niedziela, 22 listopada 2015

Book 3 - 15

Zastygłam w miejscu, powtarzając sobie jego słowa w myślach kilkanaście razy.

Mój ojciec miał wypadek.

Wypadek.

Wypadek.

- Skąd niby wiesz? – zapytałam cicho, patrząc na Zayn’a, który przysłuchiwał się z uwagą naszej rozmowie.
- Byłem za miastem i właśnie wracałem do Londynu i zobaczyłem jego auto… jest całkowicie roztrzaskane – odparł, głośno oddychając. – Jest tu jakaś kobieta z rudymi włosami i krzyczy jak opętana…
-  Zostań tam, niedługo będę – powiedziałam szybko, rozłączając się. Gdy chciałam wstać ręka Zayn’a mnie w tym powstrzymała.
- Chyba nie myślisz, że tam pojedziesz? – zapytał oschle.
- Zayn, mój ojciec mógł mieć wypadek! – niemal krzyknęłam, wyszarpując rękę z jego mocnego uścisku i wyszłam spod kołdry.
- Clairy, Jackson jest szukany…
- Gówno mnie to obchodzi, mój ojciec może nie żyć! – przerwałam mu ostro, zakładając na siebie wczorajsze ubrania w postaci spodni i sportowej bluzy oraz trampek.
- A jeśli on Cię chce po prostu zwabić!? – wrzasnął Zayn, wstając i podchodząc do mnie z poważną miną. – Co jeśli to jakieś kłamstwo, aby tylko zrobić Ci krzywdę?!
- Dlaczego miałby kłamać?
- Dlaczego miałby mówić prawdę? – odpowiedział pytaniem.
- Zayn…
- Jadę z Tobą – powiedział stanowczo.
- Nie, wątpię byś był mile widziany w domu mojego ojca, zostań tu – odparłam szybko, chowając telefon do przedniej kieszeni spodni.
- Nie puszczę Cię samej – fuknął.
- Zadzwonię gdy będę na miejscu – odparłam stając na palcach i musnęłam jego wargi swoimi. – Kocham Cię.
- Clairy…
- Nic mi nie będzie, Zayn – powiedziawszy to niemal wybiegłam z pokoju. Scarleth oczywiście głośno szczekając zbiegła za mną, przez co omal nie spadłam ze schodów.
- Clairy! – usłyszałam głośny krzyk Zayn’a, ale już nie zwróciłam na niego uwagi. Chwyciłam kluczyki od swojego Astona Martina i wybiegłam z willi. Z trudem otworzyłam auto przez drżące ręce z mocno bijącym sercem wsiadłam do środka. Odpaliłam samochód i z piskiem opon odjechałam spod posesji.

Ledwo mogłam skupić się na prowadzeniu auta. Co chwilę mój telefon dzwonił i wiedziałam, że był to Zayn. Nigdy nie umiał się dostosować się do mojej prośby.

Upierdliwy narzeczony.

Po niecałych piętnastu minutach jechania przez centrum Londynu, pokierowałam się do domu mojego ojca. Niemal zapomniałam o jego istnieniu. Przez jego ciągłe kłótnie o to, że Zayn nie był dla mnie odpowiednim kandydatem na męża denerwowały mnie. Patrzył na tego Zayn’a z przeszłości i nie rozumiał, że ludzie się zmieniają.

A jednak cud się zdarzył.

Z uwagą obserwowałam drogę. Chciałam jak najszybciej dostać się do mojego ojca, lecz wypadek nie należał do mojej listy życzeń.

Co jeśli Zayn mówi prawdę? 

Tajemniczy głos w mojej głowie sprowadził mnie na ziemię. Fakt pierwszy, Jackson był poszukiwany przez policję. Fakt drugi, on mógł zabić Chachi przez to, że wydała ich tajemnicę Zayn’owi. Fakt trzeci, Jackson od początku przyczepił się do mnie jak rzep do psiego ogona i nie mógł sobie mnie odpuścić. Więc może ta historia z ojcem była… ustawiona?

Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam szybko numer do swojego ojca. Słuchając sygnałów modliłam się aby to wszystko okazało się kłamstwem.
- Clairy? – zapytał ochrypły głos, a mi spadł ogromny ciężar z serca.
- Tato? Wszystko z Tobą w porządku? – pytałam szybko.
- Tak, ale czemu dzwonisz z tym pytaniem po trzeciej w nocy? – parsknął śmiechem. Czy my właśnie rozmawialiśmy jak dawniej?
- Bo ja… - przerwałam, bo wtedy zdałam sobie sprawę z tego co zrobił Jackson.

Oszukał mnie.

Chciał mnie do siebie w jakiś sposób zwabić.

I cholera jasna, udało mu się.

- Clarisso? Co się dzieje? – zapytał zaniepokojony tata. – Czy to Zayn…?
- Nie, nie, nic z tych rzeczy – odparłam, rozglądając się po otoczeniu, w którym byłam. – Ja… totalnie się pogubiłam…
- Clairy, wytłumacz mi natychmiast co się dzieje!
- Jesteś w domu?
- Tak.
- Będę za niecałe dziesięć minut – rzekłam i rozłączyłam się. Rzuciłam telefon na siedzenie obok i głęboko odetchnęłam. – Kurwa! – warknęłam, uderzając w kierownicę.

