niedziela, 22 listopada 2015

Book 3 - 12

- Co? – wyszeptałam zaskoczona, nie wiedząc co o tym myśleć. W aucie zapanowała głucha cisza. Dobra część mnie współczuła rodzinie Chachi i jej samej, że doznała tak brutalnego zabójstwa, ale egoistka we mnie mówiła, że dostała śmierć na życzenie. Po jej stylu życia można było się spodziewać, że czym prędzej czy później spotka ją coś podobnego. Lecz nie powiedziałam tego na głos. Dla Zayn’a był to kolejny problem z kolei. Chachi była jego… pracownicą i w pewien sposób też jest za nią odpowiedzialny. – Zayn…
- Nie, Clairy – pokręcił smętnie głową. – Muszę to przetrawić… To jest dla mnie szok. Nie wiem kto ją mógł tak potraktować – odparł, patrząc na mnie pustym wzrokiem. Zayn próbował nie pokazywać, że go to zabolało. Nie chciałam by się przejmował. To nie była jego wina.
- Co jeśli… był to Jackson? – zapytałam go cicho. – Miał powód… W końcu wydała jego plan Tobie – powiedziałam, a Zayn cały się napiął.
- Trzeba go sprawdzić.

***

Do końca drogi Zayn rozmawiał zacięcie z różnymi osobami przez telefon. Mówił bardzo szybko i czasami niezrozumiale. Nigdy nie słyszałam, aby był tak nerwowy. Z biegiem czasu zaczęło mi się udzielać jego zachowanie, a gdy oboje byliśmy nerwowi, zazwyczaj to nie kończyło się dobrze.
- Mógłbyś mi pomóc? – zapytałam Zayn’a z irytacją, próbując ciągnąc za sobą monstrualnych wielkości walizkę. No i była cholernie ciężka. Zayn nie przerywając kolejnej z rzędu rozmowy, wziął ją ode mnie i posyłając mi chłodne spojrzenie, wyprzedził mnie idąc prosto do naszej tymczasowej willi. Mieściła się ona nad samym morzem. Była dosyć niewielka, natomiast bardzo urocza. Zdecydowanie trafiła w mój gust.
- Idiota – szepnęłam pod nosem, wlekąc się za nim. Nie lubiłam go, gdy zachowywał się jak na naburmuszony i nadęty dupek. Miałam wtedy ochotę go zabić.
Nie odzywając się weszłam za nim do willi. W środku było jeszcze piękniej, niż na zewnątrz. Przeważał beż i biel. Uwielbiałam taki zestaw kolorów. Wtedy pomieszczenia wydawały się jeszcze większe i ciepłe. Nawet nie zwracając uwagi na Zayn’a wyszłam na spory taras. Zaopatrzony był w duży szklany stół i bujaną kanapę z wykliny. Gdybym była w lepszym nastroju, byłabym podekscytowana tym wszystkim : przyjazd do LA, nadchodząca gala Oscarów…

A tak podchodziłam do tego już z mniejszym entuzjazmem.

Nie to, że nie byłam osobą współczującą. Chachi była kim była, ale nie zasługiwała na taką śmierć… Lecz nie to nie zmieniało faktu, że jej nienawidziłam. Była w zmowie z Jacksonem, próbowała rozwalić mój związek z Zayn’em, psuła między nami relację, którą wieloma dniami budowaliśmy na nowo po naszym feralnym rozstaniu… Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Dlaczego Zayn bardziej zajmował się tą sprawą, niż mną?

Dlaczego to zabrzmiało tak egoistycznie?

Zdjęłam swoje szpilki, rzuciłam je na drewnianą podłogę tarasu i po tym, jak zeszłam po trzech schodkach, weszłam na ciepły piasek. Mruknęłam z aprobatą i ruszyłam prosto nad wodę obserwując falowanie wody. Pamiętam, że od dziecka mnie to uspokajało. Tym razem też tak było.

