że mogę dać znać odpowiednim osobom i znowu wylądujesz tam, gdzie jest Twoje miejsce – prychnąłem.
- Nie zrobisz tego.
- Bo? – wywróciłem oczami. – Raz już to zrobiłem, drugi raz też się nie zawaham.
- Chyba chciałbyś aby Twoja Clairy była bezpieczna, prawda? – zaszydziła. – Jeszcze jej nie rzuciłeś, prawda?
- Zazdrosna? – zaśmiałem się gorzko.
- Bo doskonale wiesz, kto jest dla Ciebie lepszy.
- Na pewno nie ty, Carmen – westchnąłem rozdrażniony. – Co ty tutaj robisz? Skąd w ogóle wiedziałaś, że będę w tym klubie?
- Ciebie tutaj też się nie spodziewałam, ty wolisz pieprzone bankiety i brunche – odparła lekceważąco, patrząc na swoje długie, czarne paznokcie. – Poza tym, nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
- Tak samo jak ty na moje – rzekłem. – A tak się składa, że za dwa dni żenię się – spojrzałem na nią z politowaniem. Na jej twarzy malowało się zaskoczenie.
- Z nią?
- Ona nazywa się Clairy – poprawiłem ją oschle. – Musisz wrócić do psychiatryka, Carmen.
- Nic nie muszę – fuknęła.
- Chyba nie chcesz tam wracać tak jak ostatnio w eskorcie policji?
- I tak znowu ucieknę – prychnęła.
- Jesteś chora i dobrze o tym wiesz – powiedziałem.
- Nie chora, a zakochana w dupku, który mnie nie rozumie – syknęła.
- Już o tym rozmawialiśmy.
- Wiem, ale nie znaczy, że mnie to boli!
- Byłaś dla mnie nikim, Carmen. Seks bez uczuć, relacja dominat i uległa.
- Jakoś pomiędzy Tobą, a Clairy tego nie było – burknęła.
- Clairy nie jest taka, jak wy wszystkie – rzekłem, powoli tracąc cierpliwość. Widok Carmen działał mi na nerwy. Dyskretnie wyjąłem telefon i napisałem do swojego prawnika wiadomość o Carmen i jej ucieczce. Odpisał mi niemal od razu, prosząc o adres klubu. Podałem mu go i dostałem smsa kilka chwil później z informacją, że policja już jedzie.
- Nadal nie rozumiem co ty widzisz w tej swojej Watson – parsknęła.
- Nie jest taką dziwką, jak ty – posłałem jej krzywy uśmiech. O dziwo Carmen również się uśmiechnęła, stając przede mną, zdecydowanie za blisko. Wciągnąłem gwałtownie powietrze, prostując się.
- Kochany, nie ze mną takie numery – zachichotała. Skrzywiłem się na ten dźwięk. Uwielbiałem, gdy robiła to Clairy, ale Carmen… - Wiem, że zależy Ci na mnie i na pewno myślałem cały czas o nas – odparła. Zdusiłem w sobie wybuch śmiechu.
- No niech Ci będzie, co dalej? – zapytałem obojętnie. Ciągnąłem ten dialog tylko dlatego, aby przypadkiem nie znikła i nie zwiała przed policją.
- Mogę Ci przypomnieć… jak dobrze było między nami – szepnęła mi do ucha, kładąc dłoń na moim torsie.
- Nie dotykaj mnie – syknąłem, zabierając jej rękę ze swojego ciała. Tylko dotyk Clairy przynosił mi przyjemność.
- Proszę Cię, myślisz, że mnie oszukasz? Ona nigdy mi nie dorówna – powiedziała przez zaciśnięte zęby. Zabawne było oglądanie jej takiej wściekłej.
Albo wydawała mi się zabawna przez wypity alkohol.
- Wmawiaj sobie dalej – parsknąłem śmiechem, krzyżując ręce na piersiach.
- Ona niczego nie widzi… To zostanie naszą słodką tajemnicą – mruknęła z lekkim uśmiechem. Chcąc ją nabrać, pochyliłem się w jej stronę, widząc kątem oka jak do klubu wchodzi dwójka policjantów w mundurach. Carmen przymknęła oczy, niemal stając na palcach do pocałunku.
- Pierdol się, Carmen – posłałem jej szelmowski uśmiech i odepchnąłem od siebie.
- Jesteś takim samym chujem jak wszyscy, Malik – splunęła. – Nic nie warte kutasy.
- Wyluzuj kobieto i odpuść sobie. Mam Clairy i możesz mnie cmoknąć w dupę.
- Pan Malik? – znikąd pojawili się policjanci. Stali za Carmen, uniemożliwiając jej jakąkolwiek ucieczkę.
- Ta Pani uciekła ze szpitala psychiatrycznego, za pewne już jej szukają – odparłem poważnie, próbując udawać trzeźwego. Chyba nawet dobrze mi szło, bo potraktowali mnie na serio.
- On kłamie – warknęła Carmen.
- Mam dać im numer do mojego prawnika? – uśmiechnąłem się złośliwie.
- Tak, Pan Hilton dzwonił do nas na prywatny numer – powiedział porucznik Dowson i przeniósł wzrok na Carmen. – Musi Pani jechać z nami.
- Pieprzcie się – fuknęła i gdy chciała odejść, została niemalże przygnieciona do blatu, gdy policjanci usiłowali wykręcić jej ręce do tyłu i zakłuć je w kajdanki. Przy okazji, wokół niej stworzyło się spore widowisko.
- Jeszcze się kiedyś spotkamy, Malik – warknęła, gdy w końcu policjantom udało się ją okiełznać.
- W piekle, skarbie – zasalutowałem jej i odprowadziłem wzrokiem, dopóki nie znikła za drzwiami klubu.
- Co to do jasnej kurwy było, Malik? – zapytał mnie David, podchodząc do mnie.
- Bliskie spotkanie z dziwką.




