środa, 12 sierpnia 2015

Book2 - 23

- Gdy tylko ta głupia, popieprzona suka wyjdzie z psychiatryka to ją tak załatwię, że…
- Spokojnie David, nic mi nie jest – przerwałam mojemu przyjacielowi, który wpadł jak rozjuszony byk do willi kilka dni później. Czułam się już o wiele lepiej. Pleców już prawie nie dawały o sobie znać, a o Carmen zapomniałam. Odeszła od nas z hukiem, lecz w końcu nadszedł dla mnie tak bardzo wyczekiwany koniec. Miałam nareszcie spokój.
- Mogłaś zginąć misiaczku! – powiedział z dezaprobatą. – Nie możesz udawać, że nic się nie stało!
- Ona i tak była niepoczytalna, David – wzruszyłam ramionami.
- I co z tego? – parsknął.
- Że nie dostanie wyroku, bo nie wiedziała co robi – westchnęłam i powoli dreptając poszłam do kuchni, przygotowując dla siebie i dla Davida kawę.
- Pokaż to co Ci ta szmata zrobiła – poprosił.
- Droga wolna - skwitowałam. Poczułam baczne spojrzenie David’a na swoich plecach, gdy podciągał moją bluzkę, a ja byłam odwrócona do niego tyłem robiąc kawę.. Usłyszałam jego głośne syknięcie, gdy wszystko co najgorsze było widoczne dla jego oczu.
- Ja pierdole – skomentował. – Nie masz stanika? Jak pikantnie.
- To nie jest śmieszne – stwierdziłam, ale i tak cichy chichot opuścił moje usta.
- Nie wygląda to najpiękniej… Rany zostaną prawda?
- Pewnie jakieś tak – pokiwałam głową, zalewając kawę wrzącą wodą, po czym do każdej nalałam mleka i wsypałam po dwie i pół łyżeczki cukru.
- Nawet nie wiesz jak Bruce bardzo to przeżywał, gadał tylko o tym, aż ja zacząłem również panikować i musiałem przyjść do Ciebie – powiedział, siadając na wyspie kuchennej. – A jak związki między ludzkie?
- Zayn teraz jest strasznie opiekuńczy, ale on zawsze taki był – rzekłam z lekkim uśmiechem.
- Ty się naprawdę w nim po uszy zakochałaś dziewczyno – odparł z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Tak, cholernie – potwierdziłam.
- Myślisz, że kiedyś Ci się oświadczy? – jego oczy rozbłysły. O nie. Doskonale wiedziałam co to znaczy. Organizacja wesela byłaby jego, a tego chciałam jak najbardziej uniknąć. Zamiast pięknego, tradycyjnego ślubu miałabym inscenizację z klubu ze striptizem ze wszystkimi detalami. Razem z nagimi, tańczącymi na rurze gejami.
- To chyba nie ode mnie zależy, prawda? – odpowiedziałam pytaniem.
- On też Cię kurewsko mocno kocha.
- Widać to aż tak? – uśmiechnęłam się krzywo.
- Oj tak – wyszczerzył się ponownie. – I ten jego zaborczy wzrok gdy rozmawiasz z innymi seksownymi mężczyznami.
- Nic nowego mi nie powiedziałeś – wywróciłam oczami. – Chwilami jego zaborczość aż mnie przytłacza, ale powoli się do tego przyzwyczajam.
- A co z Jacksonem McTylerem? – poruszał zabawnie brwiami.
- A co ma być? – burknęłam.
- Ten facet na Ciebie ewidentnie leci – stwierdził.
- To tylko mój ważny klient i tyle – powiedziałam obojętnym tonem.
- On chyba uważa inaczej – ciągnął dalej.
- Będę musiała go zawieść bo kocham Zayn’a i się to nie zmieni – parsknęłam. – Albo Jackson robi to specjalnie, by wzbudzić w Zayn’ie zazdrość.
- W mediach ciągle o was mówią. Ujarzmiłaś byka Clarisso – zaśmiał się.
- Żebyś się nie przeliczył kochany – prychnęłam. – Nadal sobie wielu rzeczy nie wyjaśniliśmy i sporo o nim nie wiem… To mnie martwi. Boję się, że nie mówi mi całej prawdy, rozumiesz?
- Rozumiem – skinął głową, patrząc na mnie czule. – A co z hotelem?
- Jakoś nie chcę Zayn’a o to pytać… za każdym razem gdy zaczynam ten temat kończy się kłótnią.
- Musisz stawić na swoim Clairy, im wcześniej tym lepiej – rzekł.
- Wiem, ale co ja na to poradzę, że unika tego tematu? – spytałam go, podając mu kawę po jej wymieszaniu.
- Bo to jest jego przeszłość. Przez nią zerwaliście i nie chce tego spartaczyć – odparł.
- Niech zacznie mówić mi prawdę. Nie chcę by jego kolejna uległa oblała mnie kwasem albo wkradała się do domu i próbowała zabić – parsknęłam ironicznie śmiechem. – Nie wybieram się jeszcze na tamten świat. Dobrze mi tu.
- Misiaczku pożyjesz jeszcze i będziesz mnie znosiła przez długi czas – poruszał zabawnie brwiami.
- Zajebiście – prychnęłam z udawaną drwiną.
- Twój sarkazm chyba nigdy mi się nie znudzi – zaśmiał się i wziął duży łyk gorącej kofeiny. – Boże, jakie to dobre!
- David to tylko kawa – zaśmiałam się głośno, rozbawiona jego entuzjazmem.
- Najlepsza kawa jaką w życiu piłem! Nawet tak dobrze nie smakuje nasienie…
- Stop! – krzyknęłam przerywając jego wypowiedź. Byłam przyzwyczajonego do jego „wewnętrznego” geja, ale do moich marzeń na należało słuchanie jak smakuje nasienie Bruce’a bądź kogoś innego. Na samą myśl przechodziły mnie dreszcze.
- Opowiedz mi trochę ciekawszych faktów o was Clairy – mruknął, spoglądając na mnie zaciekawiony. – Mów jaki jest w łóżku, chcę to wiedzieć.
- Bruce Ci nie wystarcza? – uniosłam zagadkowo brew.
- Bruce swoją drogę, a ja chyba powinienem żyć w spokoju przez najbliższe lata, że moja kochana dziecina jest dobrze zaspokajana przez Malika! – pisnął cienkim głosem. – Bo nie wybaczyłbym sobie, że taki byczek jak on nie doprowadzi Cię do przynajmniej kilku orgazmów dziennie!
- Robi to, możesz wychillować, mistrzu – puściłam mu oczko, pijąc swoją kawę duszkiem. W kilka minut opróżniłam cały kubek.
- Pewnie jest wielki, co nie? Taki potężny i gorący facet jak on musi być dobrze wyposażony – odparł zawadiacko.
- Jest potężny – parsknęłam śmiechem.
- Gdybym miał cipkę byłbym w niebie – jęknął z aprobatą. Pokręciłam rozbawiona głową. – Ty to masz życie! Spotykasz milionera, w dodatku zajebiście seksownego, który ma porządne pierdolnięcie w łóżku… I skradłaś jego serce, a żadna tego wcześniej nie dokonała! Powinnaś być z siebie dumna!
- Uwierz mi, jestem – powiedziałam szczerze. – Nie wiedziałam, że aż tak się zmieni… Z twardego, nie ugiętego biznesmana zmienił się w słodkiego i uroczego normalnego dwudziestosiedmiolatka.
- Może zawsze taki był, tylko nie miał tego komu pokazywać? – zapytał retorycznie, machając nogami.