Jackson był psycholem, tak samo jak Carmen. On był chory.

Raptownie usłyszałam głośny dźwięk samochodowego klaksonu. Spojrzałam w tamtą stronę, ale było już za późno.

Trzask.

Wirowanie.

Ból.

Ogromny ból.

Ciemność.

I nic więcej.

~ Jackson’s P.O.V ~

Oszołomiony wszystkim co się stało, obolały i totalnie poturbowany wysiadłem z resztek mojego auta. Ledwo trzymałem się na nogach przez szargające mną emocje. Spojrzałem w kierunku roztrzaskanego Astona Martina, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Z daleka widziałem nieprzytomną Clairy, a z jej twarzy sączyła się krew. Dowiodłem swego.

I byłem z siebie dumny.

~ Zayn’s P.O.V ~

- Obiecała, że zadzwoni David – powiedziałem podenerwowany do chłopaka, który przyjechał od razu po tym, jak wyjaśniłem mu całą sytuację. – Obiecała.
- Spokojnie, Malik, Clairy wie co robi… Zazwyczaj – odparł głaszcząc po głowie szczekającą Scarleth. Czy psy mogły wyczuć niebezpieczeństwo?
- Nawet nie dała sobie nic powiedzieć… nie mogłem jej przetłumaczyć, że mógł ją oszukać.
- Na pewno to zrobił – rzekł David. – Widziałem się z jej ojcem wczoraj w restauracji.
- Ja pierdole! – wrzasnąłem, uderzając w ścianę. – Jeśli ten zajebany kutas coś jej zrobił…
W tym samym momencie mój telefon zadzwonił. Chwyciłem go i poczułem rozczarowanie, że nie była to Clairy i zaskoczenie, że dobijała się do mnie najmniej lubiana mi osoba.
- Steve? – odparłem formalnie.
- Przyjedź do naszego domu, Malik – powiedział łamiącym się głosem. To mnie zbiło z tropu.
- Czy coś…
- Clairy miała wypadek.

***

- Gdzie jest Clairy?! – wydarłem się, wybiegając z auta i podszedłem do ojca Clairy i matki Carmen. – Gdzie ona jest? – spytałem ponownie, gdy nie uzyskałem odpowiedzi. Steve wskazał głową na karetkę. Ciało Clairy leżało na noszach. Była cała we krwi i poprzyczepiana do różnych urządzeń. Zadrżałem i podszedłem do ratowników. – Clairy? – zaszlochałem, patrząc na jej nieprzytomną i obitą twarz. Wyglądała okropnie.
- Pan Malik? – zapytał jeden z mężczyzn, który zajmował się Clairy. Skinąłem szybko głową.
- Co tu się stało? – zapytałem słabo.
- Pani Watson miała poważny wypadek. Ktoś wjechał w jej auto, w efekcie czego dachowało przez dobre dziesięć metrów. Tylko tyle wiem.
- Co z nią? – ponownie zapytałem, głaszcząc zimną dłoń Clairy.
- Nie wygląda dobrze… Będzie Pan musiał zapytać o wszystko lekarza w szpitalu – powiedział.
- Do którego mam się udać?
- Do Świętego Tomasza – rzekł.
- Przepraszam, ale musimy już jechać – oznajmił drugi z ratowników, wsadzając nosze do środka karetki.
- Zayn… - usłyszałem za sobą głos Davida. Spojrzałem roztrzęsiony w jego stronę. Wtedy zobaczyłem go.

Jackson’a trzymanego przez policjantów.

- Ty skurwielu! – wrzasnąłem, biegnąc w jego stronę. Na jego twarzy widniał zawadiacki uśmiech.
- Panie Malik, spokojnie! – przed pobiciem tego sukinsyna powstrzymała mnie dwójka policjantów. – Już go mamy…
- On chciał zabić moją narzeczoną! – krzyknąłem. – A ty co się uśmiechasz?! – warknąłem w jego stronę. Z jego ust nie schodził głupi uśmieszek. – Myślisz, że to tak zostawię?! Zabiłeś Emily, potem Chachi, a teraz Clairy?
- Gdybyś był mądry kutasie, ochroniłbyś Clairy przede mną, braciszku – powiedział, mierząc mnie wzrokiem. Zamarłem.
- Że co?
- Chciałem byś tak samo cierpiał jak moja matka, gdy Twój pierdolony ojciec wypieprzył ją i zaciążył, a potem zostawił samą! – podniósł głos, a we mnie aż się gotowało, by rozwalić mu twarz. – Clairy była idealnym celem.
- Celem?! Ona może tego nie przeżyć, chory pojebie! – już się nie kontrolowałem. Złość władała mną i nie mogłem jej opanować.
- I co z tego? Jak nie ta, to kolejna, czyż nie? – zaśmiał się szyderczo. – Ty tak właśnie robisz… dajesz głupie nadzieje, a… ona miałaby ze mną niebo. Nie zasługujesz na nią!
- Jeśli ona tego nie przeżyje, znajdę Cię McTyler i pożałujesz – warknąłem, spluwając. – Pożałujesz za zabicie Emily, Chachi i to, że w ogóle zbliżyłeś się do Clairy. Zniszczę Cię Mctyler i nigdy nie wyjdziesz z pierdla.
- Jedźmy do szpitala, Zayn – poczułem rękę David’a na swoim ramieniu. – Ona Cię teraz potrzebuje.
- Ona potrzebuje wyłącznie mnie! – krzyknął Jackson wyrywając się policjantom, lecz trzymali go w żelaznym uścisku.
- Zamknij już swój pusty, zakuty łeb nim poczujesz na sobie złość geja – syknął w jego stronę David, odciągając mnie od McTylera i policjantów. – On jest Twoim…
- Nie obchodzi mnie to w tej chwili, muszę jechać do Clairy – warknąłem.

