~ Zayn’s P.O.V ~
Od dwóch dni stan Clairy się nie poprawił. Nadal była
nieprzytomna i nie okazywała żadnych oznak życia. Zdradzało to jedynie ciche
pikanie.
Czułem się tak, jak
kiedyś. Osamotniony i… jeszcze bardziej osamotniony.
Za każdym razem gdy wychodziłem z biura i szedłem prosto do
Clairy, miałem nadzieję, że się obudziła, lecz od feralnego dnia wypadku nic
się nie zmieniło. Chciałem przy niej być i uczestniczyć w momencie, gdy się
obudzi.
Gdzie była moja Clairy? Jak się teraz czuła? Słyszała mnie,
gdy do niej mówiłem? Tak bardzo nie chciałem, aby cierpiała. Dlaczego to nie
mogło spotkać mnie? Zrobiłbym wszystko, aby nie czuła bólu ponownie.
- Wyniki Clairy są o niebo lepsze, niż na samym początku,
Zayn, będzie zdrów jak ryba – pocieszył mnie David, gdy przyszedł do szpitala
późnym południem.
- Myślisz, że się wybudzi w tym tygodniu? – zapytałem go,
nie spuszczając wzroku z twarzy Clairy.
- Musi, za tydzień ma ślub – parsknął śmiechem. – I ona
doskonale o tym wie.
- Nawet nie wiesz jak chciałbym, aby się w końcu obudziła –
mruknąłem. – Chcę zobaczyć jej piękny uśmiech, te błyszczące radością oczy…
- Nie tylko ty – westchnął David. – To mój kochany
misiaczek, bez niej nie mogę normalnie żyć.
- To jest nas już dwoje – odparłem cicho.
- Zayn? – odwróciłem głowę w stronę Doktora Jenks’a. –
Możemy porozmawiać?
- Znowu paparazzi?
- Nie, tym razem to coś dotyczącego Clairy – odparł. Wstałem
z niewygodnego stołka i po cmoknięciu ją w czoło opuściłem salę. – Zacznę od
tego, że jeśli wyniki będą tak dobre jak do tej pory, postaramy się wybudzić
Clairy już jutro.
- To świetnie – uśmiechnąłem się lekko.
- Ale jest też jedna sprawa – Doktor Jenks wyjął stosik
kartek połączonych zszywką. – Podczas, gdy Pana nie było przeprowadziliśmy USG
jamy brzusznej by sprawdzić, czy przypadkiem nie doszło do obrażeń
wewnętrznych…
- I co w związku z tym? – spytałem zdezorientowany.
- Że badanie wykryło ciążę.
Zamarłem. Wziąłem głęboki wdech i spojrzałem poważnie na
lekarza.
- Na pewno? – spytałem szeptem, oszołomiony jego słowami.
Moje serce waliło jak młotem.
- Tak, po ostatniej sytuacji, która miała miejsce sam to
osobiście sprawdziłem , jest to dopiero początek pierwszego miesiąca. Mało co widać, lecz zmiany są zauważalne –
powiedział. – Gratulacje, Zayn – poklepał mnie po ramieniu. – Na pewno będziesz
dobrym ojcem.
- Jakim cudem dziecko przeżyło wypadek?
- Sam jestem tym wielce zaskoczony, ale jednak cuda się
zdarzają – uśmiechnął się. – Przekażesz to Clairy, gdy się obudzi, czy ja mam
to zrobić?
- Poradzę sobie – mruknąłem. – Muszę… iść się dotlenić –
niemal wystękałem, a Jenks się zaśmiał.
- Szok, co nie? – kiwnąłem głową. – Miałem tak samo, gdy
żona poinformowała mnie, że będziemy mieć trojaczki.
- Niech mnie Doktor nie straszy – odparłem, idąc szybkim
krokiem wzdłuż korytarza, kierując się do wyjścia ze szpitala.