Może i był, tego nie wiedziałam. Pragnęłam poznać jego przeszłość, dowiedzieć się jaki był, gdy jeszcze nie wiedział, kim stanie się w teraźniejszości, jaki był jego nieżyjący ojciec… i jak powstał hotel. To wszystko było przede mną.

***

- Pięknie wyglądasz, skarbie – pochwalił mnie jego niski baryton, gdy wszedł do sypialni, w której przygotowywałam się do kolacji u rodziny Zayn’a. Tyle razy była ona przekładana przez moje niefortunne wydarzenia, ale nadszedł dzień, w którym miałam poznać bliżej matkę Zayn’a i Waliyhe, jego siostrę. – Dobrze się czujesz? Wzięłaś leki? – pytał, podchodząc do mnie od tyłu i delikatnie objął mnie w talii. Pachniał miętą i dymem papierosowym. Dawno nie palił… chyba. Przynajmniej tego nie odczułam za specjalnie. – Paliłeś?
- Wyjątkowo tak – odparł, całując mnie w szyję. Przygryzłam dolną wargę i powstrzymałam się od dreszczy, które aż rwały się do tego, by przejść szturmem po moim ciele.
- Dlaczego? – zapytałam, odwracając się do niego twarzą. Zayn zamiast garnituru miał na sobie ciemne, dopasowane spodnie, biały obcisły T-Shirt, który mocno uwydatniał jego umięśnioną klatkę piersiowej oraz ujawniał tatuaże, a na to miał zarzuconą skórzaną kurtkę. Wyglądał gorącą i mega seksownie. Był esencją erotyzmu i podniecenia.
- Ciężki dzień w pracy – odparł obojętnie, lecz w jego oczach zauważyłam wahanie. To mnie zbiło z tropu.
- Na pewno?
- Na pewno – pokiwał głową i cmoknął mnie pojedynczo w usta. – Gotowa?
- Tak – uśmiechnęłam się lekko.
- Wyglądasz na zdenerwowaną – stwierdził, podnosząc prawą rękę na wysokość mojej twarzy i pogłaskał mój zaróżowiony policzek.
- Przejdzie mi – skwitowałam.
- Jeśli nie chcesz jechać…
- Chcę – weszłam mu w zdanie. – Po prostu niepotrzebnie panikuję.
- Nie panikuj – uśmiechnął się lekko. – Moja siostra nie jest aż tak straszna… Chyba.
- Chyba?

