- Zayn? – krzyknęłam pytająco, gdy następnego dnia po
powrocie z kolejnych przymiarek sukni nie zastałam go ani w salonie, ani w
kuchni.
- Pana Malika nie ma – znikąd wyłonił się Leo. – Jest na
spotkaniu biznesowym, wyjechał może z pół godziny temu.
- Mówił kiedy wróci?
- Koło czwartej – powiedział.
- Ehm… w porządku, dziękuję Ci, Leo – uśmiechnęłam się do
niego życzliwie.
- Gdyby Panienka coś chciała, jestem tam gdzie zawsze – Leo
ukłonił się szarmancko i poszedł w głąb willi. Kładąc torebkę na wyspie
kuchennej poszłam do salonu, aby paść na kanapę. – Clarisso? – odwróciłam głowę
w kierunku Leo, który szedł w moją stronę z teczką w dłoni. – Pan Malik kazał
mi to Pani dać. Są to informacje na temat Jackson’a McTyler’a.
- Dzięki – odparłam ciesząc się w duchu, że miałam zajęcie
na następną godzinę.
- Już Pani nie przeszkadzam – Leo poprawiając swoją
marynarkę ponownie zostawił mnie samą. Rozwiązałam biały sznureczek, który
otaczał brązowawą teczkę. Nie należała ona to najcieńszych. Jackson musiał już
nie raz napytać sobie biedy w prasie. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie,
obładowana papierami.
Wiele z nich mówiła o Jackson’ie jako złym człowieku :
problemu z alkoholem w młodości, niejednokrotne bójki, był również posądzony o
posiadanie narkotyków, ale ten wniosek po jakimś czasie oddalono. Nie zabrakło
również wiele sensacji z jego życia miłosnego. Co rusz pokazywał się z nową
kobietą na galach, przyjęciach dobroczynnych lub brunch’ach. Najbardziej
opisywany był związek jego i Emily Lopez. Po wyszukaniu jej zdjęć w necie
stwierdziłam, że była najpiękniejsza ze wszystkich jego kobiet. No i wytrzymała
z Jacksonem najdłużej z jego partnerek. Byli ze sobą ponad rok. Zaręczyli się w
2014 roku, a zaledwie dwa miesiące później znaleziono Emily martwą w domu McTyler’a
w Nowym Jorku. Z policyjnych papierów dało się wyczytać, że Jackson był
pierwszym i jedynym podejrzanym w tej sprawie, gdyż na miejscu zbrodni zostały
tylko znalezione jego odciski palców. Jednak sprawę raptem umorzono i
zakwalifikowany do „nierozwiązanych”.
Odłożyłam papiery na stolik, kompletnie nie wiedząc co o tym
myśleć. Co jeśli była to prawda? Pracowałam z mordercą i jakimś psychopatą? Lecz
jednak coś mówiło mi, że to kłamstwo. Przecież ktoś mógł go wrobić, zemścić
się… Cokolwiek! W co miałam wierzyć?
- Jasna cholera! – pisnęłam, gdy niespodziewanie mój telefon
zadzwonił. Spojrzałam na wyświetlacz i wywróciłam zirytowana oczami. – David,
czy ty chcesz abym ja dostała zawału?!
- Mam w dupie Twój zawał, lepiej wejdź na główną The Sun –
odparł poważnym tonem.
- Coś się stało? – spytałam, wolną ręką otwierając klapę
laptopa i po kilku kliknięciach czekałam, aż wyświetli mi się strona tego
szmatławca.
- Sama zobaczysz – prychnął. – Na Twoim miejscu szykowałbym
giwerę.
- Boże, przerażasz mnie, David – parsknęłam śmiechem, ale po
tym co zobaczyłam chwilę później, już nie było mi do śmiechu.
Główna strona The Sun była niemalże obsypana zdjęciami
Zayn’a i Chachi sprzed kilku minut. Szli razem do jakiejś restauracji wraz z
dwójką innych mężczyzn. Poczułam nieprzyjemne ukłucia w serce i złość.
- Clairy?
- On mnie znowu okłamał David… - wyszeptałam drżącym głosem,
patrząc jak Chachi lampi się na Zayn’a, gdy on próbuje uniknąć fleszy aparatów.
– Ja…
- Clarisso, weź Scarleth i przyjedź do mnie – odparł. –
Podejrzewam, że paparazzi już gdzieś czatują więc lepiej się streszczaj.
- Niedługo będę – rozłączyłam się i przez chwilę patrzyłam
na fotografie. – I jak mamy być małżeństwem, jeśli nie jesteś wobec mnie
szczery?
***
- Wina? – zapytał mnie David, a ja pokręciłam głową
obserwując jak Scarleth bawi się zabawkami, które dał jej mój przyjaciel. David
mieszkał na obrzeżach miasta, w sporawym domu jednorodzinnym. Urządzony był w
jego stylu : dużo kolorów i błysku.
