~ Zayn’s P.O.V ~
- David już jest! – krzyknęła z salonu Clairy.
- Już idę! – odkrzyknąłem, poprawiając swoje włosy. Dzisiaj
wyjątkowo nie chciały się układać i dostawałem kurwicy. Popsikałem się jeszcze
dezodorantem i wyszedłem z łazienki. Clairy rozmawiała z David’em, śmiejąc się
co chwilę. Szczerze? Mogłem sobie darować ten pieprzony wieczór kawalerski i
zostać z moją piękną dziewczyną.
- Gotowy na swój przed ostatni wieczór kawalera?! –
wykrzyknął David swoim „gejowskim” głosem. Nie to, że miałem coś do homo, ale
po prostu… Jak sobie wyobrażę jak on z innym facetem… Jasna cholera, aż mnie
skręciło.
- Jak widać – powiedziałem, podchodząc do Clairy. – Baw się
dobrze, maleńka – szepnąłem pochylając się nad nią i obdarowałem jej pełne usta
soczystym pocałunkiem. Uśmiechnęła się.
- Ty też – odparła cicho.
- Dobra, dosyć tego i tak jesteśmy spóźnieni! – David
poklepał mnie po plecach. Strasznie nie lubiłem tego gesty, ale przełknąłem to
i odsunąłem od Clairy.
- Jakbyś się gorzej poczuła, to dzwoń – mruknąłem.
- Poradzę sobie – powiedziała.
- Idziemy! – pośpieszył mnie David, niemal siłą wyciągając
mnie z apartamentu.
- Zapytałbym gdzie się tak śpieszysz, ale z jakiegoś powodu
boję się o to zapytać – stwierdziłem.
- Zayn Malik się czegoś boi? – parsknął śmiechem. –
Zagwarantuję Ci wieczór, jakiego jeszcze nie miałeś.
- Czyli? – spytałem go niepewnie.
- Zabieram Cię do klubu dla homo.
Jasna cholera.
***
- Nie wierzę, że to do cholery robię – warknąłem, zerkając
na neonowy szyld klubu. – Miałeś nas zabrać do Bijoux.
- Zmiana planów – wzruszył David ramionami. – Zobaczysz,
będziesz się bawił lepiej, niż w normalnym pubie!
- I co mi z tego? Może jeszcze wypiję shota z pępka jakiegoś
napalonego geja? – skrzywiłem się.
- Oj oszaleliby, uwierz mi – puścił mi oko.
- Czy to jest bezpieczne? – odezwał się Jack, mój wieloletni
przyjaciel z Bradford. Przed tym jak poznałem Clairy, spędzałem z nim sporo
czasu w klubach na wyrywaniu łatwych lasek. Mogłem powiedzieć, że to było jego
powołanie.
- Sam się teraz nad tym zastanawiam – westchnąłem.
- Och przestańcie Panowie! Chociaż raz w życiu musicie wejść
do takiego miejsca! Też mówiłem nie, i co?
- Jesteś gejem? – uniosłem zagadkowo brew.
- To tylko szczegół – machnął ręką.
- Puszczają tutaj przynajmniej Trap? – zapytał Jawaad, mój
kuzyn. Nie często z nim rozmawiałem, ale w dzieciństwie spędzaliśmy mnóstwo
czasu razem. Pomyślałem, że on powinien być na moim wieczorze kawalerskim.
- Mnóstwo trapu – pokiwał głową i spojrzał gdzieś w bok. –
Kuwa.
- Co jest? – zmarszczyłem czoło.
- Paparazzi – odparł.
- Tylko tego brakowało – jęknąłem zdesperowany. – Wchodzimy
Panowie.
- Mówisz poważnie? – zapytał Jawaad z kpiną.
- A masz inny wybór? – warknąłem. – Idziemy – pośpieszyłem ich.
Bez trudu wtopiliśmy się w tłum i dosyć szybko weszliśmy do klubu.
Naprawdę, tylu nagich facetów nie widziałem nawet u siebie w
hotelu. Wokół mnie kręciło się mnóstwo gejów w różnorodnych strojach ze skóry,
w dziwnych czapkach, a nawet jeden z nich trzymał pejcz.