***

- Czy to oni mamo?! – usłyszałam dziewczęcy wrzask, gdy tylko przekroczyliśmy z Zayn’em próg mojego/jego Penthouse’u.
- Więc to jest to Twoje chyba – westchnęłam, patrząc na niego rozbawiona.
- Chyba – uśmiechnął się głupkowato.
- Witaj Clairy – znikąd pojawiła się mama Zayn’a ubrana po domowemu : zwykłe białe dopasowane spodnie, luźna brązowa tunika i czarne szpilki. Jak na kobietę po trzydziestce prezentowała się naprawdę dobrze. Była kompletnym przeciwieństwem mojej matki.
- Witam Pani Malik – uśmiechnęłam się szerzej.
- Tricia, na Panią jestem za młoda – zaśmiała się i delikatnie objęła mnie na powitanie. – Jak się czujesz? Zayn mówił nam co się stało… Nigdy nie powiedziałabym, że Carmen zrobiłaby Ci coś tak okropnego!
- Chyba nikt by nie przypuszczał – odparłam puszczając ją i wtuliłam się w bok Zayn’a.
- Na szczęście już jest w miejscu, gdzie powinni być psychole…
- Mamo – przerwał jej ostro Zayn. Spojrzałam na niego. Na jego twarzy była wypisana powaga i dystans. Chłodny Zayn wrócił.
- Spokojnie – szepnęłam do niego i pogłaskałam go po plecach. Nie pomogło.
- Siadajmy do kolacji, nim całe jedzenie wystygnie – odparła Tricia, nie tracąc humoru. Najwyraźniej była przyzwyczajona do takiego zachowania. Może ona wiedziała co za tym stoi?
- Nie wierzę! Clairy Watson jest w tym domu! – gdy tylko weszliśmy do salonu, bo ogromnych schodach zbiegła siostra Zayn’a. Tak jak podejrzewałam : Waliyha była jego bliźniaczką tyle, że o kilka lat młodszą. Miała długie czarne lśniące włosy, ciemną karnację, duże brązowe oczy i pełne wiśniowe usta. Była dosyć wysoka i zgrabna. Tak sobie właśnie wyobrażałam siostrę Zayn’a.
- Hej Wayliha – odparłam, spoglądając na nią z uśmiechem.
- Nawet nie wiesz jak długo czekałam, by w końcu poznać dziewczynę mojego brata! Bałam się, że zostanie gejem i w ogóle…
- Wayliha, przestań – parsknął śmiechem Zayn, biorąc łyk czerwonego wina, którego nalała mu matka do wysokiego kieliszka.
- Wina Clairy? – zapytała.
- Jestem na lekach – powiedziałam cicho.
- No tak! Przepraszam! Mój błąd! – zaśmiała się nerwowo i poszła do kuchni. Dlaczego dzisiaj wszyscy dziwnie się zachowywali? Najpierw David, potem Zayn, teraz Wayliha i Tricia…
- To prawda! Zayn nigdy nie przyprowadzał tutaj dziewczyn… Pewnie były brzydkie i nie interesowały je rodzinne kolacje – odparła ze śmiechem. – Jak się czujesz?
- W porządku, jest dużo lepiej – odparłam.
- To dobrze. Gdy Zayn do nas zadzwonił o mało nie dostałam ataku serca! Polać osobę kwasem? Szczyt bezduszności!
- Nic na to nie poradzę – wzruszyłam ramionami, zerkając na Zayn’a. Wzrok miał utkwiony we mnie. Uśmiechnął się do mnie, gdy nasze spojrzenia się spotkały. – Coś ty taki mało rozmowny?
- Ja? Wydaje Ci się – powiedział i czule mnie pocałował. Zarumieniłam się czując na sobie wzrok Waylihi.
- Pasujecie do siebie tak bardzo! – pisnęła podekscytowana. – Nie wierzę po prostu, że mój brat znalazł kogoś tak ładnego, uzdolnionego i…
- Schlebiasz mi – odezwałam się z Zayn’em w tym samym momencie. Ponownie na siebie spojrzeliśmy i zaśmialiśmy głośno.
- Zbieg okoliczności? – spytał, oblizując językiem dolną wargę.
- Jak zawsze, Panie Malik – mruknęłam, całując go w kącik ust.