~ Zayn’s P.O.V ~

- Ale… jak to? – wyszlochała do telefonu matka Rose, gdy poinformowałem ją o całej sprawie. Chachi nigdy nie utrzymywała z nią bliższego kontaktu po tym, jak dowiedziała się, gdzie jej córka wylądowała. Pamiętałem dzień, w którym zadzwoniła do mnie i się żaliła, jak ona musiała nisko upaść.
Na całe szczęście nie wiedziała, że byłem jej byłem domem i szefem.
- Przykro mi, Pani May, sam jestem w głębokim szoku – odparłem obojętnie. – Kazano mi Panią o tym poinformować.
- Dziękuję Ci za to Zayn, naprawdę – chlipnęła. – Pozwól… że zadzwonię do swojego byłego męża, on też powinien wiedzieć.
- Rozumiem. Do usłyszenia, Pani May – odparłem.
- Na razie Zayn – i się rozłączyła. Pierwszy raz od ponad czterdziestu minut wziąłem głęboki oddech. Nie mogłem pojąć kto mógł zrobić coś takiego Chachi? Poćwiartować jej ciało?
Rozejrzałem się po willi i zdałem sobie sprawę, że nigdzie obok mnie nie było Clairy. Zmarszczyłem brwi w konsternacji.
- Clairy?! – krzyknąłem, lecz odpowiedziała mi głucha cisza. – Clairy? – zostawiłem walizkę w korytarzu i wyszedłem na taras. Na moje szczęście Clairy stała tuż nad morzem i wpatrywała się w błękitną wodę. Wiedziałem dlaczego tam była.

Byłem dla niej zbyt oschły i miałem do siebie o to cholerne pretensje.

Clairy tego nie lubiła i o to najczęściej się kłóciliśmy. Oboje mieliśmy twarde charaktery i każde z nas zawsze musi dodać swoje trzy grosze do tematu. Raz się zgadzamy, raz nie. To była nasza ogromna wada. A ja… nie chciałem się kłócić, zwłaszcza kilka tygodni przed naszym ślubem. Nasze relacje powinny być nienaganne.

A było jak było.

Wolnym krokiem ruszyłem do Clairy. Nie chciałem by teraz była samotna. Wycierpiała już bardzo wiele. Większość jej cierpień była moją winą. Clairy niby mi przebaczyła... ale ja byłem odmiennego zdania.
- Clairy? – moja narzeczona odwróciła głowę w moją stronę. W promieniach słońca wyglądała jeszcze piękniej.
- Pięknie tu jest – powiedziała miękkim głosem, uśmiechając się lekko. Po jej minie widziałem, że była smutna. Kurwa, i to znowu była moja wina.
- Przepraszam Cię za swoje zachowanie… Nie powinienem się tak do Ciebie zwracać – rzekłem, stając obok niej.
- Nic nie szkodzi – odparła, ale ton jej głos mnie nie przekonał.
- Naprawdę przepraszam – objąłem ją ręką w tali i przyciągnąłem do siebie. Wzrok miała utkwiony w mojej klatce. Chwyciłem jej podbródek dwoma palcami i delikatnie uniosłem do góry. – Czasami zachowuję się jak dupek i… nie mogę tego powstrzymać. Nie chciałem Cię urazić.
- Wiem – kiwnęła lekko głową. – Po prostu mam taką myśl… że coś się między nami psuje.
- Psuje?
- Tak… od momentu, gdy ty poszedłeś na obiad z Chachi, a ja z Jacksonem… Coś się dzieje i to mi się nie podoba.
- Tak, to prawda, ale… przetrwamy to – pogłaskałem ją po policzku. – Przeszliśmy przez gorsze rzeczy, a ja nie pozwolę abyś ode mnie ponownie odeszła.
- I vice versa – Clairy wtuliła się we mnie. Schowałem twarz w jej włosach, a dłońmi kurczowo ją do siebie przyciskałem.
- Słyszałem, że pierwszy rok małżeństwa szczególnie daje w kość – powiedziałem, na co Clairy się zaśmiała. Jej śmiech był muzyką dla moich uszu.
- Tak, David mi o tym mówił – odparła i spojrzała na mnie. – I co teraz będzie ze sprawą Chachi?
- Nie wiem, ja nie mam już nic w tej sprawie do gadania – wzruszyłem ramionami. – Musimy ukryć jej zabójstwo, by nie doszło one do mediów. Wtedy byśmy nie mieli życia.
- Poniekąd już go nie mamy – westchnęła. – Chciałabym choć na tydzień mieć spokój od paparazzi i tych złowieszczych spojrzeń w naszą stronę.
- Ja też – zgodziłem się z nią. – Wracajmy do środka, zjemy coś i pójdziemy pozwiedzać.
- Czy to na pewno dobry pomysł?
- Niech paparazzi mają uciechę – uśmiechnąłem się złośliwie.

