- No przylecieć do Nowego Jorku na czas budowy wieżowca? –
powiedział pytająco. Zmarszczyłam czoło z zakłopotania. Zayn wyczuł, że coś
jest nie tak i bezgłośnie spytał „Co jest?”. Pokręciłam tylko głową i
przygryzłam dolną wargę.
- Nie mówiłeś mi o tym – odparłam zgodnie z prawdą. –
Myślałam, że będziemy się jakoś kontaktować lub…
- Musisz przylecieć chociaż raz by obejrzeć miejsce budowy i
powiedzieć moim ludziom co i jak, inaczej to się nie uda – rzekł poważnie. Jak
miałam polecieć do Nowego Jorku, jeśli niedługo miałam brać ślub?! Jackson na
pewno o tym wiedział lub nie czytał prasy, w co bardzo wątpiłam.
- Kiedy miałabym tam być? – spytałam cicho.
- Jak najszybciej – stwierdził.
- Teraz to jest nie najlepszy czas na takie rzeczy, Jackson…
w moim życiu bardzo wiele się teraz dzieje i…
- Byłoby świetnie gdybyś znalazła na to czas, bo nam obojgu
zależy na tym projekcie – wszedł mi w zdanie. Naprawdę nie wiedziałam co
zrobić! Przecież gdyby Zayn dowiedział się, że miałam być sam na sam z
Jacksonem McTylerem…
- Postaram się, ale nic Ci nie obiecuję – powiedziałam,
spoglądając niepewnie na Zayn’a. Widziałam po jego minie, że już wiedział.
Jasna cholera.
- Zadzwoń do mnie rano, wtedy wszystko omówimy szczegółowo.
- W porządku. Dobranoc, Jackson.
- Dobranoc Clarisso – i się rozłączył.
- Za żadne skarby nie polecisz do niego do Nowego Jorku! –
odezwał się Zayn oburzonym tonem.
A nie mówiłam?
- Zayn…
- Nie, Clairy – przerwał mi stanowczo. – Nie pozwolę żebyś
pojechała tam sama.
- Zayn, nie będziesz mi dyktował co mam robić – odparłam z
westchnięciem, odkładając telefon na szafkę nocną. – To jest moja praca i muszę
wykonać zlecenie.
- Ale żeby lecieć od razu na drugi kontynent?! – prychnął.
- Muszę przedstawić swój projekt jego ludziom – mruknęłam.
- On może to zrobić za Ciebie i doskonale o tym wie –
fuknął. – Gdy prasa Cię z nim zobaczy, nie będziesz miała życia, Clairy.
- Dlaczego? Czemu mnie tak wszyscy przed nim ostrzegacie?
Przecież nie zrobił niczego, czym…
- Jest podejrzany o zabójstwo swojej narzeczonej, Clairy –
rzekł poważnie Zayn i to mnie zamknęło. – Niby nie wygląda na takiego… ale ja
temu skurwielowi nie ufam i nie pozwolę byś poleciała tam sama.
- To tylko kilka dni, nic wielkiego…
- Clairy, zaprzeczasz samej sobie. W tej chwili widzę po
Twojej minie, że w połowie już zmieniłaś zdanie – odparł.
Zayn miał rację.
Ale to nie oznaczało, że nie chciałam zrezygnować z tego
projektu. Był warty miliony.
- To co proponujesz? – zapytałam.
- Mam w Nowym Jorku własny oddział od spraw architektury.
Mogę wysłać im kopie Twojego projektu, ty dasz im szczegółowy opis swojej wizji
i zaprezentują go McTyler’owi na spotkaniu – powiedział obojętnie.
- Bardzo zależy mi na tym projekcie…
- A ja nie chcę ryzykować Twoim życiem, dopóki te plotki nie
zostaną potwierdzony w sprzeczny lub pozytywny sposób. Nie mogę Cię tam puścić
– odparł.
- Rozumiem Cię, ale też chce wykonywać swoją pracę, a nie
żeby ktoś robił to za mnie. Może i McTyler’a sobie odpuszczę, ale tak robiąc
nie dojdę daleko.
- Już daleko zaszłaś maleńka – szepnął, biorąc moją rękę i
przyciągnął do siebie. Wtuliłam się w jego ciepłą klatkę piersiową. – Nie chcę
by stała Ci się krzywda.
