niedziela, 7 czerwca 2015

Book2 - 14

- Pierwszy dzień w pracy huh? Jakie to ekscytujące! Pracować w firmie Malika! To obłęd!
David trajkotał tak przez całą drogę do biurowca Zayn’a, do którego jechałam swoim autem wraz z tym podnieconym debilem. Zayn zakazał mi przez całe trzy dni ruszania się z łóżka, dopóki nie będę w pełni sprawa, aż w końcu nadszedł dzień mojego powrotu do pracy.

Chodź nie wiedziałam czy pieprzenie się z własnym szefem mogłam nazwać pracą.

I przede wszystkim nie byłam gotowa psychicznie po minionych zdarzeniach. Swojego ojca… już nie mogłam nazwać ojcem. Oni się tak nie zachowywali i nie nazywali własnych córek dziwkami. Tylko były to tępe chuje, którzy patrzyli wyłącznie na swój dobytek.
- Steve się odzywał? – zapytał mnie David, patrząc z ukosa na moją reakcję. Pokręciłam przeczącą głową i mocniej zacisnęłam dłonie na kierownicy. – Żałuj, że go nie widziałaś następnego dnia w pracy. Odesłał połowę personelu do domu i tyle samo zwolnił. Był wkurwiony.
- I dobrze – prychnęłam, skręcając na skrzyżowaniu i wjechałam na strzeżony parking Zayn’a, parkując na miejscu, oznaczonym swoim nazwiskiem na tabliczce wbitej w świeżo skoszony trawnik, tuż obok tabliczki Zayn’a.       
- Jaką fuchę zgarnęłaś? – David zmienił temat widząc, że rozmawianie o moim ojcu było nie na miejscu.
- Prywatna asystentka Zayn’a – spojrzałam na niego rozbawiona. David zaśmiał się głośno.
- Nie powiem, spodziewałem się tego!
- Och przestań – wywróciłam oczami, wyłączając auto z biegu i po zabraniu swoich rzeczy, wysiedliśmy z auta. – Chodźmy jeszcze po kawę. To będzie długi, męczący i…
- Pełen orgazmów dzień, czyż nie? – David poruszał zabawnie brwiami, szczypiąc mnie w tyłek. Odskoczyłam od niego, chichotając głośno.
- A wal się, David! – pokazałam mu środkowy palec i pokierowałam się szybkim krokiem do Starbucks’a po drugiej stronie ulicy.

***
- Proszę! – usłyszałam głośny baryton Zayn’a, gdy cicho zapukałam w wielkie mahoniowe drzwi dwadzieścia minut później. David mnie wyprzedził i otworzył drzwi, przepuszczając moją osobę.
- Co za gentleman – skomentowałam zgrabnie wchodząc do ogromnego pomieszczenia, które miało być od dnia dzisiejszego i moim miejscem pracy.
Zayn jak zwykle siedział cały olśniewający za biurkiem stukając co chwilę coś w swoim srebrnym laptopie Apple i sprawdzając komórkę. Był bardzo zajęty. Ale nadal cholernie pociągający i gorący.

Więc, może uniknę perwersyjnego bzykanka w biurze.

Podniósł wzrok i na nasz widok uśmiechnął się szelmowsko, zamykając laptop.
- Dzień Dobry Panie Stiller – przywitał się z nim formalnie Zayn, wymieniając mocny uścisk dłoni. – Hej maleńka – zwrócił się do mnie, całując krótko.
- To dla Ciebie – wręczyłam mu jego ulubioną kawę. – Pomyślałam, że będziesz chciał trochę kofeiny.
- Dziękuję – musnął ustami moje czoło. – Poczekaj tutaj, oprowadzę David’a i pokażę mu miejsce jego pracy.
- Okay – udałam się w stronę kanapy, gdy David razem z Zayn’em wyszli, zostawiając mnie samą. Odłożyłam swojego laptopa w pokrowcu i torbę na sofę, chwilę później patrząc na widok za oknami. Robiło ono na mnie duże wrażenie. Czułam się… tak ponad wszystkich, obserwując tych małych ludzi z trzydziestego piętra. To tak… jakby być władcą wszechświata.

Zayn doskonale wiedział, jak się podbudować na duchu.