- Ile zajęło Ci zaprojektowanie tego Penthouse’u? – odezwała się Wayliha, zwracając na siebie uwagę.
- Z dobre pół roku – odparłam po chwili namysłu. – Chciałam by był idealny pod każdym względem i detalu.
- Jest – szepnął mi na ucho Zayn, nadgryzając jego płatek. Zadrżałam lekko.
- Jest świetny. Za każdym razem gdy przychodzą tu moi lub mamy znajomi wzdychają z zazdrością na jego widok – powiedziała Wayliha, zajadając się sałatką z kurczakiem.
- Miło – uśmiechnęłam się lekko.
- Masz teraz jakieś większe zlecenie? – spytała Tricia, gdy z powrotem wparowała do salonu z kolejną tacą pełną jedzenia.
- Tak, będę zajmowała się budowaniem i projektowaniem wieżowca w Nowym Jorku dla firmy Jackson’a McTyler’a – rzekłam, nakładając sobie małą porcję tej samej sałatki, co miała Waliyha.
- McTyler’a? Dla tego McTyler’a? – zadławiła się jedzeniem siostra Zayn’a.
- A co, to jakiś gwiazda? – parsknęłam.
- Nie, po prostu słyszę codziennie o nim wiele skandali i nie jest ciekawym typem w mediach – odparła, wzruszając ramionami. – Uważaj na niego.
- Spokojnie, nie z takimi sobie radziłam – wywróciłam oczami.
- Poza tym, masz przy sobie takiego tarana jak Zayn, więc nie masz o co się martwić – dodała po chwili, śmiejąc się pod nosem.
- Tak, Zayn mój odwieczny bohater – zadrwiłam.
- A tak nie jest? – zapytał udając, że czuje się urażony.
- Jest, jest – zaśmiałam się, powoli konsumując jedzenie przygotowane przez Tricię. – To jest pyszne – pochwaliłam ją, na co ta szepnęła ciche „dzięki” i ponownie zniknęła w kuchni. Chyba z kimś rozmawiała, bo słyszałam jak prowadzi jakąś konwersację. Maniery nauczyły mnie nie podsłuchiwać, więc wkręciłam w temat kolorów idealnie pasujących do dużych pomieszczeń.
- Mamo, kiedy oni przyjdą!? – krzyknęła Wayliha, lecz po chwili ucichła i spojrzała na mnie zawstydzona.
- Spodziewamy się dzisiaj jeszcze kogoś? – spytałam Zayn’a.
- Chodź ze mną proszę na taras – zmienił temat, wstając od stołu. Podniosłam się z kilku sekundowym opóźnieniem i ujęłam jego dłoń, którą dla mnie wystawił.
- Cieszę się, że Twojej matce i Waylihi podoba się apartament – odparłam, spoglądając na niego kątem oka. Wzrok miał utkwiony na coś daleko przed sobą. Wyglądał tak, jakby myślami był gdzie indziej, a tylko ciałem razem ze mną. – Hej, odbiór! – pomachałam ręką przed jego twarzą.
- Słucham Cię – popatrzył na moją buzię z szelmowskim uśmiechem.
- Dzisiaj wydajesz się jakiś obcy… oddalony ode mnie… - mówiłam, intensywnie zastanawiając się nad tym, co mogło być tego przyczyną.
- Jakieś kolejne podejrzenia? – uniósł rozbawiony jedną brew do góry.
- Może – szepnęłam, przygryzając dolną wargę. Szybkim krokiem pokonaliśmy długi korytarz, aż w końcu wyszliśmy na duży taras, pełen pięknych i kolorowych kwiatów. Tricia zadbała o to, by taras nie był goły i byłam jej za to wdzięczna.
- Wiedz, że cały dzień bardzo zastanawiałem się nad tym, co będzie się działo w następnych dniach… I Twoje podejrzenia mogły być słuszne – odparł, puszczając moją rękę i zostawiając mnie na środku tarasu, gdy on chodził w tą i z powrotem, drapiąc się po brodzie.
- Więc, chcę wyjaśnień – powiedziałam cicho, opatulając się ramionami bo tego wieczoru najcieplej nie było.
