czwartek, 17 września 2015

Book3 - 9

- Zayn? – krzyknęłam pytająco, gdy następnego dnia po powrocie z kolejnych przymiarek sukni nie zastałam go ani w salonie, ani w kuchni.
- Pana Malika nie ma – znikąd wyłonił się Leo. – Jest na spotkaniu biznesowym, wyjechał może z pół godziny temu.
- Mówił kiedy wróci?
- Koło czwartej – powiedział.
- Ehm… w porządku, dziękuję Ci, Leo – uśmiechnęłam się do niego życzliwie.
- Gdyby Panienka coś chciała, jestem tam gdzie zawsze – Leo ukłonił się szarmancko i poszedł w głąb willi. Kładąc torebkę na wyspie kuchennej poszłam do salonu, aby paść na kanapę. – Clarisso? – odwróciłam głowę w kierunku Leo, który szedł w moją stronę z teczką w dłoni. – Pan Malik kazał mi to Pani dać. Są to informacje na temat Jackson’a McTyler’a.
- Dzięki – odparłam ciesząc się w duchu, że miałam zajęcie na następną godzinę.
- Już Pani nie przeszkadzam – Leo poprawiając swoją marynarkę ponownie zostawił mnie samą. Rozwiązałam biały sznureczek, który otaczał brązowawą teczkę. Nie należała ona to najcieńszych. Jackson musiał już nie raz napytać sobie biedy w prasie. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie, obładowana papierami.

Wiele z nich mówiła o Jackson’ie jako złym człowieku : problemu z alkoholem w młodości, niejednokrotne bójki, był również posądzony o posiadanie narkotyków, ale ten wniosek po jakimś czasie oddalono. Nie zabrakło również wiele sensacji z jego życia miłosnego. Co rusz pokazywał się z nową kobietą na galach, przyjęciach dobroczynnych lub brunch’ach. Najbardziej opisywany był związek jego i Emily Lopez. Po wyszukaniu jej zdjęć w necie stwierdziłam, że była najpiękniejsza ze wszystkich jego kobiet. No i wytrzymała z Jacksonem najdłużej z jego partnerek. Byli ze sobą ponad rok. Zaręczyli się w 2014 roku, a zaledwie dwa miesiące później znaleziono Emily martwą w domu McTyler’a w Nowym Jorku. Z policyjnych papierów dało się wyczytać, że Jackson był pierwszym i jedynym podejrzanym w tej sprawie, gdyż na miejscu zbrodni zostały tylko znalezione jego odciski palców. Jednak sprawę raptem umorzono i zakwalifikowany do „nierozwiązanych”.

Odłożyłam papiery na stolik, kompletnie nie wiedząc co o tym myśleć. Co jeśli była to prawda? Pracowałam z mordercą i jakimś psychopatą? Lecz jednak coś mówiło mi, że to kłamstwo. Przecież ktoś mógł go wrobić, zemścić się… Cokolwiek! W co miałam wierzyć?
- Jasna cholera! – pisnęłam, gdy niespodziewanie mój telefon zadzwonił. Spojrzałam na wyświetlacz i wywróciłam zirytowana oczami. – David, czy ty chcesz abym ja dostała zawału?!
- Mam w dupie Twój zawał, lepiej wejdź na główną The Sun – odparł poważnym tonem.
- Coś się stało? – spytałam, wolną ręką otwierając klapę laptopa i po kilku kliknięciach czekałam, aż wyświetli mi się strona tego szmatławca.
- Sama zobaczysz – prychnął. – Na Twoim miejscu szykowałbym giwerę.
- Boże, przerażasz mnie, David – parsknęłam śmiechem, ale po tym co zobaczyłam chwilę później, już nie było mi do śmiechu.
Główna strona The Sun była niemalże obsypana zdjęciami Zayn’a i Chachi sprzed kilku minut. Szli razem do jakiejś restauracji wraz z dwójką innych mężczyzn. Poczułam nieprzyjemne ukłucia w serce i złość.
- Clairy?
- On mnie znowu okłamał David… - wyszeptałam drżącym głosem, patrząc jak Chachi lampi się na Zayn’a, gdy on próbuje uniknąć fleszy aparatów. – Ja…
- Clarisso, weź Scarleth i przyjedź do mnie – odparł. – Podejrzewam, że paparazzi już gdzieś czatują więc lepiej się streszczaj.
- Niedługo będę – rozłączyłam się i przez chwilę patrzyłam na fotografie. – I jak mamy być małżeństwem, jeśli nie jesteś wobec mnie szczery?