Book 3 - 20

Jak się czuje kobieta w ciąży, po wypadku i w dodatku gdy za dwa dni wychodzi za mąż?

Ludzie, umierałam z nerwów.

Wszystko było już gotowe : sala, dekoracje, moja suknia… wszystko. Nadal do mnie nie docierało, że zostanę żoną Zayn’a za czterdzieści osiem godzin. Na samą ta myśl na mojej twarzy pojawiał się szeroki uśmiech.
- Skarbie, jesteś gotowa? – zapytał mnie Zayn, zaglądając do łazienki. – Myślałem, że utopiłaś się w kiblu lub coś – zaśmiał się, a ja chwilę po nim.
- Już miałam wychodzić – odparłam, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. Nadal mój brzuch pozostawał płaski. Mogłam jeszcze nosić croptopy bez obawy, że będzie widać jakieś wypuklenie.

Plus – nie musiałam nosić bandaży ochronnych. Cudo na cudami.

- Wyglądasz smakowicie – stwierdził stając za mną i obejmując w talii. Uśmiechnęłam się lekko i zadrżałam, gdy jego usta zetknęły się z moją szyją. – Ta koszulka jest zdecydowanie za krótka – skomentował, przebiegając swoimi dużymi dłońmi po moim odsłoniętym brzuchu. – Musisz dbać o naszego malucha.
- Mam na to czas przez następne osiem miesięcy – parsknęłam śmiechem. – Jedźmy już do willi, chcę zobaczyć salę – odparłam, odwracając się do niego twarzą.
- Podekscytowana? – pokiwałam energicznie głową. – Cieszę się.
- Wyglądasz na zmęczonego – stwierdziłam, palcami dotykając delikatnie jego sińców pod oczyma.
- Prawie przez całą noc dzwonili do mnie z firmy i umawiali ze mną ostatnie spotkania… A potem musiałem wysłać kilkanaście maily – westchnął. – I dzisiaj jest jeszcze ten cholerny wieczór kawalerski.
- Ty przynajmniej możesz pić, a ja? – prychnęłam. Zayn się zaśmiał.
- Fakt – pokiwał głową. – Ale wino możesz.
- Skąd wiesz?
- Czytałem w necie – wyszczerzył się. – I z tego co pamiętam, to mama piła je podczas ciąży z Waylihą, bo podobno zmniejsza stres i w ogóle.
- To coś czuję, że przed ślubem poleją się litry wina.

***
- Tu jest… pięknie – wyszeptałam oniemiała, gdy tylko przekroczyłam próg Sali balowej w willi. Wcześniej byłam w niej tylko raz i również wyglądała obłędnie, ale całkowicie udekorowana zwalała z nóg. Wszystko było dokładnie tak, jak sobie wymarzyłam. W powietrzu unosił się przyjemny i delikatny zapach róż. Wszystkie stoły były już przygotowane i ubrane w białe dekoracje. Na każdym z nich stał ozdobny wazon, w którym później miały się pojawić żywe kwiaty. Parkiet do tańczenia był wypolerowany na błysk. Niemal mogłam zobaczyć w nim swoje odbicie.

Czyżby ktoś sprowadził do nas Perfekcyjną Panią Domu?

- Robi wrażenie – skomentował Zayn, rozglądając się uważnie po Sali. – Podoba Ci się? – spojrzał na mnie. Skinęłam głową, nawet na niego nie patrząc. Byłam za bardzo zapatrzona w to… wszystko. Wydawało mi się to takie nierealne.