Cholera, będę ojcem. Dlaczego to tak dziwnie brzmi? Tak…
nierealnie? Nigdy nie myślałem, że będę miał dziewczynę, a co dopiero, że wyjdę
za mąż za tydzień i za dziewięć miesięcy zostanę ojcem! Owszem, chciałem
dziecko… ale w dalekiej przyszłości! Może i miałem dwadzieścia siedem lat i
przyszedł na to czas, ale… nie wiedziałem, czy jestem gotowy. Chciałem pokazać
Clairy wszystko, co by pragnęła zobaczyć. Teraz dołączy do nas… maluch. Będzie
naszym maleństwem. Moim i Clairy…
- Kto by powiedział, że taka szuja jak ja zostanie ojcem? –
burknąłem, zapalając papierosa.
***
Było grubo po jedenastej wieczorem, a ja nadal byłem przy
Clairy. Z minuty na minutę co raz bardziej byłem świadom myśli, że zostanę
tatą. Lecz chciałem się tym faktem cieszyć razem z Clairy. W myślach już
widziałem jej uśmiech i dzięki temu obrazowi również nie mogłem powstrzymać
swojej radości.
Lecz czekałem, aż ona
się obudzi.
- Leżysz sobie tak już prawie trzy dni, wiesz? – odparłem
cicho. – Pewnie będziesz miała dosyć snu przez najbliższe kilkanaście dni –
parsknąłem śmiechem. – Brakuje mi Ciebie, skarbie… Twojego głosu, Twojego
uśmiechu, oczu, które pokochałem od naszego pierwszego spotkania… Gdzie ty
jesteś, Clairy? Wszyscy się o Ciebie martwią… David, moja mama, Wayliha, nawet
Steve – przez chwilę zapadła w Sali cisza. – Wiesz, że byłem w kaplicy? –
odezwałem się ponownie. Wszyscy inni mogli mnie wziąć za wariata, że gadałem do
nieprzytomnej osoby, ale… tak było mi po prostu łatwiej uporać się z moimi
myślami. – Jest ona na parterze i odwiedziłem ją dzisiaj rano… Czułem się
naprawdę nieswojo. Rzadko bywałem w kościele, bo cholernie nienawidzę tego
miejsca. Moja babcia Morticia, gdy byłem jeszcze dzieckiem, zabierała mnie do
niego co tydzień siłą, a gdy nie chciałem iść, przekupywała mnie lizakami lub
Skittlesami– zaśmiałem się. – Whatever… Obudź się Clairy… Nie wiem czy mnie
teraz słyszysz, ale gdybyś dała mi jakikolwiek znak, że tu jesteś ze mną,
naprawdę byłbym szczęśliwy. Nawet nie wiesz jak za Tobą tęsknię, maleńka –
mruknąłem słabym głosem. – Jasna cholera, jestem takim mięczakiem –
zaszlochałem, ale w moim głosie pobrzmiewała irytacja. – Chciałbym z powrotem
trzymać Cię w moich ramionach i nigdy nie puszczać. Miałaś być moja na zawsze,
pamiętasz? Mam nadzieję, bo nie mógłbym żyć na tym świecie bez Ciebie –
szepnąłem. – Dzień, w który Cię poznałem, był najlepszy jaki do tej pory
przeżyłem… No, może oprócz wieczoru, gdy zgodziłaś się za mnie wyjść. Gdybyś
umarła… nigdy bym sobie nie wybaczył, że nie pojechałem wtedy za Tobą, może nie
doszłoby do tego pieprzonego wypadku – warknąłem, głaszcząc jej bladą i kruchą
dłoń swoją. – Kocham Cię i nie zostawiaj mnie tutaj samego… Nie poradzę sobie
bez Ciebie – zapłakałem, kładąc głowę na połowie jej brzucha, kompletnie się
załamując.
Nigdy wcześniej nie
byłem tak słaby.
***
Następny dzień zapowiadał się identycznie jak dwa poprzednie
: zostawienie Clairy samej w szpitalu, praca w biurze i powrót do mojej
narzeczonej. Musiałem nadrobić wszelakie zaległości w pracy, gdyż i tak
ostatnimi czasy zaniedbałem swoje obowiązki. Przeglądanie tych wszystkich
papierów choć na chwilę pomagało mi oderwać się od rzeczywistości i skupić się
na czymś zupełnie innym.
- Jak się ona czuje, Zayn? – zapytała z troską moja matka,
dzwoniąc do mnie w samo południe.