***

- Wina? – zapytał mnie David, a ja pokręciłam głową obserwując jak Scarleth bawi się zabawkami, które dał jej mój przyjaciel. David mieszkał na obrzeżach miasta, w sporawym domu jednorodzinnym. Urządzony był w jego stylu : dużo kolorów i błysku.
- Nie wierzę, że zrobił to drugi raz – szepnęłam. – Najpierw Carmen, teraz Chachi? Nie rozumiem go.
- Malik ewidentnie chce sobie zrujnować życie – stwierdził z westchnięciem David. – Ale wydaje mi się, że tutaj sporo namieszała Chachi.
- Czemu tak myślisz?
- Przecież dostałaś karteczkę z groźbą, tak?
- No… tak – powiedziałam niepewnie.
- No właśnie! I ten tajemniczy ktoś podpisał się literą C. Carmen nie mogła Ci tego wysłać, bo zamknięci w wariatkowie nic nie mogą robić, tylko siedzą w izolatce. Masz rozwiązanie całej zagadki.
- Że niby Chachi podrzuciła mi ten liścik? Jaki miało by to sens?
- Taki, że po tym, co dzisiaj zobaczyłaś na The Sun, odejdziesz od Zayn’a, a on będzie tylko dla niej – odparł. Jego słowa… wydawały się takie sensowne. I wszystko pasowało do reszty.
- Co za suka – prychnęłam. – Ale to również nie oczyszcza Zayn’a z tego, że się z nią spotkał. Wiedział doskonale co będzie, jak się o tym dowiem. Tego nie mogę zrozumieć.
- Zayn Malik zawsze był pogmatwany, misiaczku i to Cię w nim urzekło – stwierdził, siadając obok mnie.
- Teraz nie jestem pewna, czy on potrafi być wobec mnie… szczery – mruknęłam, patrząc na David’a smutno. – Nie wiem czy dobrze zrobiłam zgadzając się na ten ślub tak szybko…
- Miłość nie wybiera, Clairy, nic innego Ci nie powiem, bo nie wiem co mam mówić – odparł szczerze. – Powinnaś postawić mu ultimatum, albo zagroź, że odejdziesz. To może go ocuci.
- A było już tak dobrze – westchnęłam, a w moim gardle pojawiła się duża gula, której nie mogłam przełknąć. – Czemu on zawsze musi wszystko zepsuć? – spytałam David’a, łamiącym się głosem.
- Och, nie płacz Clairy – jęknął David, przyciągając mnie do siebie. Wtuliłam się w jego klatkę. – Gdy tylko go spotkam, to skurwielowi odetnę tego zajebanego pytona pomiędzy jego nogami i może wtedy nauczy się szacunku do Ciebie.
- Spokojnie, David – mruknęłam słabo. – Odpłacę się mu pięknym za nadobne – powiedziałam, raptownie wpadając na pomysł.
- Co masz na myśli? – zmarszczył brwi. Oderwałam się od niego i wzięłam swój telefon do ręki, po czym wybrałam numer Jackson’a McTyler’a. – O nie nie, koleżanko! Nie zrobisz tego!
- A właśnie, że zrobię – wstałam z kanapy i zadzwoniłam. Słuchawka została podniesiona zaledwie po półtorej sygnału.
- Clairy? – spytał zdziwiony.
- Hej Jackson… Twoja propozycja z obiadem nadal jest aktualna? – spojrzałam na David’a, któremu oczu groźnie pociemniały. Pokazałam mu środkowy palec. – Bo chętnie skorzystałabym z tej propozycji.
- Gdzie i kiedy Clarisso? – wyczułam, że się uśmiecha.
- Nawet zaraz.

***

- Źle robisz misiaczku, naprawdę źle! – krzyczał David, gdy byłam w drodze do centrum Londynu. Miałam włączonego go na głośniku i co raz bardziej denerwował mnie jego głos.
- Opiekuj się Scarleth, okay? Później po nią przyjadę – odparłam, ignorując jego wcześniejsze zdanie.
- Unikasz tematu!
- Och David, to tylko obiad, nic groźnego – westchnęłam.
- Robisz to, bo jesteś zła na Zayn’a – burknął. – Zachowujesz się jak dziecko!
- Ja? To on się z nią spotkał i zachowuje tak, jakby niczego nie zrobił!
- Oboje jesteście popieprzeni! A ty popełniasz błąd! Jackson to niebezpieczny człowiek!
- Skończ już David – warknęłam zirytowana, kończąc naszą rozmowę.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że David mówił prawdę.