- Twój tyłek wygląda obłędnie w tych białych jeansach – mruknął mi Zayn na ucho, pojawiając się znikąd i kładąc dłonie na owych pośladkach. Zadrżałam, odwracając się do niego twarzą. Usta miał rozciągnięte w ponętnym uśmiechu.
- Zachowuje się Pan karygodnie, Panie Malik. Jak tak można traktować własną asystentkę? – zbeształam go poważny tonem, lecz długo nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem, zarzucając ręce na jego masywną szyję. – Co mam dzisiaj do roboty, Panie Malik?
- Dzisiaj jeszcze za specjalnie nic, bo gabinet nie został jeszcze przerobiony – odparł, przyciągając mnie jeszcze mocniej do siebie.
- Dlaczego przerobiony?
- Dzisiaj wieczorem Leo z Ian’em dostawiają tutaj biurko i cały sprzęt dla Ciebie.
- Wiesz, że nie musiałeś. Mam przecież kanapę i…
- Zaufaj mi, wiem co będzie dla Ciebie dobre – wszedł mi w zdanie, głaszcząc po policzku. – A dzisiaj chcę, byś zrealizowała moje zamówienie sprzed kilkunastu tygodni.
- Tak się składa, że coś zaprojektowałam – uśmiechnęłam się lekko, odrywając się od Zayn’a i wyjęłam ze swojej torby kilka białych kartek. – Zaprojektowałam je jeszcze przed tym nim dowiedziałam się… czym tak naprawdę jest hotel – spojrzałam na Zayn’a pytająco.
- Nie szkodzi – posłał mi ciepły uśmiech i zabrał prace, wyrywając je z moich rąk.
- Tutaj myślałam, że to był akurat nasz pokój w willi… Od razu pomyślałam o ciemnych barwach, które rozświetlałyby jasne, płaskie lampy tuż nad łóżkiem i przyciemnianymi płytami, które po prostu wydawały mi się tutaj niezbędnym elementem. Naprzeciwko stałaby ściana, w którą wbudowany by był kominek, a nad nim wisiałaby plazma… Resztę by się dopracowało na miejscu i zamówiło całą resztę po zrobieniu podstaw tego pokoju… - przeniosłam swój wzrok z kartek na Zayn’a, który przyglądał mi się zaciekawieniem i delikatnym uśmiechem. – Nie przynudzam?
- Chciałabyś zrobić nową sypialnię w willi? – zapytał unosząc pytająco brwi do góry. Niepewnie pokiwałam głową, przygryzając dolną wargę.
- Jeśli nie chcesz…
- Podoba mi się – przerwał mi. – Szczególnie pomysł z tą płytą, dużym łóżkiem i kominkiem.
- Naprawdę?
- Tak. Moja mama chętnie Ci pomoże. Też uwielbia projektować i meblować pokoje. Gdyby nie ona, spałbym chyba na dmuchanych materacach – parsknął śmiechem.
- Wszystko w swoim czasie – rzekłam z uśmiechem. – Cieszę się, że Ci się podoba.
- Wiesz, w końcu kupiłem Twój Penthouse, wiedziałem co robię – odparł z dumą, całując mnie czule. – Mam zdolną dziewczynę.
- Właśnie, co się teraz dzieje z Penthousem?
- Zamieszkała tam matka z Waliyhą. Poniekąd to one powiedziały mi o tym projekcie, który później okazał się być Twój. Kupiłem go w ostatniej chwili, przebijając stawkę jakiegoś skurwiela.
- Cóż za słownictwo, Malik. Jaki ty dajesz przykład pracownikom? – zaśmiałam się, zabierając mu kartki i kładąc na biurku, by potem mocno pocałować Zayn’a.
- I kto to mówi? Całować się z szefem? – mruknął w moje usta, biorąc moje nogi i podnosząc do góry. – Nawet nie wiesz, jak długo czekałem na to, by Cię wziąć w moim biurze, maleńka – warknął, sadzając mnie na biurku i wchodząc między moje nogi. Zdjęłam z niego marynarkę i rzuciłam za siebie, owijając nogami jego tułów. Nasze usta pełne zachłanności pochłaniały siebie, gdy dłonie badały wzajemnie swoje ciała, dając wszystkiemu właściwą grę wstępną. Zayn niemal zerwał ze mnie czarną marynarkę, pod którą kryła się koronkowa bluzka do połowy brzucha na długi rękaw bardzo uwydatniając moje piersi. Zayn’owi rozbłysły oczy żywym ogniem. – Cholera, kobieto, zabijasz mnie od środka – syknął, bez skrępowania wkładając dłonie pod bluzkę, pod którą tego dnia nie miałam stanika. – Bez? Czyżbyś przygotowała się perfekcyjnie na pierwszy dzień pracy?
- Odkrywaj niespodzianki dalej – szepnęłam uwodzicielsko.
- Jeśli nie masz na sobie majtek zastosuję wobec Ciebie mocne, karne rżnięcie – uśmiechnął się dziko i gdy jego dłonie miały rozpiąć moje spodnie, przerwał nam czyiś damski głos.
- Przestańcie, bo kurwa zaraz zwrócę śniadanie.

