czwartek, 17 września 2015

Book3 - 7

- Ciebie też miło jest widzieć, Clairy – uśmiechnęła się sztucznie moja matka.
- Bez wzajemności – parsknęłam. Zauważyłam, że niektórzy goście patrzyli na nas kątem oka. Nie chciałam aby moja własna matka narobiła mi wstydu w takiej ekskluzywnej restauracji.
- Dlaczego muszę dowiadywać się z mediów, że moja jedyna córka się zaręczyła? – zapytała mnie, spoglądając na Zayn’a, który tak samo jak ja, nie był zachwycony jej widokiem.
- I? – prychnęłam.
- Myślałam, że pochwalisz się, iż usidliłaś takiego kawalera jak Malik – powiedziała.
- Nie powinno Cię to interesować – burknęłam, powoli sącząc wino z kieliszka.
- Jestem Twoją matką, Clairy – odparła. Zadławiłam się winem, próbując powstrzymać ironiczny śmiech.
- Tak? Kiedy sobie o tym przypomniałaś? – zapytałam warkliwie.
- Oj przestań, nadal gniewasz się o tą sprawę z Lukiem? – wywróciła oczami. – Prędzej czy później i tak by Cię zdradził.
- Jesteś bezczelna – fuknęłam. – Wskakujesz do łóżka mojemu byłemu chłopakowi, zdzierasz od ojca kupę kasy…
- Odezwała się ta, która nie ma z tego korzyści – uśmiechnęła się złośliwie.

Zdzira.

 - Dla Twojej informacji prawie od miesiąca nie pracuję u ojca i nie utrzymuję z nim kontaktu – powiedziałam, wstając od stołu, by być z nią twarzą w twarz.
- Clairy – syknął w moją stronę Zayn, ale pokręciłam głową dając mu niemy znak, że wszystko jest pod kontrolą.
- Czego ty tak właściwie ode mnie chcesz co? – wyszeptałam ostro.
- Niczego – wzruszyła ramionami. – Chyba jako Twoja matka powinnam pogratulować Ci zaręczyn.
- No chyba – prychnęłam, zaciskając swoje dłonie w pięści.
- Jeśli miałaś tyle do powiedzenia, to chyba powinnaś odejść od naszego stolika, Christino – powiedział twardo Zayn, mierząc ją swoim ciemnym wzrokiem. – Jesteśmy na kolacji, a Twoja obecność nie jest nam tutaj potrzebna.
- I to ma być mój przyszły zięć – parsknęła cicho.
- Idź stąd już i wróć do kogoś, z kim jesteś – warknęłam.
- Od kiedy zrobiłaś się taka pyskata, córeczko?
- Po kimś musiałam to odziedziczyć – odparłam zgryźliwie. Mama zmrużyła oczy.
- Radzę Ci się zastanowić, czy dobrze robisz wychodząc za Malika – fuknęła. – Tyle kobiet go miało, a ty? Niczym się nie wyróżniasz, ani wyglądem, ani inteligencją.
- Odezwała się matka, która otwiera nogi przed młodymi chłopakami – splunęłam.
- Przynajmniej mnie chcą – zaśmiała się gorzko.
- Bo Twoje stare cipsko służy tylko do pieprzenia, bo ty nie zasługujesz na miłość – syknęłam.
- Dosyć tego – gdy matka chciała unieść rękę, Zayn ją chwycił i lekko wykręcił do tyłu. Moja matka zastękała i spojrzała na niego. – Co ty do jasnej kurwy robisz?
- Nikt nie będzie podnosił ręki na moją narzeczoną, tym bardziej jej własna, wyrodna matka – zacharczał Zayn, a jego poważna mina przez chwilę mnie przeraziła. – Albo wyjdziesz stąd sama lub wezwę ochronę i wtedy już nie będzie tak miło.
- Nie dotykaj mnie, Malik – syknęła moja matka, wyrywając mu się i gdy posłała mi ostatnie spojrzenie, po czym opuściła lokal.
- Clairy? – dłoń Zayn’a musnęła moją rękę. Popatrzyłam na niego. – Usiądźmy, w porządku? – spytał cicho. Pokiwałam lekko głową i zajęłam swoje miejsce. – Zapomnij o tym.
- Co ona tu robiła?
- Nie wiem Clairy – westchnął Zayn.
- Nie powinna tu być – odparłam. – Nalejesz mi wina? – Zayn skinął głową i wykonał moją prośbę.
- Spędźmy miło wieczór i zakończmy go w należyty sposób – powiedział, a w jego oczach zauważyłam tą tajemniczą iskierkę, którą tak w nim uwielbiałam.
- Proponujesz coś, Malik?
- Ja mam zawsze dużo do zaoferowania, Panno Watson.