Clairy Watson, ty wychodzisz do cholery za mąż!

- Misiaczku! – usłyszałam za sobą znajomy krzyk. Z uśmiechem odwróciłam się do David’a i Gab, którzy biegli w moją stronę. Gdy tylko znaleźli się blisko mnie, porwali w swoje ramiona.
- Nie tak mocno, żebra mnie jeszcze bolą! – zaśmiałam się i spróbowałam zlekceważyć ból. Moje rany były jeszcze bardzo świeże, lecz było co raz lepiej.
- I jak wrażenia?! – krzyknął David, wskazując na salę.
- Jest niesamowicie, dziękuję, że się tym zająłeś, gdy byłam w szpitalu – odparłam. – Ta sala to ideał.
- Och, nie wychwalaj mnie tak, bo się zarumienię – powiedział, kręcąc teatralnie oczami. Parsknęłam śmiechem na ten widok. – Chcesz zobaczyć obrączki po poprawkach? Dzisiaj je dostałem – pokiwałam głową. David delikatnie wyjął brązowe pudełko Cartiera i podał mi je.
- Wow – westchnęłam, gdy otworzyłam pudełko. Złoto obrączek mieniło się w świetle, które na nie padało. Diament na moim pięknie lśnił. – Są śliczne – stwierdziłam, oddając przedmiot David’owi. – Nie zgub ich, inaczej utnę Ci jaja.
- Auć, kobieto! Mój penis to wszystko, co mam! – pisnął. – Ty masz serce?!
- Zayn nie narzeka, prawda? – uśmiechnęłam się słodko do Zayn’a, który ze śmiechem pokiwał głową.
- Prawda – Zayn cmoknął mnie delikatnie w usta.
- Jesteście tacy słodcy! – David wydymał zabawnie wargi. – Od początku w was wierzyłem!
- Tak? A kto na początku wierzył w to, że się z Tobą umówi? – zaśmiałam się.
- Och zamknij się – burknął. – Geje tacy są! Przelecą każdego przystojnego mężczyznę!
- Czyli mówisz mi, że chciałeś mnie zaliczyć? – Zayn zmarszczył czoło.
- Spokojnie, nie pozwoliłabym mu na to – pogłaskałam go po ramieniu.
- Wiesz, dziwnie jest słuchać, że Twój przyjaciel chętnie wsadziłby kutasa do mojego tyłka – powiedział Zayn, krzywiąc się. Zaśmiałam się, wtulając w jego bark.
- To jest David, tego nie zmienisz – mruknęłam.
- Koleś, nawet mój były ciągle o Tobie gadał! Chwilami robiłem się zazdrosny! – rzekł David i spojrzał na zegarek. – Gab, musimy się zbierać.
- A wy gdzie się wybieracie? – spytałam zaciekawiona.
- Na obiad do Ravioli. Jestem cholernie głodny – warknął, biorąc Gab za ramię. – Pamiętaj Malik, masz być o siódmej w klubie.
- Jasna sprawa – odparł.
- To buźka kochani!
- Pa – uśmiechnęłam się lekko i patrzyłam jak wychodzili z Sali balowej. – Też jedziemy coś zjeść, by nie męczyć Haley?
- To w końcu jest jej praca, skarbie – odparł Zayn. – Jeśli chcesz, możemy pojechać do jakiegoś baru.
- Mam ochotę na coś tłustego i sytego – stwierdziłam.
- Czyżbyś już miała zachcianki? – Zayn uśmiechnął się, gładząc dłonią mój policzek.
- Czasami muszę zjeść steak’a z frytkami, by jakoś odreagować stres – powiedziałam, wzruszając ramionami.
- No to jest nas dwoje.