- Wiem – mruknęłam, muskając wargami jego męską pierś. – Ale
jestem dużą dziewczynką i sama mogę sobie poradzić.
- Wiem o tym, ale Jackson McTyler…
- Czyżbyś był zazdrosny? – zapytałam nagle, spoglądając na
niego z lekkim uśmiechem.
- O tego skurwiela? Clairy…
- Jesteś zazdrosny – zaśmiałam się cicho, siadając na jego
tułowiu. – Mój kochany Zayn jest zazdrosny – powiedziałam, całując go krótko w
usta.
- Mężczyźni do Ciebie lgną, Clarisso, jasna sprawa, że
jestem zazdrosny – rzekł unosząc dłoń, by pogłaskać nią mój policzek.
- Ale to Twoją żoną zostanę, Malik – uśmiechnęłam się
szerzej. – I zdania nie zmienię.
- Mam nadzieję – szepnął, biorąc moje usta w czułym
pocałunku.
- Zapomnij o nim – mruknęłam, wtulając się w niego.
- To nie jest takie proste, skarbie – odparł. – Mam dosyć
tego typa.
- Widzisz jak ja się czułam w sytuacji, gdy non stop
szwendała się za nami Carmen – powiedziałam, na powrót kładąc się obok niego.
Jego ramię automatycznie mnie objęło. – Carmen była niczym cień, nie mogłam się
jej pozbyć. Poniekąd tym oblaniem mnie kwasem pokazała, jaka naprawdę jest.
- Przepraszam, że Ci wcześniej nie wierzyłem… Carmen po
prostu…
- Przyjaźniliście się, wiem, ja wszystko rozumiem, ale…
boże, przecież ona ma wypisane na twarzy suka – Zayn zaśmiał się cicho. –
Najbardziej byłam zła na nią o to, jak Cię potraktowała.
- Clairy, nie zaczynajmy ponownie tego tematu – poprosił,
chowając twarz w moim ramieniu.
- Kiedyś musimy – odparłam.
- Ale nie w nocy, idźmy już spać – jego ton świadczył o tym,
że tracił powoli cierpliwość. Wywróciłam oczami i odwróciłam się do niego
plecami. Usłyszałam jego ciche westchnięcie i na sto procent się skrzywił.
- Któregoś dnia spotkałem Carmen na spotkaniu biznesowym w
Madrycie. Byłem tam na nim wraz z moim ojcem, gdy jeszcze żył… Od samego
początku widziałem, że Carmen patrzy na mnie inaczej, niż wszyscy zebrani. Byłem
młody i to mnie w niej urzekło. Spędziliśmy cały wieczór na rozmowie. Nigdy bym
nie powiedział, że Carmen była dominą – tutaj parsknął ironicznie. – Po
powrocie nasze kontakty urwały się na dobre kilka miesięcy, a zobaczyliśmy się
ponownie, gdy była jedną z klientek mojego ojca. Na dobrą sprawę od tamtej pory
widywaliśmy się codziennie, aż któregoś dnia powiedziała mi o swoim alter ego.
- Jak zareagowałeś? – wyszeptałam pytająco.
- Byłem zszokowany. Wiedziałem, że tacy ludzie istnieją, ale
nigdy nie miałem pojęcia, że akurat są nimi kobiety jej pokroju – odparł.
Powoli odwróciłam się do niego z powrotem. Miał poważny wyraz twarzy. Byłam
pewna, że mówił mi to wszystko niechętnie.
- Jak zaproponowała Ci… bycie dominatem?
- Nim zaproponowała, musiała zobaczyć czy w ogóle się do
tego nadaję, ale to już Ci opowiadałem. Kobietom spodobało się to, co im
robiłem, więc Carmen zapytała mnie czy biorę pod uwagę możliwość bycia Panem.
Zgodziłem się.
- Dlaczego?
- Nigdy sam sobie nie odpowiedziałem na to pytanie… Chciałem
stać się niezależny? Może coś w ten deseń… Byłem niezależny do czasu, aż umarł
mój ojciec, a ja musiałem przejąć jego firmę. Wtedy zacząłem szukać kobiet na
wyłączność. Carmen pomagała mi je wybierać.