Mój przed ostatni
wieczór kawalerski, a ja jestem w klubie dla gejów.
- Muszę się napić – wykrztusiłem oniemiały.
- Nie tylko ty – powiedział Jack, próbując wyminąć
nachalnych mężczyzn.
- Jack, ruszasz na jakieś łowy? – zaszydziłem, a on wzniósł
oczy ku niebu.
- Jesteś taki w chuj zabawny – fuknął.
- Chodźcie Panowie! – zawołał nas David, który wybił głęboko
do przodu.
- Nie ma tu żadnych lesbijek? – zapytał David’a Jawaad.
Spojrzałem na niego z politowaniem.
- A ty przypadkiem nie jesteś z tą Katy? – przypomniałem
sobie.
- Wale tą sukę, zdradziła mnie z jakimś grubasem z baru –
westchnął rozdrażniony.
- Ciężkie życie prawiczka, co? – parsknąłem, a ten uderzył
mnie pięścią w ramię.
- Wiesz, wolę czekać na tą jedyną, niż pieprzyć jakąś
rozepchaną przez inne kutasy dziwkę – stwierdził, patrząc na mnie wymownie.
Jawaad jako jedyny z rodziny wiedział o hotelu i nie był zadowolony, że
prowadzę takie miejsce.
No cóż – moje życie,
moje błędy.
Nie skomentowałem jego słów, bo poniekąd miał rację. Nie
zamierzałem się dziś tym zamartwiać, po prostu chciałem wypić i spędzić
normalnie czas w męskim gronie.
David jednak trochę się postarał. Załatwił dla nas lożę VIP,
z dala od napastliwych gejów i powalonych przebrań. Alkohol już na nas czekał i
z tego byłem najbardziej zadowolony.
- Więc, wypijmy za tego tutaj Malika, który nareszcie został
usidlony! – gdy David nalał nam każdemu po kieliszku wódki, wznieśliśmy je do
góry i stuknęliśmy się. Ostry smak wódki rozlał się po moim gardle i od razu
poczułem się bardziej rozluźniony. – Malik, należycie wykorzystaj ostatnie dni
kawalera.
Zamierzałem to zrobić, ale bez wypitego litra wódki nie było
to możliwe. Nawet nie przeszkadzali mi nadzy geje i pseudo fanatycy dominactwa.
Procenty krążyły w moich żyłach. To było to : upić się do zgonu i niczego nie
pamiętać. Choć i tak myślami byłem razem z Clairy, która nie mogła zrobić tego
samego co ja.
- Jak ty w ogóle poznałeś Clairy? – zapytał mnie lekko
bełkotliwie Jack prawie leżąc na bordowym fotelu w naszej loży.
- Wracałem od matki i zauważyłem ją z zepsutym autem –
odparłem.
- Dama w opałach – parsknął śmiechem.
- Tak jakby – wzruszyłem ramionami.
- Z tego co widziałem, niezła z niej sunia – powiedział ze
śmiechem. Nie wziąłem do siebie jego słów, bo wiedziałem, że Jack nigdy w życiu
nie wziął się za moją dziewczynę.
A jeśli, to by zbierał
twarz z betonu.
- Trafiło Ci się Malik – powiedział Jawaad. – Gdy zobaczyłem
ją na The Sun po BAFTA… Kurwa, ma taką sukowatą twarz.
- Ma charakter – przyznałem z uśmiechem.
- Chyba nie tylko na co dzień taka jest, co? – zauważyłem,
jak Jawaad, David i Jack szeroko się uśmiechają.
- Sami odpowiedzcie sobie na to pytanie – zaśmiałem się,
popijając ze szklanki Bourbon wymieszany z Kamikadze.
- David? – usłyszałem za swoimi plecami męski głos.
Spojrzałem na Stiller’a, który na czyiś widok wykrzywił twarz w grymasie.
- Odejdź stąd Bruce – warknął.