***

- Doktorze Jenks, co się dzieje z Clairy? – zapytałem go, gdy w końcu po trzech godzinach badań opuścił pokój, w którym leżała Clairy.
- Witam Cię ponownie Zayn… - westchnął lekarz, a ja już wiedziałem, że coś jest nie tak. – Clairy doznała kilka poważnych obrażeń wewnętrznych, wstrząs mózgu, ma złamane trzy żebra… oprócz tego straciła wiele krwi i raz ratownicy ją reanimowali w drodze do szpitala.
- Jest przytomna?
- Właśnie w tym problem… Clairy jest w śpiączce – oświadczył. Zachłysnąłem się powietrzem i zaskoczony usiadłem na krześle. – Wszystko w porządku, Zayn?
- Tak, nie… nie wiem – wzruszyłem ramionami. – Wiadomo, kiedy się obudzi?
- To już zależy wyłącznie od niej – powiedział. Schowałem twarz w swoich dłoniach. – Będzie z nią dobrze, Zayn, to silna kobieta – poklepał mnie po plecach, w jakiś sposób próbując podnieść mnie na duchu. – Z pewnością Clairy spędzi tutaj najbliższy tydzień, zobaczymy jak będzie się czuła – rzekł. – No i jeśli się oczywiście wybudzi.
- Za dwa tygodnie mieliśmy się pobrać… ja nie przeżyję tego, jeśli…
- Hej, moja rola jest taka, aby trzymać ją przy życiu, tak? Clairy przeżyje i nie ma innego wyjścia – odparł ze słabym uśmiechem. – Wyglądasz na zmęczonego.
- Bo jestem – mruknąłem.
- Może wrócisz do domu i…
- Nie, chcę być przy niej – przerwałem mu.
- Jak chcesz – wzruszył ramionami. – Możesz do niej wejść, powiadomię pielęgniarki o Twojej obecności.
- Dzięki – odparłem i wstałem z krzesła.
- Gdyby coś się działo, masz wołać mnie od razu – skinąłem głową i poszedłem do Clairy. Niepewnie otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.

Widok nieprzytomnej Clairy mnie załamał. Ostatnim razem wiedziałem, że się obudzi, ale teraz…

Nie byłem tego już taki pewny.

W pomieszczeniu było słychać pikanie różnych sprzętów i jej prawie ciche oddychanie. Jej klatka prawie się nie podnosiła. Wziąłem krzesło z kąta i usiadłem tuż obok jej łóżka. Chwyciłem delikatnie jej bladą dłoń, uważając na różne igły w nią wbite.
- Znowu tu jesteśmy, skarbie – szepnąłem. Nie otrzymałem odpowiedzi. Jej oczy były zamknięte. Bardzo pragnąłem zobaczyć jej piękne oczy. – Nie poddawaj się kochanie… - mruknąłem. – Nie możesz nas wszystkich opuścić… Musisz do mnie wrócić, nawet nie wiesz jak jesteś mi potrzebna – uniosłem drugą rękę i musnąłem dłonią jej siny policzek. – Dałbym wszystko aby być teraz na Twoim miejscu i cierpieć za Ciebie – odparłem. Obraz przede mną zaczął się zamazywać. Kurwa, ja nigdy nie płaczę. To nie było w moim stylu. Nie mogłem pokazywać słabości.

Ale to Clairy przywróciła moje uczucia.


- Ale po prostu do mnie wróć, maleńka, tylko o to proszę. 


1 komentarz:

  1. A to pojeb... Wiedziałam, że coś jej zrobi, ale aż tak?! I to jest chory psychol po prostu jeszcze chciał być przy niej?! Ja jebie współczuje Zaynowi tego, ze ma takiego brata?! To już porażka życiowa
    No kurde, ale nabrała się na taką akcję z ojcem? J abym zadzwoniła od razu do taty i się upewniła, a potem jechała ;/ Matko jakby Malik z nią jechał to jeszcze gorzej by się pewnie skończyło : <
    Ona nie może umrzeć ; c Musi się obudzić, bo Zayn płacze. On się popłakał i tak cholernie mi jest smutno z tego powodu ; cc

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest dla mnie zachętą do dalszej pracy! <3