Pierdolona Carmen Paola.

- Co ty tu robisz? – prychnął Zayn, odwracając się i spoglądając na nią z pogardą. Zeszłam z biurka, patrząc na nią uważnie. Swoje rude włosy miała spięte w niechlujnego koka, tworząc artystyczny nieład. Ubrana była w czarny uniform i czerwone, wysokie szpilki na platformie.

Cholera, wyglądała bezbłędnie, ale nadal była cholerną suką i szmatą w jednym.

- Przyszłam Cię odwiedzić, bo bezczelnie wyrzucono mnie z Twojej willi – powiedziała niczym nadąsane dziecko.
- Nie jesteś w niej mile widziana – splunął Zayn w jej stronę. – Ani w ogóle.
- Zayn, dlaczego mnie ignorujesz? Zawsze byliśmy w kontakcie, a teraz dzieją się takie rzeczy?
- Zgaduj czemu, tępa dzido – prychnęłam pod nosem. Usłyszałam jak Zayn parska śmiechem.
- Co ty tam mówisz, Watson? – spojrzała na mnie pobłażliwie.
- Zaraz usłyszysz, jak Ci kolejny raz przyłożę w ten rudy, pusty łeb – odezwałam się głośniej, posyłając jej słodki, sztuczny uśmiech.
- Auć, maleńka – zaśmiała się głośno, podchodząc do nas powoli. – Powinnaś być dla mnie milsza, jeśli wkrótce mamy stać się rodziną.
- Co? – zassałam się powietrzem, raptownie poważniejąc.
- Witaj w rodzinie Paola, Watson – uśmiechnęła się złowieszczo.
- Kłamiesz – parsknęłam ironicznie.
- Po co miałabym? Sama nie jestem z tego faktu zadowolona, ale jako dobra siostra przyszłam dać Ci to… - Carmen wyjęła ze swojej torby białą kopertę i mi ją wręczyła. Przyjęłam ją niepewnie i otworzyłam.

` Z wielką radością chcemy zaprosić Pannę Clarissę Watson na zaślubiny Panny Mirandy Paoli i Sir Steviego Watsona… `

- Nie wierzę… - pokręciłam z niedowierzaniem głową. – Nie wierzę, że mój ojciec napisał to zaproszenie.
- Bo nie – wzruszyła ramionami. – Zrobiłam to ja wraz z matką.
- Dlaczego? – zdziwiłam się.
- Wiem, co się między wami wydarzyło, ale mimo tego, że Cię nie znoszę, nie chcę byś straciła ojca przez kłótnię o tego dupka – splunęła w stronę Zayn’a, który zesztywniał.
- Nie chcę się z nim widzieć. Działał za moimi plecami, zrobił ze mnie dziwkę…
- Robił to tylko wyłącznie dla Twojego dobra – przerwała mi ostro. Carmen popiera mojego ojca? – Próbował trzymać Cię z dala od Malik’a, ale on omami każdą kobietę…
- Dosyć Carmen – wtrącił się Zayn, gromiąc ją swoim ciemnym spojrzeniem.
- Nie możesz znieść prawdy, Zayn? Clairy dokonała cudu, zmieniając Cię na tego lepszego, ale pamiętaj, że przeszłości nigdy nie zmienisz – warknęła, potem przeniosła wzrok na mnie. – To jak, do zobaczenia na weselu siostrzyczko?
- Nie nazywaj mnie tak – burknęłam.
- Dlaczego? Przecież będziemy taką kochającą się rodzinką! – powiedziała z udawaną radością.
- Dzięki, że przyszłaś, ale chyba nie skorzystam z zaproszenia – uśmiechnęłam się kwaśno.
- Nie wiem po co to mówię, ale przyjdź. Powinnaś być dla niego w tym dniu – powiedziała z przekąsem. – Mimo tego co oboje zrobiliście.
- Do widzenia Carmen – szepnęłam, ignorując jej słowa.
- Przemyśl to – odparła i opuściła biuro Zayn’a.
- Clairy… - zaczął Zayn, ale ja pokręciłam głową, żeby nie przestał mówić. Usiadłam na kanapie, czytając z niedowierzaniem zaproszenie na ślub.
- Ach te ekscytujące pierwsze dni w pracy – powiedziałam z drwiną, kładąc kartkę na stoliku i ukryłam swoją twarz w dłoniach.
- Pierwszy raz nie wiem co Ci doradzić – odparł z ponurym śmiechem Zayn, siadając obok mnie.
- No tak, mnie też zaskoczył fakt, że pieprzona Carmen będzie ze mną w rodzinie – fuknęłam. – Z pewnością nie jesteś to na szczycie moich marzeń.
- Trzeba mieć wrogów jeszcze bliżej – mruknął. Popatrzyłam na niego z krzywym uśmiechem. – No co?
- Kocham Cię, ale to było Twoje najgorsze pocieszenie mnie – parsknęłam śmiechem.
- Wiem, że wolałabyś małe rżnięcie na biurku…
- Och, zamknij się – i połączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku.