- Pogadajmy, David – powiedział niemal błagalnym tonem. –
Nie chcę by między nami był definitywny koniec…
- Idź z nim porozmawiaj, stary – odparłem, zerkając w jego
stronę. David westchnął i uniósł się z fotela, po chwili znikając z Brucem w
tłumie. – Idę po Bourbon – oznajmiłem i poszedłem do baru. Starałem się nie
zwracać na liżących się facetów, by przypadkiem nie rzucić w ich stronę
jakiegoś kąśliwego komentarza. Jeszcze brakowało tego, aby w mediach coś
pojawiło się na ten temat. – Jedną butelkę Bourbonu – powiedziałem do barmana,
a ten znikł gdzieś na zapleczu. Oparłem się ramionami o stół barowy. Byłem
ciekawy co teraz robiła Clairy. Wiedziałem, że chorobliwie się nudziła.
Gdybym ja był razem z
nią, miałaby zapewnioną rozrywkę.
Spojrzałem na wyświetlacz swojego iPhona. Było dopiero po
pierwszej w nocy, a ja już miałem dosyć.
Malik, robisz się do
cholery stary.
- Zayn Malik w klubie dla homo, to Ci nowość – odezwał się
obok mnie jakiś głos. Odwróciłem głowę w tamtą stronę. Zszokowany, zachłysnąłem
się powietrzem.
- Co ty tu robisz, Carmen? – zapytałem głośno. Na twarzy
Carmen pojawił się złośliwy uśmiech.
- Tęskniłeś? – zapytała, przebiegając palcami po moim
bicepsie. Odepchnąłem jej rękę.
- Miałem inne problemy na głowie – warknąłem. – Znowu
uciekłaś? Bo nie wierzę, że wypuścili taką psycholkę jak ty.
- Auć – zaśmiała się ironicznie. – Co za różnica?
- Taka, że mogę dać znać odpowiednim osobom i znowu
wylądujesz tam, gdzie jest Twoje miejsce – prychnąłem.
- Nie zrobisz tego.
- Bo? – wywróciłem oczami. – Raz już to zrobiłem, drugi raz
też się nie zawaham.
- Chyba chciałbyś aby Twoja Clairy była bezpieczna, prawda?
– zaszydziła. – Jeszcze jej nie rzuciłeś, prawda?
- Zazdrosna? – zaśmiałem się gorzko.
- Bo doskonale wiesz, kto jest dla Ciebie lepszy.
- Na pewno nie ty, Carmen – westchnąłem rozdrażniony. – Co
ty tutaj robisz? Skąd w ogóle wiedziałaś, że będę w tym klubie?
- Ciebie tutaj też się nie spodziewałam, ty wolisz pieprzone
bankiety i brunche – odparła lekceważąco, patrząc na swoje długie, czarne
paznokcie. – Poza tym, nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
- Tak samo jak ty na moje – rzekłem. – A tak się składa, że
za dwa dni żenię się – spojrzałem na nią z politowaniem. Na jej twarzy malowało
się zaskoczenie.
- Z nią?
- Ona nazywa się Clairy – poprawiłem ją oschle. – Musisz
wrócić do psychiatryka, Carmen.
- Nic nie muszę – fuknęła.
- Chyba nie chcesz tam wracać tak jak ostatnio w eskorcie
policji?
- I tak znowu ucieknę – prychnęła.
- Jesteś chora i dobrze o tym wiesz – powiedziałem.
- Nie chora, a zakochana w dupku, który mnie nie rozumie –
syknęła.
- Już o tym rozmawialiśmy.
- Wiem, ale nie znaczy, że mnie to boli!
- Byłaś dla mnie nikim, Carmen. Seks bez uczuć, relacja
dominat i uległa.
- Jakoś pomiędzy Tobą, a Clairy tego nie było – burknęła.
- Clairy nie jest taka, jak wy wszystkie – rzekłem, powoli
tracąc cierpliwość. Widok Carmen działał mi na nerwy. Dyskretnie wyjąłem
telefon i napisałem do swojego prawnika wiadomość o Carmen i jej ucieczce.
Odpisał mi niemal od razu, prosząc o adres klubu. Podałem mu go i dostałem smsa
kilka chwil później z informacją, że policja już jedzie.
- Nadal nie rozumiem co ty widzisz w tej swojej Watson –
parsknęła.
- Nie jest taką dziwką, jak ty – posłałem jej krzywy
uśmiech. O dziwo Carmen również się uśmiechnęła, stając przede mną,
zdecydowanie za blisko. Wciągnąłem gwałtownie powietrze, prostując się.