- Wyniki niby są dobre, lecz bez zmian – odparłem
bezpłciowo.
- Dobrze się czujesz, kochanie? Mam do Ciebie przyjechać z
Waylihą?
- Nie, nic mi nie jest – zaśmiałem się sztucznie. – Mam
strasznie dużo papierkowej roboty w biurze i Clairy w szpitalu… To jest totalne
szaleństwo – stwierdziłem na końcu.
- To prawda – zgodziła się ze mną. – Gdyby coś się działo,
daj mi natychmiast znać.
- Dam – rzekłem.
- Masz pozdrowienia od Waylihi – odparła miękko mama.
- Ucałuj ją ode mnie – powiedziałem.
- Kocham Cię, synku – mruknęła.
- Ja Ciebie też, mamo – szepnąłem, rozłączając się.
Odłożyłem telefon na biurko i wypuściłem nadmiar powietrza z ust. Byłem
cholernie zmęczony, cholernie zdesperowany i cholernie chciałem być w tej
chwili przy Clairy.
Raptownie ktoś zapukał w drzwi i głowa Rachel wyjrzała za
nich.
- Panie Malik? – usłyszałem głos swojej asystentki. – W holu
czeka na Pana Steve Watson. Domaga się z Panem pilnej rozmowy/
- Wpuść go – rzuciłem obojętnie. Rachel skinęła głową i
otworzyła szerzej drzwi, zza których pojawił się ojciec Clairy.
- Dziękuję – odparł do Rachel, a ta zamknęła za sobą drzwi.
- Co Cię do mnie sprowadza, Steve? – zapytałem formalnie.
- Wiadomo coś już konkretnego o stanie Clairy?
- Nie, na razie jest tak samo – powiedziałem. – Coś jeszcze?
Mam pełno roboty,
- Chyba powinniśmy porozmawiać, prawda?
- O czym? Że jestem najgorszym wyborem Twojej córki, Steve?
– zaszydziłem.
- Wiesz, że się o nią troszczę i chcę dla niej wszystkiego,
co najlepsze – odparł.
- To dlaczego się do niej nie odzywałeś? Nawet nie wiesz ile
ona o Tobie myślała, a ty zostawiłeś ją samą – fuknąłem.
- A co miałem zrobić?
- Zachować się jak chłop z jajami i z nią normalnie
porozmawiać, jesteś w końcu jej ojcem – wywróciłem oczami. – Niby to ja jestem
ten zły, ale Ciebie to chyba nie da się przebić, co nie Steve- Popełniłem błąd
i chciałbym go teraz naprawić – odparł ze słyszalną skruchą. – Clairy… jest
moją jedyną córką… moją małą Clairy… Nie mogłem od tak oddać ją w ręce takiego
typa jak ty.
- Wiesz, ludzie się zmieniają, Watson, ale ty chyba tego nie
rozumiesz – powiedziałem z dezaprobatą. – Kocham Twoją córkę, zmieniłem się dla
niej, zrobiłbym wszystko, by teraz leżeć na jej miejscu, a ty zabraniasz być
jej szczęśliwą?
- Wcześniej tego nie rozumiałem – rzekł. – Długo borykałem
się z myślą, że mam ją oddać w Twoje ręce. Nie mogłem przetrawić tego kim byłeś
Malik i nadal nie mogę, ale… Jeśli Clairy pragnie być z Tobą, to ja nie mam
innego wyboru, niż przychylić się do jej decyzji.
- Czyżby? A to, że chciałeś ją wykorzystać do zniszczenia
mnie? Gdzie ty byłeś, gdy Clairy najbardziej Cię potrzebowała? Ach no tak,
pieprzyłeś matkę Carmen i ją również w to wszystko wplątałeś.
- Carmen to jest zupełnie inna historia, Zayn… Przyszedłem
tutaj po to, aby Ci dać Ci moje błogosławieństwo – rzekł. Zamurowało mnie. Na
dobre kilka chwil zabrakło mi słów.
- Błogosławieństwo?
- Według tradycji to pierw powinieneś zapytać mnie o zgodę,
ale ty nigdy nic nie robisz według poleceń, więc… Dbaj o moją córkę, Malik i
nie pozwól by mojej małej córeczce stała się krzywda.