***

~ Clairy’s P.O.V ~

LA było niesamowite. Podobało mi się wszystko, na co tylko zwróciłam uwagę. Zapomniałam o wydarzeniach sprzed południa i przez całą resztę dnia miałam wyśmienity humor.

Plus – moja miesiączka skończyła się wcześniej niż bym się tego spodziewała. Wszystko od razu stawało się piękniejsze.

Wróciliśmy do domu z Zayn’em późnym wieczorem. Olaliśmy fakt, że Oscary były następnego dnia i od samego rana w naszej willi miało chodzić multum ludzi przygotowujących nas na galę. Poniekąd to były też nasze wakacje. Chcieliśmy odpocząć.

A poprzez odpoczynek rozumiemy tylko jedną czynność.

- Wykąpiemy się? – zapytał mnie Zayn, gdy w ciemności przedostaliśmy się na plażę. Nie było tam żywego ducha. Tylko nasza dwójka.
- Z Tobą chętnie – przygryzłam dolną wargę, wkradając się dłońmi pod jego koszulkę i palcami obrysowywałam kształt jego mięśni jego brzucha. Zayn do mojego miał łatwy dostęp.
- Wiesz, że dzisiaj miałem ochotę skopać dupę temu nadętemu dupkowi, który prosił Cię o zdjęcie? – mruknął Zayn, powoli zdejmując mój luźny T-Shirt i rzucił go na piasek. Jego oczy rozszerzyły się na widok moich piersi odziane w obcisły, czerwony stanik z koronki. – Boże kobieto, ty chcesz mnie zabić.
- A ja miałam ochotę zdzielić po twarzy tę wytapetowaną brunetkę – powiedziałam, podciągając jego koszulkę do góry. Zayn uniósł ręce do góry, ułatwiając mi pozbycie się jej. Mruknęłam z aprobatą na widok jego umięśnionej klatki i tatuaży. Po krótkiej zorientowałam się jednak, że Zayn miał o jeden tatuaż więcej. Co lepsze, z moim imieniem. Otworzyłam ze zdziwienia usta i popatrzyłam na niego. – Kiedy to zrobiłeś?
- Krótko po naszych zaręczynach – odparł, uśmiechając się lekko i za razem szelmowsko. To był diabelnie seksowny uśmiech.
- Dlaczego go nie zauważyłam? – parsknęłam śmiechem, dotykając tatuaż delikatnie.
- Sam jestem tym faktem zaskoczony – powiedział ze śmiechem.
- Dlaczego go zrobiłeś?
- Chciałem – wzruszył ramionami. – Ty masz mój naszyjnik… - Zayn dotknął swój wisiorek, który wisiał na mojej szyi. Nigdy go nie zdejmowałam. Zayn oddał mi go w dzień bankietu u David’a i kilka godzin przed oblaniem mnie kwasem przez Carmen.

Ponieważ oddaję Ci swój tak samo, jak oddałem Ci moje serce - Tak to wtedy ujął.

- To ja też coś Ci powinnam dać – stwierdziłam, przenosząc wzrok na jego miodowe tęczówki. Błyszczały czułością i miłością.
- Mam Ciebie, a to jest najlepsze, co mogło mi się w życiu przydarzyć.
Uśmiechnęłam się szeroko i połączyłam nasze usta w długim pocałunku. Zayn od razu zamienił tą pieszczotę w namiętną i pełną gorąca chwilę. Westchnęłam z rozkoszą, w co również wplątało się stęknięcie. Zayn wziął to za dobry znak i w mgnieniu oka rozpiął moje spodnie, które wylądowały w stercie reszty ubrań. Chwilę później znalazły się tam również jeansy Zayn’a. Po tym jak dłonie Zayn’a wymacały mój tyłek ( co było cholernie przyjemne za marginesem ), jedną ręką odpiął mój stanik, a zębami zsunął ramiączka. Zadrżałam głęboko, gdy złożył soczyste pocałunki na moich piersiach. Jego usta pozostały tam na dłużej, w szczególności w okolicach szyi. Wsadziłam dłonie w jego bokserki, jednocześnie się ich pozbywając. Zauważyłam, że na ustach Zayn’a formuje się złośliwy uśmieszek. Minutę później bo moich czarnych majtkach od Calvina Kleina nie było już śladu.