- Serio? – pokiwał głową. – Ciekawe.
- Carmen też sprawdzała, czy nie są kimś, kto by mógł mi
zagrażać, czy nie ma jakiś chorób i tego typu podobne.
- Miałeś jakąś uległą, gdy spotkałeś mnie?
- Nie, byłem wolny od ponad półtorej roku.
- I zero seksu? – zdziwiłam się. Mimo ciemności zauważyłam
zawadiacki uśmiech Zayn’a.
- Chyba, że wliczamy w to dogadzanie sobie – powiedział, a
ja się zarumieniłam. Cieszyłam się, że tego nie dostrzegł. – Wiesz, że na
początku Carmen ostrzegała mnie przed Tobą?
- Tak? – prychnęłam. – To ci nowość.
- Wtedy nie sądziłem, że czuje się zagrożona – westchnął. –
Nigdy nic nas nie łączyło, prócz biznesu i hotelu.
- Hotelu? Też tam pracowała?
- Była dziwką, dobrze myślisz – ponownie się zaśmiał. –
Robiła to w momencie, gdy facet ją zostawił i nie miała za co żyć.
- Co nie ukrywa faktu, że puszczała się – odparłam.
- Trwało to krótko, może z dwa miesiące, nim znalazła sobie
kolejnego dupka do trwonienia pieniędzy… Gdy wspominała za każdym razem o Tobie
wiedziałem, że Ci zazdrości.
- Czego?
- Samodzielności i… mnie.
- Ciebie to ja rozumiem, ale samodzielność?
- Nigdy nie robiła niczego sama, nie zapracowała na nic
swoimi rękoma. Zawsze ktoś ją w tym wyręczał, a ona zgarniała pieniądze, a ty…
nie dość, że byłaś moja, o wiele piękniejsza od niej, to jeszcze zarabiałaś
sama tyle kasy, gdy ona dostawała swoje marne centy.
- Gdzie pracowała przed zamknięciem?
- Prowadziła firmę kosmetyczną, lecz też była na skraju
upadku przez długi.
- Widzę, że Carmen miała kolorowe życie – zadrwiłam. – Żal
mi teraz jest jej matki, gdy musi ją odwiedzać w psychiatryku. To miejsce nie
należy do wymarzonych.
- Zasłużyła sobie na to – stwierdził. – Mogła Cię poważnie
zranić, choć i tak miałem ochotę ją rozszarpać za to, że ten kwas znalazł się
na Twoich plecach.
- Już prawie nie ma śladu – odparłam obojętnie.
- Sam fakt, że tak Cię okaleczyła, bo nie mogła być ze mną…
Zamiast normalnie porozmawiać.
- Ona chyba chciała rozmawiać z Tobą w całkiem inny sposób –
mruknęłam i ponownie w głowie miałam obrazy Zayn’a i jej, gdy uprawiają seks.
Upiorny i obrzydliwy
widok.
- Ale to już minęło – dodałam po chwili ciszy. – Teraz musi
być tylko lepiej.
- Musi – potwierdził Zayn, całując mnie w czoło. – Kocham
Cię, maleńka.
- Ja Ciebie też, Zayn – szepnęłam.
- A teraz czas na coś przyjemniejszego – i złączył nasze
usta w pocałunku.
- Jest późno – powiedziałam pomiędzy całusami.
- No i co z tego?
***
To był ten jeden z ranków, gdy człowieku naprawdę nie chce
opuszczać się łóżka. Fakt – miałam wolne przez cały tydzień, który dał mi mój
„szef”, lecz sprawy związane z weselem były męczące. Dzień w dzień David nękał mnie
pytaniami, pokazywał co raz to nowe dekoracje, przez co nie mogłam zdecydować
się konkretnie na jedną propozycję.
Idiota robił mi z
mózgu papkę.
- Gdzie idziesz? – wymruczał Zayn, gdy próbowałam się
wyplątać z jego objęć.
- Miałam zadzwonić do McTyler’a z decyzją, poprosił mnie o
to – szepnęłam, poprawiając palcami jego nieład na głowie, choć wyglądał uroczo
z roztrzepaną fryzurą. No i zdecydowanie seksownie.