***

- Mam nadzieję, że Ci smakowała kolacja – powiedział Zayn, gdy wychodziliśmy z restauracji. Jego ręka czule obejmowała moją talię, a drugą trzymał moją rękę i kciukiem bawił się brylantem mojego pierścionka zaręczynowego.
- Tak, było wspaniale – uśmiechnęłam się do niego i odpowiedział mi tym samym. – Dlaczego nie idziemy do auta? – zapytałam, zdając sobie sprawę, że poszliśmy w przeciwną stronę.
- Mały spacer jeszcze nikomu nie zaszkodził, prawda? – spojrzał na mnie rozbawiony.
- Ostatnio jesteś taki… uśmiechnięty, prawie ciągle się śmiejesz… Co Ci się stało? – parsknęłam śmiechem.
- Dużo się zmieniło… i ja się dzięki temu zmieniłem – odparł, patrząc na rozgwieżdżone niebo.
- Nie byłeś taki – stwierdziłam.
- Zdałem sobie sprawę, że gdy zachowywałem się jak dominat… udzielało się to innym. Stawali się wobec mnie potulni jak baranki, a mi się to podobało… teraz widzę, że to było złe. Powinni być przy mnie rozluźnieni, a nie non stop spięci.
- Też tak się czułam na początku – przyznałam. – Nie wiedziałam jak Cię rozgryźć, więc postanowiłam Ci się nie sprzeciwiać…
- Co Ci również niezbyt wychodziło – przerwał mi ze śmiechem.
- Mój charakter mi na to nie pozwalał – odparłam. – Ale lubię w Tobie tą namiastkę dominata.
- Tak? – spojrzał na mnie zaskoczony.
- Tak – skinęłam głową. – Lubię… jak dominujesz w łóżku – wyznałam mu cicho. Poczułam jak rumieńce wypełniają moją twarz.
- Wiem – puścił mi oczko.
- Skąd? – zmarszczyłam brwi.
- Stąd, że gdy przybieram maskę dominata po prostu więcej się dzieje i wszystko jest intensywniejsze. Rozumiem to.
- Ale kwiatki i serduszka są najlepsze – mruknęłam z zadowoleniem, a on zaśmiał się pod nosem.
- Tak – jego usta musnęły moją skroń.
- Zayn? – szatyn zerknął na mnie pytająco. – Nigdy nie miałeś dziewczyny na stałe?
- Nigdy – pokręcił głową i z powrotem jego twarz stała się poważna i zdystansowana. – Na dobrą sprawę nie zdążyłem jej mieć – dodał z zakłopotaniem.
Zapomniałam, że ta suka Carmen zmieniła go w dominata w bardzo młodym wieku.
- A ty? Miałaś jakiegoś skurwiela przede mną i Lukiem?
- Też nie, byłam zajęta liceum – rzekłam.
- Ty i nauka? Nigdy bym nie powiedział – uśmiechnął się zadziornie. Jego humory zmieniały się tak często jak nastroje kobiecie w ciąży.
- Ojciec postawił mi warunek, bo od zawsze chciałam pracować na stanowisku architekta. Więc, uzyskanie jakiejś tam dobrej średniej nie graniczyło u mnie z cudem.
- Mój piękny kujon – parsknął śmiechem.
- Chwilami zachowujesz się gorzej, niż nastolatek!
- Ja? – wywrócił zabawnie oczami. – To ja mam narzeczoną nastolatkę.
- A jestem dojrzalsza od Ciebie – powiedziałam.
- Może masz dojrzalsze kształty, ale resztę chyba pominęło – naigrywał się ze mną dalej.
- Ale z Ciebie świnia – zaśmiałam się naburmuszona.
- Świnia? – uniósł zagadkowo brwi do góry.
- Tak, świnia! – pisnęłam.
- Czyżby? – niespodziewanie Zayn ukląkł, chwytając moje nogi i przerzucił mnie przez ramię.
- Zayn! – krzyknęłam, śmiejąc się, podpierając się jedną ręką jego pleców by nie spaść, a drugą, by nie było widać mi piersi, bo dekolt kombinezonu do najskromniejszych nie należał.
- Mówiłaś coś?! – odparł, mocno klepiąc mnie w tyłek. Pisnęłam zaskoczona.
- Idiota! – krzyknęłam ponownie, szczypiąc go palcami w pośladek.
- Au? – udał, że go to zabolało, na co zaczęłam się niekontrolowanie śmiać.
- Postaw mnie na ziemi, Zayn! – poprosiłam go między wybuchami śmiechu. Zayn również się śmiejąc spełnił moją prośbę, po czym jego usta zetknęły się z moimi w namiętnym pocałunku. Z mruknięcie zarzuciłam ręce na jego szyję i pogłębiłam pieszczotę, ciesząc się tą uroczą chwilą, bo była ona jedną z najsłodszych momentów, jakie miałam w związku z Zayn’em.