Przynajmniej tej bielizny mi nie porwał.

Zayn uniósł mnie do góry, a moje nogi machinalnie owinęły się wokół jego bioder. Zayn wszedł do wody, lecz nie na tyle głęboko. On był bardzo wysoki, a ja przypominałam zgreda. Na szczęście mnie trzymał i najwyraźniej nie miał zamiaru puszczać. Nasze usta ponownie zderzyły się w pocałunku, gdy jednocześnie zaczął napierać na moją kobiecość swoją twardniejącą męskością. Jęknęłam, zaciskając palce na jego barkach i przygryzłam jego dolną wargę. Zayn stęknął i wsunął się penisem w mój środek bez najmniejszych oporów. Po moim ciele od razu rozlała się fala gorąca, która z każdym pchnięciem i pocałunkiem była co raz większa. Moje serce biło jak opętane, a mój oddech mu wtórował. Wbijał się we mnie głęboko, co moje ciało przyjmowało z podwójną dawką rozkoszy.
- Zayn… - wyszeptałam drżącym głosem, gdy jego uderzenia zmieniały się : raz było powoli i dokładnie, a potem szybko i dosadnie. Moja frustracja sięgała zenitu. – Szybciej, proszę… - spojrzałam w jego oczy.
- Och maleńka… - Zayn poderwał mnie nagle jeszcze bardziej do góry i wyszedł z powrotem na brzeg, kładąc nasze mokre ciała na wilgotny piasek. Wtedy zaczął wsuwać się we mnie tak, jak tego pragnęłam. Wygięłam się w łuk, ciągnąc jego włosy, a moje biodra bezwiednie wychodziły na przód. Spojrzałam na Zayn’a. Był wyłącznie skupiony na ruchach i patrzeniu się na moją twarz. Wyglądał niesamowicie. Lekko rozchylone usta, włosy w nieładzie, zarost, napięte mięśnie… i ten wzrok! – Jesteś taka piękna – wymruczał, składając czuły pocałunek w moim kąciku ust. – Niewiarygodnie piękna – powtórzył.
- Zayn… - jęknęłam głośno, gdy na moje ciało zaczęło napierać coś mocnego. Moje ciało napięło się i czekało na decydujące pchnięcie Zayn’a.
- Też to czuję, kochanie – stęknął, stykając swoje czoło z moim i przyśpieszył. Westchnęłam głośno, zaciskając się na jego penisie. On wiedział jak doprowadzić mnie do mocnego orgazmu. Od samego początku. – Dojdź dla mnie, Clairy! – krzyknął cicho, wykonując pchnięcie tak głębokie, że to doprowadziło mnie i jego do gigantycznego szczytu. Krzyknęłam przez intensywność przyjemności. Orgazm krążył w moim żyłach przez dobre kilka minut. Otumaniona rozkoszą spojrzałam prosto w jego oczy.
- Nigdy nie powiedziałabym, że będziemy uprawiać seks nad morzem – stwierdziłam. Zayn zaśmiał się ochryple.
- Całe życie przed nami.

~ Jackson’s P.O.V ~

Mdliło mnie na widok tych ich „słodkich” zdjęć w internecie. Te ich szczęśliwe miny powodowały, że miałem ochotę rozwalić ekran swojego laptopa, co zrobiłem kilka sekund później. Czemu Clairy nie mogła pojąć, że byłem dla niej lepszym mężczyzną, niż Malik? Czy była na tyle głupia, aby wierzyć w każde jego słowa lub każdy jego czyn? Ze mną miałaby o wiele lepsze życie. Malik zawsze dostawał tego, co chce. Udowodnił to po raz kolejny.


Więc, czemu nie miałbym zniszczyć tej namiastki szczęścia mojego brata?  


1 komentarz:

  1. Cooo?!
    Jakiego kurna brata?
    O co chodzi? Czy ja czegoś nie zrozumiałam? O.o
    Proszę, to musi być pomyłka xdd Przecież Jackson to porażka :<
    A co do zakochańców to tak mają straszne charaktery, ale się kochają ^^ Czytam dalej, matko ten koleś ma cos z głową ;x

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest dla mnie zachętą do dalszej pracy! <3