***
- Mam dla Ciebie kilka dokumentów… o kurwa! – David zrezygnował z wejścia do biura Zayn’a widząc nas, ubierających się w pośpiechu. Zaśmiałam się, zapinając swoje białe spodnie i poprawiając koronkową bluzkę.
- To była zapowiedź tego, co wydarzy się wieczorem – mruknął Zayn, przyciągając mnie do siebie na chwilę i głęboko całując.
- Mmm, już jest wieczór? – spytałam, kokieteryjnie przebiegając palcami po jego torsie. Zayn uśmiechnął się szelmowsko, przygryzając dolną wargę.
- Mój seksowny diabeł – powiedział, klepiąc mnie mocno w tyłek. Zganiłam go swoim wzrokiem.
- Mogę już wejść, bez obaw, że zobaczę czyjeś genitalia?! – usłyszeliśmy głos David’a zza drzwi. Ponownie się zaśmiałam, siadając na biurku Zayn’a.
- Wchodź – oznajmił Zayn. David niczym strzelec, wszedł do pomieszczenia, rozglądając się wokół siebie.
- Och dzięki Bogu – odetchnął z ulgą, zamykając za sobą drzwi. – Lubię oglądać seks innych ludzie, ale dajcie spokój! Przynajmniej nie tutaj! – jęknął zdesperowany.
- Też Cię kocham, David – posłałam mu całusa, którego teatralnie złapał i przyłożył do swojej piersi.
- Co masz dla mnie, David? – wszedł Zayn w naszą wymianę zdań, patrząc pytającą i władczo na mojego przyjaciela. No tak : w pracy relacja „pracownik – szef”.
- Musisz na tym wszystkim złożyć podpisy i dać do sprawdzenia te dwa projekty. Do jutra mają być zatwierdzone – zakomunikował mu David, wręczając stos papierów w ręce Zayn’a. – Poza tym, Denis kazała mi przypomnieć, że jutro masz dwa spotkania rano i trzy popołudniu.
- Powiedz Denis, żeby odwołała wszystkie spotkania popołudniu, bo wybieram się na obiad z Clairy.
- Co? – wyrwało mi się z zaskoczenia. – Zayn, wiesz, że spotkania…
- Niech Denis przełoży je na środę w następnym tygodniu – Zayn mnie zignorował. Super. Ciebie też kocham, mój chłopaku.
- Nie ma sprawy – David posłał mu przyjacielski uśmiech. – W ogóle, żebym się nie czepiał, ale Twoje pracownice maja niezłe tyłki – dodał po chwili, opuszczając biuro.
- Ach, ten David. Boję się o jego orientację – powiedziałam śmiejąc się pod nosem. – I obiad? Zayn, nie możesz ignorować dla mnie swojej pracy!
- Dla mnie to żaden problem – stwierdził, podchodząc do biurka, na którym siedziałam, położył papiery obok swojego laptopa, a następnie stanął między moimi nogami.
- Zayn, to nie fair – zaoponowałam.
- Dlaczego?
- Wiesz jak nie lubię, gdy wydajesz na mnie swoje pieniądze, nawet jeśli tu chodzi o obiad… Wtedy nie mogę tego zrekompensować.
- Wystarczy, że istniejesz, Clairy.



4 komentarze:

  1. Awwww xdd
    Rozdział super, pierwszy dzień w pracy ^^ Jak zawsze ciekawie, ale no rodzina z Carmen?! No nieee ; <
    Ale Clari mogłaby się pogodzić kiedyś z ojcem, w końcu matka okropna i ojciec, ale może na prawdę to dla jej dobra? Ale nie w co ja brnę jednak nieee xd Chociaż pewnie byłoby fajnie jakby przyszła na ślub ;>
    Pozdrawiam! ;3

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest dla mnie zachętą do dalszej pracy! <3