***

- Więc, teraz o co mnie prosisz misiaczku? – zapytał mnie David, gdy wparował do willi dzień później, w wesołym nastroju. – Poza tym, wczoraj chyba dobrze bawiłaś się na randce z Zazą?
- Skąd o tym wiesz? – zdziwiłam się, poprawiając tunikę, która lekko mi się zagięła.
- Strony plotkarskie wczoraj aż huczały! I co Twoja matka robiła w restauracji Gordona Ramsey’a? Czy ją stać na takie luksusy? – prychnął, rozwalając się na kanapie, a Scarleth od razu wskoczyła na jego kolana, zwracając tym na samym na siebie uwagę. – Moja psinka, no! Urosła ona!
- Psy rosną jakbyś nie wiedział, David – parsknęłam, siadając tuż obok niego i Scar. – Nie wiem czemu tam była, z kim była, ale o mało co nie zepsuła mi wieczoru.
- Było aż tak źle? Może jakiś kutas ją źle splądrował lub coś i kobieta zaczęła się wyżywać – wzruszył ramionami David, całując po pysku Scar. – Gdzie Zayn?
- W pracy – westchnęłam. – Wczoraj poświęcił mi cały dzień, a rano powitało go ponad dwieście maili.
- Dobrze, że dziś byłem tylko na trzy godziny – David odetchnął z ulgą. – I po jakiego sprowadziłaś mnie aż tutaj?
- Bo potrzebuję kreacji, misiaczku – uśmiechnęłam się słodko.
- Na co? – ożywił się.
- Dostałam z Zayn’em zaproszenie na Oscary – odparłam.
- Na Oscary?! – wydarł się na cały salon, a Scarleth w tym samym momencie zawyła, jak na psa przystało. – Na pieprzone Oscary?!
- No i chcę dobrze wyglądać przy Zayn’ie, a nie jak jakaś niedorobiona suka, jasne? – klasnęłam w dłonie.
- Nie ma sprawy, kochaneńka, wujek David jeszcze dzisiaj umówi Cię z kilkoma projektantami – uśmiechnął się z dumą. – Będziesz wyglądać najlepiej! Ja już tego dopilnuję!
- Nie wątpię w to – odparł. – I... jest jeszcze jedna sprawa.
- Jaka? Coś się stało? – spytał. – Tylko nie mów mi, że jesteś w ciąży!
- Co? Nie! – niemalże krzyknęłam. – Po prostu, Jackson McTyler, to mnie cholernie martwi. Uczepił się mnie i…
- Bo on Cię od samiutkiego początku podrywał – przerwał mi w połowie zdania. – Jako doświadczony  w tych sprawach powiem Ci, abyś trzymała się od niego z daleka. Słyszałaś, że jest zamieszany w zabójstwo w swojej żony?
- To póki co są plotki – poprawiłam.
- Plotki plotkami, ale i w nich znajdzie się ziarno prawdy – odparł ojcowskim tonem. – Gdybyś się z nim spotkała na mieście, przy paparazzi, nie daliby Ci życia. Za dużo się wokół niego dzieje.
- Tu tylko chodzi o zwykły projekt, David – powiedziałam obojętnie.
- Wiesz, Tobie chodzi o projekt, jemu może o coś znacznie więcej? – zapytał retorycznie. – Gościu może i jest zajebiście przystojny, a mój kutas chętnie zwiedził jego tyłek, ale potem już nie chciałbym mieć z nim do czynienia.
- Gdyby to było takie proste, jak ty to mówisz – prychnęłam. – Chciał, abym przyleciała do Nowego Jorku i pomogła przy budowie tego wieżowca.
- Serio? – pokiwałam głową.
- Ale Zayn mi nie pozwolił, bo też martwi się o te plotki – rzekłam. – A ja nie chcę, aby się martwił.