***
- Rozmawiałem ze swoim prawnikiem – oznajmił Zayn, wpychając do ust dużą porcję frytek. Przerwałam konsumowanie swojego steak’a i spojrzałam na niego.
- O czym? – zapytałam z pełną buzią.
- Połknij, nim się zadławisz – odparł, śmiejąc się cicho. Wykonałam jego polecenie. – Rozmawiałem z nim o Twojej matce i sytuacji, która miała ostatnio miejsce.
- Ona tylko nas podjudzała, Zayn – westchnęłam.
- Wiem, ale zawsze warto dmuchać na zimne – powiedział. – Więc, dogadałem się z nim i postara się, aby wszystko co kiedyś się wydarzyło w moim życiu, było zatajone.
- Wie o tym, że ty masz…? – nie dokończyłam, bo Zayn doskonale wiedział o czym mówię.
- Tak – pokiwał głową. – Mój prawnik też wyśle do Twojej matki list zabraniający wyjawienia prawdy mediom… inaczej wystosuje w moim imieniu wniosek do sądu.
- Moja matka sama prosi się o kłopoty – rzekłam z obojętnością. – Jeszcze raz Cię za nią przepraszam.
- Istnieją ludzie i taborety – odparł. Zaśmiałam się. W tym przypadku się z nim zgadzałam.
- Do jakiego klubu idziecie? – zapytałam go. Zayn uśmiechnął się.
- A co? Chcesz mnie szpiegować seksowna mamuśko?
- Zayn – warknęłam.
- Uwielbiam to określenie, nic na to nie poradzę – zaśmiał się. – Zaprosiłem swoich kilku starych znajomych z Bradford i kuzynów i jedziemy razem do Bijuox.
- Zaliczyłam tam swojego pierwszy zgon w życiu – odparłam, przypominając sobie tamten dzień. Zadrżałam na samo wspomnienie tego, ile godzin spędziłam w toalecie. – Ale było warto – uśmiechnęłam się kwaśno.
- Wyglądałaś gorzej, niż wtedy gdy sam zabierałem Cię z klubu.
- Boże, o wiele gorzej – westchnęłam głęboko, biorąc łyk swojej dużej coli. Zayn parsknął rozbawiony. – Nie schlej się za bardzo, okay?
- Nawet nie wiem czy będę pił – wzruszył ramionami. – Pewnie pobędziemy jakieś trzy godzinie w klubie i pojedziemy do David’a.
- Będą striptizerki?
- A więc o to chodzi – popatrzył na mnie. – Nie wiem, zależy co zaplanował David.
- Okay – mruknęłam, wracając do jedzenia.
- Nie zamartwiaj się tym – odparł Zayn, natychmiast zauważając moją zmianę nastroju. – To ja muszę powiedzieć Waylihy, że w moim apartamencie nie ma być żadnego cholernego striptizera.
- Och, ty możesz, ja nie? – zaśmiałam się.
- Do końca życia będzie oglądać wyłącznie moją klatę i mojego kutasa, proste.
- Zazdrośnik – skomentowałam z zadziornym uśmiechem.
- Bronię tego, co moje – uśmiechnął się tajemniczo, a jego dłoń znienacka pojawiła się na moim kolanie. Spojrzałam na niego, wolno żując mięso.
- Nie tutaj, Zayn – syknęłam, kątem oka spoglądając, czy ktoś „przypadkowo” na nas nie patrzył. Na moje szczęście nikt nie był nami zainteresowany, a długi biały obrus zasłaniał poczynania Zayn’a.
- Trochę perwersji nigdy za wiele, co maleńka? – puścił mi oczko, sunąc dłonią w górę mojego uda. Moje serce przyśpieszyło. Jak widać, nadal mocno reagowałam na dotyk Zayn’a.
- To co? Myślisz, że w magiczny sposób wyląduje na tym stole i rozłożę nogi? – uniosłam zagadkowo brew, spoglądając na niego i jednocześnie przygryzając dolną wargę. Poczułam, jak jego wzrok staje się intensywniejszy.
- Kusisz – rzekł niskim głosem. – Choć z tym stołem nie miałbym nic przeciwko.
- Wiesz, że zgodnie z tradycją po wieczorze kawalerskim mężczyzna nie może uprawiać seksu z kobietą?
- Pierdole tradycje, Clarisso – uśmiechnął się złośliwie. – Mój kutas prawie od tygodnia Cię nie poczuł… Jak myślisz, jak się z tym czuję? – zmrużył „groźnie” oczy.
- Musisz być naprawdę duży i gruby – puściłam mu oczko. Nie uszło mojej uwadze, że się napiął.
- Jeśli będziesz mówić tak dalej, bez skrępowania położę Cię na tym stole i wypieprzę, Clarisso.
- Ale z Ciebie romantyk – zadrwiłam ze śmiechem, dokańczając swojego steak’a.
- Udajesz, że Ciebie to nie rusza, a pewnie chciałabyś mnie dosiąść na ich oczach – jego uśmiech się powiększył.
- Co jeśli powiem, że nie?
- To nakłonię Cię do zmiany decyzji, znasz mnie – odparł.
- W dogłębny sposób? – podkreśliłam słowo „dobitny” i nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu, gdy poruszył się niepewnie na fotelu. – Ups, czyżby stójka? – parsknęłam śmiechem.
- Powinnaś się bać kochanie i się tak ze mną naigrywać – powiedział.
- Bo mnie ostro przelecisz? – wiedziałam, że przez używanie takich słów podjudzam go i podniecam.

Ale lubił to.

- Sama się o to prosisz – warknął.
- Lubię prowokacje i doskonale o tym wiesz – puściłam mu oczko, zabierając się za jedzenie swoich frytek.

- I może Cię to kosztować orgazm.