- Nie wierzę, że zrobił to drugi raz – szepnęłam. – Najpierw
Carmen, teraz Chachi? Nie rozumiem go.
- Malik ewidentnie chce sobie zrujnować życie – stwierdził z
westchnięciem David. – Ale wydaje mi się, że tutaj sporo namieszała Chachi.
- Czemu tak myślisz?
- Przecież dostałaś karteczkę z groźbą, tak?
- No… tak – powiedziałam niepewnie.
- No właśnie! I ten tajemniczy ktoś podpisał się literą C.
Carmen nie mogła Ci tego wysłać, bo zamknięci w wariatkowie nic nie mogą robić,
tylko siedzą w izolatce. Masz rozwiązanie całej zagadki.
- Że niby Chachi podrzuciła mi ten liścik? Jaki miało by to
sens?
- Taki, że po tym, co dzisiaj zobaczyłaś na The Sun,
odejdziesz od Zayn’a, a on będzie tylko dla niej – odparł. Jego słowa… wydawały
się takie sensowne. I wszystko pasowało do reszty.
- Co za suka – prychnęłam. – Ale to również nie oczyszcza
Zayn’a z tego, że się z nią spotkał. Wiedział doskonale co będzie, jak się o
tym dowiem. Tego nie mogę zrozumieć.
- Zayn Malik zawsze był pogmatwany, misiaczku i to Cię w nim
urzekło – stwierdził, siadając obok mnie.
- Teraz nie jestem pewna, czy on potrafi być wobec mnie…
szczery – mruknęłam, patrząc na David’a smutno. – Nie wiem czy dobrze zrobiłam
zgadzając się na ten ślub tak szybko…
- Miłość nie wybiera, Clairy, nic innego Ci nie powiem, bo
nie wiem co mam mówić – odparł szczerze. – Powinnaś postawić mu ultimatum, albo
zagroź, że odejdziesz. To może go ocuci.
- A było już tak dobrze – westchnęłam, a w moim gardle
pojawiła się duża gula, której nie mogłam przełknąć. – Czemu on zawsze musi
wszystko zepsuć? – spytałam David’a, łamiącym się głosem.
- Och, nie płacz Clairy – jęknął David, przyciągając mnie do
siebie. Wtuliłam się w jego klatkę. – Gdy tylko go spotkam, to skurwielowi
odetnę tego zajebanego pytona pomiędzy jego nogami i może wtedy nauczy się
szacunku do Ciebie.
- Spokojnie, David – mruknęłam słabo. – Odpłacę się mu
pięknym za nadobne – powiedziałam, raptownie wpadając na pomysł.
- Co masz na myśli? – zmarszczył brwi. Oderwałam się od
niego i wzięłam swój telefon do ręki, po czym wybrałam numer Jackson’a
McTyler’a. – O nie nie, koleżanko! Nie zrobisz tego!
- A właśnie, że zrobię – wstałam z kanapy i zadzwoniłam.
Słuchawka została podniesiona zaledwie po półtorej sygnału.
- Clairy? – spytał zdziwiony.
- Hej Jackson… Twoja propozycja z obiadem nadal jest
aktualna? – spojrzałam na David’a, któremu oczu groźnie pociemniały. Pokazałam
mu środkowy palec. – Bo chętnie skorzystałabym z tej propozycji.
- Gdzie i kiedy Clarisso? – wyczułam, że się uśmiecha.
- Nawet zaraz.
***
- Źle robisz misiaczku, naprawdę źle! – krzyczał David, gdy
byłam w drodze do centrum Londynu. Miałam włączonego go na głośniku i co raz
bardziej denerwował mnie jego głos.
- Opiekuj się Scarleth, okay? Później po nią przyjadę –
odparłam, ignorując jego wcześniejsze zdanie.
- Unikasz tematu!
- Och David, to tylko obiad, nic groźnego – westchnęłam.
- Robisz to, bo jesteś zła na Zayn’a – burknął. –
Zachowujesz się jak dziecko!
- Ja? To on się z nią spotkał i zachowuje tak, jakby niczego
nie zrobił!
- Oboje jesteście popieprzeni! A ty popełniasz błąd! Jackson
to niebezpieczny człowiek!
- Skończ już David – warknęłam zirytowana, kończąc naszą
rozmowę.
Wtedy jeszcze nie
wiedziałam, że David mówił prawdę.
***
- Pięknie wyglądasz – odparł Jackson, gdy zaparkowałam na
parkingu obok restauracji The Five Fields, w której razem z Jacksonem się
umówiliśmy.
- Normalnie – parsknęłam śmiechem, zamykając swoje auto. –
Dziękuję, że zgodziłeś się na spotkanie.