- Kochany, nie ze mną takie numery – zachichotała.
Skrzywiłem się na ten dźwięk. Uwielbiałem, gdy robiła to Clairy, ale Carmen… -
Wiem, że zależy Ci na mnie i na pewno myślałem cały czas o nas – odparła.
Zdusiłem w sobie wybuch śmiechu.
- No niech Ci będzie, co dalej? – zapytałem obojętnie.
Ciągnąłem ten dialog tylko dlatego, aby przypadkiem nie znikła i nie zwiała
przed policją.
- Mogę Ci przypomnieć… jak dobrze było między nami –
szepnęła mi do ucha, kładąc dłoń na moim torsie.
- Nie dotykaj mnie – syknąłem, zabierając jej rękę ze
swojego ciała. Tylko dotyk Clairy przynosił mi przyjemność.
- Proszę Cię, myślisz, że mnie oszukasz? Ona nigdy mi nie
dorówna – powiedziała przez zaciśnięte zęby. Zabawne było oglądanie jej takiej
wściekłej.
Albo wydawała mi się zabawna przez wypity alkohol.
- Wmawiaj sobie dalej – parsknąłem śmiechem, krzyżując ręce
na piersiach.
- Ona niczego nie widzi… To zostanie naszą słodką tajemnicą
– mruknęła z lekkim uśmiechem. Chcąc ją nabrać, pochyliłem się w jej stronę,
widząc kątem oka jak do klubu wchodzi dwójka policjantów w mundurach. Carmen
przymknęła oczy, niemal stając na palcach do pocałunku.
- Pierdol się, Carmen – posłałem jej szelmowski uśmiech i
odepchnąłem od siebie.
- Jesteś takim samym chujem jak wszyscy, Malik – splunęła. –
Nic nie warte kutasy.
- Wyluzuj kobieto i odpuść sobie. Mam Clairy i możesz mnie
cmoknąć w dupę.
- Pan Malik? – znikąd pojawili się policjanci. Stali za
Carmen, uniemożliwiając jej jakąkolwiek ucieczkę.
- Ta Pani uciekła ze szpitala psychiatrycznego, za pewne już
jej szukają – odparłem poważnie, próbując udawać trzeźwego. Chyba nawet dobrze
mi szło, bo potraktowali mnie na serio.
- On kłamie – warknęła Carmen.
- Mam dać im numer do mojego prawnika? – uśmiechnąłem się
złośliwie.
- Tak, Pan Hilton dzwonił do nas na prywatny numer –
powiedział porucznik Dowson i przeniósł wzrok na Carmen. – Musi Pani jechać z
nami.
- Pieprzcie się – fuknęła i gdy chciała odejść, została
niemalże przygnieciona do blatu, gdy policjanci usiłowali wykręcić jej ręce do
tyłu i zakłuć je w kajdanki. Przy okazji, wokół niej stworzyło się spore
widowisko.
- Jeszcze się kiedyś spotkamy, Malik – warknęła, gdy w końcu
policjantom udało się ją okiełznać.
- W piekle, skarbie – zasalutowałem jej i odprowadziłem
wzrokiem, dopóki nie znikła za drzwiami klubu.
- Co to do jasnej kurwy było, Malik? – zapytał mnie David,
podchodząc do mnie.
- Bliskie spotkanie z dziwką.
Kurde David hahahah nie spodziewałam się takiego wieczoru w takim miejscu hahahah : D No kurde zaskakujesz mnie rozdziałami coraz bardziej :P Biedni chcieli sobie pooglądać pewnie panienki na rurach, a tu mają facetów ^^ Hahaha dobra zabawa xd Mam nadzieję, że paparazzi ich nie przyłapią, bo to będzie wtopa : DD
OdpowiedzUsuńDavid pogodzi się z Brucem? OOo było by miło? : > Przecież byli szczęśliwi :<
Ah ta Camen, ona nigdy nie odpuści xd Jak ona uciekła?@= Co to za szpital, że jej nie pilnują 24/7 xdd
Najważniejsze, że Malik się chyba dobrze bawi :") I jest wszystko w porządku xx