***

- Pięknie wyglądasz – odparł Jackson, gdy zaparkowałam na parkingu obok restauracji The Five Fields, w której razem z Jacksonem się umówiliśmy.
- Normalnie – parsknęłam śmiechem, zamykając swoje auto. – Dziękuję, że zgodziłeś się na spotkanie.
- Cała przyjemność po mojej stronie – uśmiechnął się szelmowsko i nadstawił dla mnie rękę. Ujęłam ją z lekkim uśmiechem i poszliśmy do lokalu.
- Nie potrzeba tutaj rezerwacji? – spytałam go, rozglądając się po budynku. Był on przytulny i jego ciepłe kolory powodowały, że czułam się całkiem komfortowo.
- Nie, to jest zaleta tej restauracji – rzekł i odsunął dla mnie krzesło, gdy wybraliśmy stolik, w głębi lokalu.
- Dzięki – ponownie się uśmiechnęłam i obserwuję go, dopóki nie siada naprzeciwko mnie.
- Więc, Twój projekt…
- Nie mówmy o tym – przerwałam mu w połowie zdania.
- To w jakim celu się tutaj spotkaliśmy? – zdziwił się, przeglądając menu kątem oka.
- Tak… po prostu – westchnęłam. – Miałam ciężki dzień, chciałam się odstresować – odparłam.
- Czyżby powodem Twojego stresu był Malik?
- Może – mruknęłam niechętnie.
- Pokłóciliście się? – dopytywał się dalej.
- Tak… jakby. On jest bezmyślny w tym, co robi – burknęłam.
- Dzień dobry – naszą rozmowę przerwała nam kelnerka. – Co podać?

~ Zayn’s P.O.V ~

- Nie wiem po co nalegałaś na to spotkanie – warknąłem, spoglądając na Rosalie chłodno. Dziewczyna jakby nic sobie z tego nie robiąc, uśmiechnęła się.
- Po prostu lubię się z Tobą droczyć – zachichotała, a ja westchnąłem wkurzony, patrząc na swoich ochroniarzy z politowaniem. – I chcę Cię ostrzec.
- Tak? – parsknąłem ironicznie. – Przed czym Chachi?
- Nie nazywaj mnie tak, wystarczy, że robi to Twoja nadęta narzeczona – syknęła. – Lepiej jej pilnuj, nim McTyler się do niej dobierze. Ma specyficzny urok i każda do niego lgnie.
- Clairy nie jest łatwa, tak jak ty, Rose – powiedziałem. – Po co tak naprawdę chciałaś ze mną rozmawiać?
- Że Jackson ma wobec Twojej Clairy bardzo duże plany na przyszłość – zaśmiała się nisko. – On sobie jej nie odpuści, dopóki… nie pozbędzie się Ciebie.
- Co masz na myśli? – zapytałem ją.
- Nie udawaj głupiego, Zayni – wywróciła teatralnie oczami. – Doskonale wiesz, że projekt Jackson’a i Watson…
- Skąd o nim wiesz? – przerwałem jej ostro, a jej oczy zrobiły się wielkie.
- Cholera – syknęła i gdy chciała wstać, stanowczo jej to uniemożliwiłem.
- Coś przede mną ukrywasz, May i to mi się nie podoba – splunąłem.
- Nie jesteś już moim Panem i nie będę Ci nic mówiła – prychnęła.
- To wtedy porozmawiamy zupełnie inaczej – zagroziłem. – Najpierw przychodzisz do biura i mówisz mojej narzeczonej, że poroniłaś przeze mnie, a nawet nie byłaś ze mną w ciąży, potem wysyłasz głupie liściki z groźbami…
- To nie byłam ja – tym razem to ona weszła mi w słowo. – To Jackson, nie ja.
- Jesteście razem w zmowie? – zapytałem, lecz mi nie odpowiedziała. – Pytam Cię o coś! – krzyknąłem, waląc pięścią w stół.
- Spokojnie, szefie – upomniał mnie Kab.
- Albo powiesz mi prawdę, mała suko, albo wylądujesz razem z McTyler’em w pace, w jednej pierdolonej celi – wycharczałem.
- Okay, okay! Powiem Ci! – uniosła ręce w poddańczym geście.
- Ale? – zaśmiałem się gorzko.

- Rzuć Clairy i wróć do mnie.


2 komentarze:

  1. Nonne wierze, ale glupia Clairy i ta cała uległa Zayna podla suką!! Wsztko się komplikuje, życie sis skonczy wszyscy zginiemy! :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieeee co ty Zayn?! Przecież jeśli chciał się spotkać z tą Chachi czy jak jej tam xdd To nie publicznie przecież jest na celowniku fotoreporterów ze względu na ślub! masakra xdd
    A Clairy? No nieeee czemu chcesz zrobić na złość Zaynowi zamiast pogadać na ten temat? ;/ Masakra, ale rozdział bomba jak zawsze ^^
    Pozdrawiam! ; 3

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest dla mnie zachętą do dalszej pracy! <3