- Zayn jest zazdrosny o wszystko, co jest płci męskiej, oddycha i… żyje – parsknął śmiechem. – Ale w tym momencie go rozumiem. Jackson może okazać się bardzo cholernie złym typem i chcę byś się z nim nie spotykała.
- Będę zmuszona, bo musimy omówić projekt – odparłam zrezygnowana.
- Poniekąd tu nie ma co do omawiania, bo od samego ten projekt zatwierdził, a prace powinny już trwać, a ty przyjechać zobaczyć efekt końcowy, czyli tak jak za każdym razem to robiłaś – odparł. David miał rację. Po co miałam przyjeżdżać jako pomoc, jeśli wszystko miał dokładnie rozpisane i rozrysowane? – Dobrze mówię?
- Tak – szepnęłam.
- Więc, jeśli się do Ciebie zbliży, wyrwę mu nogi z dupy – powiedział poważnie, a ja na widok jego miny zaśmiałam się krótko. – To nie jest zabawne, Clarisso. Ten facet może być chodzącym kłopotem.
- Jeśli chcesz zapytaj go czy lubi mężczyzn, to może pozwoli Ci się wypieprzyć – parsknęłam śmiechem. – I wtedy da mi spokój.
- Wszystko w przyszłości – poruszał zabawnie brwiami. – Cokolwiek… jutro organizuje małe przyjęcie, chcielibyście z Zayn’em wpaść?
- I skończyłoby się ono tak, jak ostatnio? – zapytałam go. Oczywiście wiedział, że mam na myśli sytuację z Carmen i żrący kwas na moich plecach.
- Nie, to jest zamknięta impreza tylko dla najbliższych… więc jak? – uśmiechnął się szeroko.
- Jeśli Zayn się zgodzi…
- Już o tym wiem – odezwał się nowy głos za moimi plecami. Odwróciłam się. Zayn szedł ku nam pewnym krokiem, a gdy napotkał moje spojrzenie uśmiechnął się zadziornie. – I będziemy.
- Świetnie – ucieszył się David. – Będę się zbierał, zostawię was samych gołąbeczki – mruknął, na co się ponownie zaśmiałam. – Przyjadę być może za jakieś dwie, trzy godziny. Bądź pod telefonem.
- Okay – pocałowałam go w policzek na pożegnanie.
- Ej, bo ten obok będzie zazdrosny – spojrzał ukradkiem na Zayn’a. – Pamiętaj, ja wolę kutasy.
- Wiem – Zayn się skrzywił. Parsknęłam śmiechem i wstałam z kanapy. – Tylko patrz jakieś ładne suknie, a nie chłam.
- Ja chłam?! – pisnął obrażony. – Z tego co wiem sukienka z BAFTA miała później niezły pożytek – uśmiechnął się złośliwie, a ja spaliłam buraka.
- Możesz już iść? – David się zaśmiał i gdy chciał opuścić salon, dołączył do nas raptownie Leo.
- Co się dzieje, Leo? – spytał formalnie Zayn, zdejmując z siebie marynarkę.
- Sir, przed willą czeka Jackson McTyler.



2 komentarze:

  1. Boże jak można mieć taką matkę?! Czy ona serio... chciała ją uderzyć i mówiła takie rzeczy na temat swojej córki? Nie wierze...
    David jak zawsze najlepszy przyjaciel i Zayn ^^
    Kurde ten Jackosn się ich uczepił jak rzep psiego ogona no kurde niech się wali! A nie wtrąca w ich związek ;/
    Pozdrawiam! ; **

    OdpowiedzUsuń
  2. Omg, omg, co za suką z tej matki, jak można tam się zachowywać? I jeszcze ten psychol, a Zayn jak zawsze cudo i Clairy cudowną *.* a David jak zwykle najlepszy gejuch świata i koniec !! <3

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest dla mnie zachętą do dalszej pracy! <3