- Cała przyjemność po mojej stronie – uśmiechnął się
szelmowsko i nadstawił dla mnie rękę. Ujęłam ją z lekkim uśmiechem i poszliśmy
do lokalu.
- Nie potrzeba tutaj rezerwacji? – spytałam go, rozglądając
się po budynku. Był on przytulny i jego ciepłe kolory powodowały, że czułam się
całkiem komfortowo.
- Nie, to jest zaleta tej restauracji – rzekł i odsunął dla
mnie krzesło, gdy wybraliśmy stolik, w głębi lokalu.
- Dzięki – ponownie się uśmiechnęłam i obserwuję go, dopóki
nie siada naprzeciwko mnie.
- Więc, Twój projekt…
- Nie mówmy o tym – przerwałam mu w połowie zdania.
- To w jakim celu się tutaj spotkaliśmy? – zdziwił się,
przeglądając menu kątem oka.
- Tak… po prostu – westchnęłam. – Miałam ciężki dzień,
chciałam się odstresować – odparłam.
- Czyżby powodem Twojego stresu był Malik?
- Może – mruknęłam niechętnie.
- Pokłóciliście się? – dopytywał się dalej.
- Tak… jakby. On jest bezmyślny w tym, co robi – burknęłam.
- Dzień dobry – naszą rozmowę przerwała nam kelnerka. – Co
podać?
~ Zayn’s P.O.V ~
- Nie wiem po co nalegałaś na to spotkanie – warknąłem,
spoglądając na Rosalie chłodno. Dziewczyna jakby nic sobie z tego nie robiąc,
uśmiechnęła się.
- Po prostu lubię się z Tobą droczyć – zachichotała, a ja
westchnąłem wkurzony, patrząc na swoich ochroniarzy z politowaniem. – I chcę
Cię ostrzec.
- Tak? – parsknąłem ironicznie. – Przed czym Chachi?
- Nie nazywaj mnie tak, wystarczy, że robi to Twoja nadęta
narzeczona – syknęła. – Lepiej jej pilnuj, nim McTyler się do niej dobierze. Ma
specyficzny urok i każda do niego lgnie.
- Clairy nie jest łatwa, tak jak ty, Rose – powiedziałem. –
Po co tak naprawdę chciałaś ze mną rozmawiać?
- Że Jackson ma wobec Twojej Clairy bardzo duże plany na
przyszłość – zaśmiała się nisko. – On sobie jej nie odpuści, dopóki… nie
pozbędzie się Ciebie.
- Co masz na myśli? – zapytałem ją.
- Nie udawaj głupiego, Zayni – wywróciła teatralnie oczami.
– Doskonale wiesz, że projekt Jackson’a i Watson…
- Skąd o nim wiesz? – przerwałem jej ostro, a jej oczy
zrobiły się wielkie.
- Cholera – syknęła i gdy chciała wstać, stanowczo jej to
uniemożliwiłem.
- Coś przede mną ukrywasz, May i to mi się nie podoba –
splunąłem.
- Nie jesteś już moim Panem i nie będę Ci nic mówiła –
prychnęła.
- To wtedy porozmawiamy zupełnie inaczej – zagroziłem. –
Najpierw przychodzisz do biura i mówisz mojej narzeczonej, że poroniłaś przeze
mnie, a nawet nie byłaś ze mną w ciąży, potem wysyłasz głupie liściki z
groźbami…
- To nie byłam ja – tym razem to ona weszła mi w słowo. – To
Jackson, nie ja.
- Jesteście razem w zmowie? – zapytałem, lecz mi nie
odpowiedziała. – Pytam Cię o coś! – krzyknąłem, waląc pięścią w stół.
- Spokojnie, szefie – upomniał mnie Kab.
- Albo powiesz mi prawdę, mała suko, albo wylądujesz razem z
McTyler’em w pace, w jednej pierdolonej celi – wycharczałem.
- Okay, okay! Powiem Ci! – uniosła ręce w poddańczym geście.
- Ale? – zaśmiałem się gorzko.
- Rzuć Clairy i wróć do mnie.
Nonne wierze, ale glupia Clairy i ta cała uległa Zayna podla suką!! Wsztko się komplikuje, życie sis skonczy wszyscy zginiemy! :/
OdpowiedzUsuńNieeee co ty Zayn?! Przecież jeśli chciał się spotkać z tą Chachi czy jak jej tam xdd To nie publicznie przecież jest na celowniku fotoreporterów ze względu na ślub! masakra xdd
OdpowiedzUsuńA Clairy? No nieeee czemu chcesz zrobić na złość Zaynowi zamiast pogadać na ten temat? ;/ Masakra, ale rozdział bomba jak zawsze ^^
Pozdrawiam! ; 3