- Możesz to zrobić później, a najlepiej wcale – burknął i
chwycił mnie ręką w talii, przyciągając do siebie.
- Zayn! – zachichotałam, gdy raptownie znalazł się nade mną,
przygniatając moje ciało. – Zgniatasz mnie, do najlżejszych nie należysz!
- Mówi się trudno – uśmiechnął się szeroko. – Mi tu jest
całkiem wygodnie no i mam dobre widoki na te piękne cycuszki – puścił mi oczko
i musnął wargami pojedynczo obie moje piersi.
- Zayn! – zarumieniłam się.
- Wyglądasz uroczo, gdy się rumienisz – odparł, muskając
ustami mój podbródek, a następnie kącik ust. – No i gdy jesteś zaspana.
- Gdybyś ty teraz siebie widział, Malik – parsknęłam śmiechem,
obserwując jak dalej toczy swoją wędrówkę ustami po mojej szyi i dekolcie.
- Wiem, wyglądam gorąco…
- Jakiś ty cholernie skromny – powiedziałam, szczerząc się.
- A ty cholernie seksowna, pasujemy do siebie – powiedział
schodząc ze mnie, lecz od razu zostałam przyciągnięta do jego boku. Uwielbiałam
jego bliskość. Na początku naszej znajomości nigdy bym nie stwierdziła, że
relacje między nami tak się potoczą, a za trzy tygodnie zostanę jego żoną.
Usidliłam jednego z najbardziej pożądanych kawalerów.
Czujecie moją dumę?
- Zabieram Cię dziś na kolację – oznajmił Zayn, przerywając
ciszę.
- Wiesz, że mogę coś ugotować…
- Chcę po prostu zabrać Cię na randkę, okay? – uśmiechnął
się lekko. Jak ja miałam takiemu odmówić?
- Co Cię wzięło?
- Zdałem sobie sprawę, że odkąd Cię poznałem, nigdzie z Tobą
nie byłem… na żadnej kolacji, w kinie… Bo poniekąd od razu wskoczyliśmy sobie
nawzajem do łóżek.
- Każde randki są inne – zaśmiałam się krótko. – Ale tak,
kolacja to jest to.
- Cieszę się – musnął moje wargi swoimi. – Więc, co będziemy
robić przez cały dzień?
- Zapewne David już coś dla mnie zaplanował – burknęłam
nadąsana. – Zorganizowanie wesela w miesiąc jest koszmarem!
- Nie lubię czekać – Zayn uśmiechnął się krzywo. – Gdybym
był serio uparty, wynająłbym jakiegoś ojca lub księdza, który udzieliłby nam
ślubu od razu, a ja mógłbym zabrać Cię na miesiąc miodowy.
- Chcesz mi powiedzieć co planujesz? – uśmiechnęłam się
słodko do niego, rysując dziwne wzory palcem na jego klatce.
- Za żadne skarby.
- Dlaczego? – wydymałam dolną wargę.
- To niespodzianka – mruknął, wtulając twarz w moją szyję.
- Wiesz doskonale, że ich nienawidzę – przypomniałam mu.
- Wiem – zaśmiał się i zassał delikatnie skrawek mojej
skóry. Zadrżałam.
- Zayn, bez malinek…
- Zaraz zacznę robić te malinki gdzie indziej… - gdy miał
obrócić słowa w czyn, przerwał mu dzwonek mojego telefonu. Zaśmiałam się cicho
z desperackiego jęku, jaki z siebie wydał i z trudem odebrałam telefonu.
- Halo?
- Clarisso? Mam dobrą nowinę – wesoły głos Jacksona obił mi
się o uszy.
- Słucham Cię – odparłam.
- Nie musisz przylatywać do Nowego Jorku.
- Miałam do Ciebie w tej sprawie właśnie dzwonić…
- To ja przylatuję do Londynu.
No to Zayn się zdziwi xd
OdpowiedzUsuńRozdział super ^^ Oni razem są słodcy i ogólnie awww *.*
Pozdrawiam! ; 3
O matko, tylko jego tutaj brakowało, dupek jeden! Rozdział zajebioza jak zawsze ^^ :D <3
OdpowiedzUsuń