- Zacznę od tego, że bardzo Cię kocham Clairy – uśmiechnął się zakłopotany. Również to uczyniłam. – Nigdy nie spotkałem tak wyjątkowej kobiety jak ty i czekałem na Ciebie te pieprzone dwadzieścia siedem lat. Może gdyby nasze drogi skrzyżowały się wcześniej, nigdy nie byłbym tym, czym byłem kilkanaście tygodni temu. Dałaś mi nadzieję na to, by być lepszym człowiekiem, a przede wszystkim… być lepszym dla Ciebie, bo liczysz się tylko ty – Zayn podszedł do mnie, a swoje miodowe spojrzenie utkwił w moich oczach. – Po naszej rozłące zdałem sobie sprawę, że nie mogę bez Ciebie normalnie funkcjonować… To tak jak człowiek potrzebuje tlenu do oddychania, a wody do ukojenia pragnienia. Jesteś moim tlenem, Clairy… Moją wodą… Moim wszystkim.
- Zayn…
- Cśś – pokręcił głową. – Uwielbiam Cię za Twój piękny uśmiech, błyszczące oczy, które swoim blaskiem przyćmiłyby niejedną gwiazdę na niebie… Za Twoje idealne ciało, które mam zaszczyt codziennie widzieć i go dotykać… Jesteś esencją perfekcji, Clarisso Watson… Czasami nachodziły mnie wątpliwości, czy dobrze robię zadając się z Tobą, bo łączyła mnie tylko jedna relacja. Zmieniłaś mnie. Zapragnąłem czegoś więcej i więcej. Zawsze byłem zachłannym człowiekiem, ale to uczucie wzrosło jeśli chodziło o Ciebie. Potrzebowałem Cię każdego, cholernego dnia. Kurwa, w nikim nie byłem taki zadurzony jak właśnie w Tobie. Gdy mnie opuściłaś, strasznie mi Ciebie brakowało. Czułem się tak, jakbym utracił sporą część siebie, a moje serce bez Ciebie umierało z dnia na dzień. Wszystko łączy się w jedną całość, Clairy. Jesteśmy dla siebie stworzeni i chcę by tak było do końca naszych dni – Zayn przerwał swoją mowę, by sięgnąć ręką do tylnej kieszeni spodni, by wyjąć z niego… małe pudełeczko. Moja dłoń powędrowała do ust z zaskoczenia, a oczy zaszły łzami. – Masz już mój naszyjnik, teraz chcę byś przyjęła i to… - jego zwinne palce uniosły wieczko przedmiotu. W materiale tkwił piękny, niewielki pierścionek, który błyszczał w promieniach księżyca.
- Zayn, ty idioto… - parsknęłam śmiechem, jednocześnie zanosząc się szlochem. Zayn uśmiechnął się zawadiacko, chwycił moją wolną rękę i ukląkł na jedno kolano.
- Clarisso Watson, zależy mi na Tobie bardziej, niż na sobie samym i kocham Cię. Pragnę abyś uszczęśliwiła mnie tym cudownym człowiekiem na ziemi i proszę Cię, maleńka… Zostań moją żoną.





2 komentarze:

  1. Boże czy dziś jest dzień dobroci dla czytelników lub coś? ^^
    Nie wierzę nie dość, że tyle rozdziałów pod rząd to jeszcze omfgomfg... *o*
    David i jego gadka o oświadczynach i ogólnie, a potem kolacja z mamą i siostrą Zayna to już postęp w związku i coś poważnego ^^
    Buziak ; ****
    Zayn jakoś tak zachowywał się jakby cały czas nad czymś myślał i właśnie nie wierzę!
    Myślała i końcówka awwwww : *
    Myślałam, że też się popłacze ; >
    Uroczo o ogólnie zaręczyny pełne miłości i uwielbienia do niej ! ; ^
    Jeju idealne, bo powiedział co czuje i ukląkł na kolano! Boże uwielbiam! ; 3
    Pozdrawiam gorąco i czytam następny! ; 3
    Ps. Komentuje wszystko pierwsza! Aaaaa ; >

    OdpowiedzUsuń
  2. o bosz, bosz, bosz!!!!! W takim momencie?! no wstydziłabyś się kochana! <3

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest dla mnie zachętą do dalszej pracy! <3