- Robię to cały czas – powiedziałem.
- Trzymam Cię za słowo – odparł. – Gdyby się obudziła…
zadzwoń lub powiedz Davidowi, aby poinformował mnie. Też chciałbym z nią
porozmawiać.
- W porządku – rzekłem. – Przepraszam, ale musisz już wyjść.
- Do zobaczenia, Malik – pożegnał się, rzucając mi poważne
spojrzenie i opuścił mój gabinet.
- Co mnie dzisiaj jeszcze kurwa spotka? – westchnąłem.
***
Przyjechałem do szpitala około trzeciej. W Sali zastałem
trzy pielęgniarki i Doktora Jenks’a, którzy stali nad Clairy, a kobiety
majstrowały coś przy sprzętach.
- Co się dzieje? – zapytałem zaniepokojony Jenks’a.
- Nic, po prostu odłączamy ją od kilku zbędnych rzeczy i
powoli próbujemy wybudzać ją ze śpiączki – uśmiechnął się do mnie. – Jej wyniki
są dzisiaj zdecydowanie najlepsze odkąd tutaj trafiła. Walczy dziewczyna.
- Ma dla kogo – mruknąłem.
- Już oswoiłeś się z myślą o ojcostwie? – kiwnąłem głową. -
Zobaczysz, to nie wygląda tak źle, jak to wszyscy opisują.
- Mam taką nadzieję – westchnąłem. – Jaka jest pewność, że
dzisiaj się wybudzi?
- To zależy od niej, nie ode mnie, Zayn. Jej organizm
porządnie ucierpiał w wypadku, to cud, że żyje – odparł. – I jeszcze fakt, że
nie poroniła. Clairy ma naprawdę duże szczęście.
- Da radę pójść za tydzień do ołtarza?
- Da radę – powiedział pewnie. – Dzisiaj nie będzie mnie na
dyżurze nocnym, więc gdyby coś się działo, będą pielęgniarki z oddziału.
- W porządku – kiwnąłem głową.
- No, a teraz zostaje nam tylko czekać – rzekł.
***
Było grubo po północ, a Clairy nadal się nie wybudziła.
Chwilami dostawałem paranoi, że się poruszyła lub coś wyszeptała. Nie zmrużyłem
oka nawet na chwilę. Czekałem aż moja ukochana nareszcie otworzy swoje oczy.
- Maleńka, odpoczywasz chyba zbyt długo – odparłem cicho. –
Nigdy nie sądziłem, że zatęsknię za Twoim gadaniem, bez Ciebie jest tutaj tak…
dziwnie – nie otrzymałem żadnej reakcji. To było mega dołujące. – Kochanie,
czas wrócić do mnie i reszty, potrzebujemy Cię tutaj – mruknąłem, kładąc głowę
na miękkiej kołdrze. Gdy poczułem jej dotyk, od razu zachciało mi się spać. Od
dnia wypadku nie mogłem normalnie spać. – Och Clairy – westchnąłem, zamykając
oczy.
Niemal od razu płytki sen mną zawładnął. Byłem wyczerpany.
Słyszałem wszystko : rozmowy pielęgniarek, szuranie,
chodzenie klimatyzacji, pikanie… Wszystko, oprócz głosu mojej Clairy. Kciukiem
kreśliłem małe kółka na zewnętrznej stronie jej prawej dłoni. Robiłem to z
myślą, że to pomoże.
Gówno prawda.
Nuciłem pod nosem jakąś bezsensowną melodię, gdy raptem
poczułem delikatne muśnięcie na swojej dłoni. Zastygłem w miejscu i spojrzałem
na Clairy. Przyglądała mi się z lekkim uśmiechem i łzami w oczach. Czy ja kurwa
śniłem?
- Zayn – wychlipała cicho. Jej głos był zachrypnięty.
- Mój Boże, Clairy.
Tyle cudów w jednym rozdziale ^^
OdpowiedzUsuńSteve chyba się pogodzi z Malikiem i CLari coś tak czuje xd
Aaaaa! Obudziła się! Na reszcie! ^^
Matko czekałam na to : ))
I teraz będą szczęśliwi z dzidziusiem xx